Zdzisława Krasnodębskiego lubię czytać z kilku powodów. Raz, że to moim zdaniem jedyny publicysta na prawicy, który ma coś do powiedzenia, dwa że stara się porównywać polską politykę do polityki, choćby bliskich mu Niemczech, co u asów naszej publicystki znowu nie jest aż takie częste, a właściwie takich odniesień nie ma wcale. Z tym większą ciekawością zajrzałem do tekstu w Rzepie licząc na jakieś szersze tło, błyskotliwą próbkę talentu, słowem coś niestandardowego. Tymczasem, dostałem zatrważający zbiór komunałów, śmietnisko argumentacji, jakby Krasnodębski pozbierał tezy gnijące w sieci od miesięcy, a nawet lat i z propagandowym zacięciem zbiera je wszystkie do kupy. Dostałem tekst godny Semki, a nie Krasnodębskiego, choć bynajmniej o Semkę nie prosiłem.
Pal licho, że Krasnodębski utyskując na Platformę, zapomina, że partia która ponoć niczego nie rozwiązała, wyprowadziła jednak wojska z Iraku, zakończyła sprawę emerytur pomostowych, uchwaliła upadłość konsumencką, znowelizowała prawo zamówień publicznych czy wreszcie doczekaliśmy się jednego okienka. To mało, to bardzo mało, w porównaniu z obietnicami Tuska to prawie tyle co nic, a w dodatku owe tyle co nic obarczone jest ewidentnymi błędami (zwłaszcza upadłość) i nadaje się do poprawki, ale to są sprawy, na które Polacy czekali latami. Postpolityczność, o której pisze Krasnodębski urosła do takich rozmiarów również dlatego, że tacy jak Krasnodębski podsumowując dokonania rządu kierując się białymi, a nie żółtymi czy zielonymi stronami Rzepy. Wystarczy poczytać dorobek gwiazd dziennikarskiego pióra, odróżnienie trybu karnego od cywilnego sprawia im trudności nie do pokonania, a oni biorą się za analizowanie konstytucji europejskiej. Patrząc co robi rząd, patrzy się na pierwsze strony gazet, a tam tylko małpki, samolot, Zyzak, a teksty o opcjach, ustawach, Unii europejskiej, ekonomii – piszą absolwenci dziennikarstwa, albo stare wygi, które się k…a nie znają gazie, jak powiedział jeden redaktor. Cóż, mam wrażenie, że oni, dziennikarze, się nie znają na niczym, no może poza IPNem.
Krasnodębski pisze więc tekst, w którym zdanie, że lewica postsolidarnościowa nie różni się od liberalnych postkomunistów, jest tak samo prawdziwe, jak to, że prawica postsolidarnościowa nie różni się od konserwatywnych postkomunistów, stąd sojusz Kaczyńskich z Jerzym Robertem Nowakiem i całym tym środowiskiem. Pisze Krasnodębski tekst, gdzie argumenty o tym jak to strasznie rządzi Tusk, muszą wywołać uśmiech, bo teza o zamachu na media publiczne, które PiS odzyskało w nocnym głosowaniu by zmienić skład KRRiTV, i w których do tej pory panował ponoć taki dialog, że swój program miała Lichocka, Ziemkiewicz, Paliwoda, Pospieszalski, Wildstein, Kłopotowski, a nie miał Sierakowski to pluralizm rodem z łam Rzeczpospolitej. Podobnie zarzuty o specjalistach od wizerunku, choć przecież spin doktorzy to Bielan z Kamińskim, zresztą sam Krasnodębski wskazuje, że grunt do takiej polityki przygotował Marcinkiewicz (teraz już bić w fachowca Kaziulę można). O zarzucie niszczenia partii opozycyjnej, aż strach coś dodać, po tym jak również z moich pieniędzy poseł Lipiński obiecywał ordynarną łapówkę (spłata weksli ze specjalnego funduszu), a na Leppera fingowano fałszywe kwity w aferze gruntowej. Wystarczy wyobrazić sobie co by pisał Krasnodębski, gdyby, po tym jak sobie coś tam Netzel (ten sam Netzel co to go obsadził Kaczyński) przypomniał o Kurskim, ABW fingowała dokumenty i podsuwała Kurskiemu do podpisania. Zgadzam się z Kransodębskim, że cała akcja z kontrolą UJ to żenada, ale nadal nie jest to ten poziom, co wysyłanie przez Gosiewskiego prokuratorów do Niemczech za artykuł o polskich kartoflach. To bliskie, ale jednak różne poziomy.
Tekst Krasnodębskiego to nie jest tekst publicysty, to jest niemal agitka leminga, że użyje ukochanej obelgi (oczywiście pluje tylko Platforma) elektoratu spod znaku krzyża i szpady. Pogląd, że media prywatne obniżyły poziom, bo gonią za zyskiem, i tylko tym daje się wytłumaczyć niemal stałą obecność w nich ludzi, których w normalnym państwie, o jakim takim poziomie cywilizacyjnym, wstydzono by się pokazywać i odmawiano oglądać – jest całkowitym kuriozum. Wystarczy przywołać program Jackass, Springera czy Harald Schmidt Show. U nas telewizja jest grzeczna, a „Mała Brytania” cenzurowana.
Tekst Krasnodębskiego to tekst gdzie Krasnodębski popełnia ten sam błąd, co wcześniej Semka. Wszystko co robi PO było swego czasu robotą PiSu, - zamach na media, spin doktorzy, wojna totalna z opozycją czy wreszcie ingerencja w autonomię uczelni (nakaz lustracji prywatnych uczelni). Każdy zarzut w stosunku do PO jest z automatu zarzutem w kierunku PiSu, publicyści, którzy lekceważyli reżim Kaczorów, teraz mówią o reżimie Tuska, używając języka Polityki, GW czy Przekroju. Nastąpiło kompletne odwrócenie ról, ale nie języka i sposobu myślenia, strony zamieniły się miejscami, nie rozumiejąc że tracą w ten sposób resztki wiarygodności.
Pytanie na ile tracą wiarygodność blogerzy, którzy wali w Kaczorów jak w bęben, a teraz w Platformę nie walą, bo o blogerach co walą w Platformę, a za Kaczorów siedzieli cicho, mam takie zdanie jakie można mieć o Trznadlu w roku 54. Poprą najgorszą tandetę byle by była słuszna i po linii. Ja mam te szczęście, że reżim Kaczorów bardziej mnie śmieszył niż przerażał, owszem były momenty, gdy widać było jako takie zagrożenie, ale spokojna arytmetyka sejmowa nie dawał szans na wprowadzenie w życie tzw. reform (atak na Trybunał, podporządkowywanie sądów, banków). Miałem też te szczęście, że nie głosowałem na Platformę, którą nadal traktuję jako mniejsze zło, grypę w obronie przed durem brzusznym. Mam wrażenie, że właśnie za taką ma je społeczeństwo, jako skuteczną tamę przed Kaczyńskimi. Powie ktoś po cóż tama przed Kaczorami skoro Tusk robi to samo?
I tu trafiamy w sedno dzisiejszego podziału – podziału na siły zachowawcze i siły reakcji, na konserwatystów chcących zachować status quo, i rewolucjonistów, którzy pragną ją zniszczyć, na III i IV RP. To jest clou sprawy postkomuniści i lewica liberalna, nie chce zmian, uważa dziecko III RP, może za brzydkie, ale jednak za własne. Lewica antysystemowa, wojujący katolicy, czy katoliccy socjaliści – całe to towarzystwo dyskutujące w programie „System 09” – to ludzie, którzy chcą przełomu. Dzieli ich wiele, ale łączy jedno - niechęć do III RP. Miłosz w Rodzinnej Europie pisał, że rewolucje opierają się na obiektywnej prawdzie jej uczestników, i taka obiektywną prawdę u owych rewolucjonistów widać, bez względu czy to prawda objawiona Pismem Św., Andrzejem Gwiazdą, Misesem czy Kuroniem z Żiżkiem. Konserwatyści stanu posiadania, owych obiektywnych prawd już dawno nie mają – pozostał im już tylko relatywizm i chęć przetrwania. To naturalne zjawisko dla rozpasanych zwycięzców, obóz okrągłego stołu nie chce rewolucji, im jest dobrze, oni są ustawieni. I teraz ci nieustawieni, ci którzy się nachapali, ale nie do końca, jak PiS na Nowogrodzkiej, czy ci co się nachapać władzą, pieniędzmi, anarchią, czy Panem Bogiem w każdym ogródku nie mogli, chcą coś wyrwać dla siebie.
Ideologicznie bardziej odpowiada mi obóz zachowawczy, stąd, do pewnego momentu, jestem w stanie akceptować pewne formy obrony, bo tańczenie w myśl biskupich pląsów i czarnej sotni jest dla mnie dość obrzydliwe. Jesteśmy tym co czytamy, z kim rozmawiamy i gdzie się wychowaliśmy – klerykalna przedwojenna Polska wiktoriańskiej obłudy i patriotyczno przymusowego nadęcia jest dla mnie niestrawna. Dla innych niestrawna jest moja Polska, gdzie się można naśmiewać z papieża, religii nie ma w szkołach, krzyżów w szpitalach, a podatki płacimy albo jako pasożyty na dorobku pokoleń emigrujmy, nikt nikogo na siłę nie trzyma. Ale oprócz ideologii patrzę też na to kto i jak ma ową rewolucję poprowadzić i nie wierzę, że spośród jest ktoś kto intelektualnie i moralnie podła, nie widzę nic, nikogo, kto miałby mi świat lepiej urządzić, choć na Chmielną patrzę tyleż z niepokojem co pewną nadzieją. Ale wciąż, wciąż wolę się z konserwatystami III RP zgubić, niż z rewolucjonistami IV znaleźć, a gdy dobrodusznie dopuszczę myśl, by towarzystwo z Frondy, Rzepy tudzież salonu24.pl przez moment, na próbę, porządziło moim krajem, to błyskawicznie mi przechodzi gdy przeczytam zachwyty nad takim tekstem jak Krasnodębskiego.
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka