W otchłani książek współczesnych, coraz to słabszych, a momentami wręcz skandalicznie miałkich, gdzie wyraźny regres (jeśli nie upadek) przeżywa już nie tylko kultura myśli, ale także i słowa, chciałbym Państwu polecić pozycję szczególną – opowieść, która niczym złote runo lśni dawnym blaskiem i nawiązuje do najlepszych wzorców literackich stulecia.
Mam na myśli „Operację Chusta”- powieść, publikowaną w odcinkach, której pojawienie się w internecie, wywołało już pewien odzew, miejmy nadzieję nie szybko zapomniany. Autorem jest skromny publicysta Pan Tomasz Terlikowski, który kreśląc sylwetkę głównego bohatera – niejakiego księdza Jana – nadaje mu pewien typ własnych cech osobowościowych, przez co mamy przyjemność obcować z fikcją przyprawioną szczyptą autentyczności.
Czym jest Operacja chusta” ? Cóż łatwiej chyba powiedzieć, czym nie jest. Z pewnością nie jest kolejną kopią pseudo literackich zmagań z językiem polskim i słownikiem ortograficznym, tak jak nie jest też wcieleniem postmodernistycznej maniery pozbawiania książki umyślnie zaplanowanej fabuły. Akcja toczy się warto, choć nie brak i elementów zadumy – a wszystko wyważone w odpowiednich proporcjach. Proporcjach, rzekłbym mistrzowskich, tak by lektura nie nużyła i dawała pewną satysfakcję. Jeżeli jednak miałbym się pokusić o krótkie opis o tym, czym jest „Operacja chusta”, to rzekłbym, że akcja toczy się wokół wykradzenia relikwii przez księdza Jana, który w zlaicyzowanej i religijno podzielonej Europie nie może sobie znaleźć miejsca, i ignorując zakaz oddania chusty księżom kolaborującym z Brukselą ( wyraźna analogią z PAX-em), ucieka z nią do Tanzanii - gdzie bić ma autentyczne serce Kościoła Jezusowego. Sama wyprawa jest niebezpieczna, zwłaszcza, że o owej kradzieży jest głośno, gdyż (i tu oddajmy głoś autorowi) Portale internetowe pełne były doniesień o pustej kaplicy, a reporterzy z błyskiem w oczach informowali, że legalny duchowny rzucił wyzwanie państwu odmawiając podporządkowania się decyzjom Biura do Spraw Walki z Fundamentalizmem i własnego arcybiskupa. – Czy służbom uda się zatrzymać szaleńca? – pytali na wszystkich kanałach i we wszystkich portalach elokwentni reporterzy.
Elokwentni reporterzy pytali, a choć internet nie był zawłaszczony przez Brukselę, to ksiądz Jan i tak musiał przed Brukselą uciekać, co było o tyle trudne, gdyż Ojciec Jan musiał całą drogę pokonać na pieszo. Samochody miały bowiem, ze względów bezpieczeństwa, zamontowane chipy, które pozwalały na błyskawiczne ich zlokalizowanie, a nawet zdalne wyłączenie silników. Lot samolotem także nie wchodził w grę, bowiem od lat na bramkach wejściowych zamontowano identyfikatory źrenicy oka, których nie dało się oszukać. Nie dało się oczywiście wyłącznie tym, którzy nie chcieli przechodzić skomplikowanych operacji i nie mieli wolnych kilku milionów euro. Ale gdyby nawet udało się jakoś wejść na lotnisko, to i tak nie na wiele by się to zdało. Opłata za podróż mogła być bowiem dokonana wyłącznie za pomocą karty, która także pozwalała na błyskawiczne odnalezienie uciekiniera.
Niech jednak nie zwiedzie czytelnika ten krótki opis fabuły, zapewniam, że to tylko szerokie tło, na którym pędzlem swego talentu autor maluje panoramę przemian społeczno-obyczajowo-religijno-tożsamościowych. Główną zaletą dzieła jest przede wszystkim jego kilkuwarstwowość, gdzie możemy je czytać ciągle na nowa (na razie ukazało się tylko kilka odcinków) i odkrywać owe kolejne warstwy, doceniając przy tym przenikliwość autora. Oprócz wzmiankowanego powyżej orwellowskiego klimatu, mamy więc również i warstwę zwyczajnych przygód chestertonowskiego ojca Browna, kasandryczną wizję rodem z Oriany Fallaci, czy też ewidentne nawiązanie do Terturliana (aczkolwiek, zdaje się, że a rebours) – a wszystko to zanurzone w Kodzie da Vinci oraz Wellsie z jego Wehikułem czasu. Czasu, w którym, co prawda, istnieją identyfikatory źrenicy oka, ale do aborcji nie wystarczą tabletki (Ich zbiorowe modlitwy utrudniały dostęp do klinik aborcyjnych i miejsc pogodnej śmierci).
„Przy obieraniu cebuli” – tak roboczo nazwałbym owo dzieło, nawiązując do innego artysty, zważywszy na ową wielopiętrowość i pewien rodzaj sympatycznego wzruszenia towarzyszącego lekturze. Na uwagę zasługuje również warstwa symboliczna utworu – motyw chusty jako relikwii pozwala odejść od, dodajmy, nieco już oklepanej, symboliki krzyża, a także nawiązać międzypokoleniowy dialog, gdzie u młodszych czytelników mamy chustę z Krzyżaków, a u tych najmłodszych chusteczkę (ma chusteczkę haftowaną, co ma cztery rogi…). Pewne artystyczne zabiegi widać również, już przy samej konstrukcji nazwisk bohaterów, gdzie delikatną grą skojarzeń, gdzie autor nazywa oficera śledzącego księdza Husseinem Obamą, a sam ksiądz Jan nosi nazwisko Skorupko. Czyżby chodziło o tę znaną polsko-szwedzką aktorkę?
To co jednak najbardziej uderzyło mnie przy czytaniu, to pewna czujność pozwalająca na skuteczne kierowanie lektury na właściwy jej tor. Wszyscy pamiętamy te pierwsze kilkadziesiąt stron „W stronę Swanna”, gdy, zaiste ciężko było nie zgubić wątku, a dygresje, do dygresji, powoli spychały nas na margines akcji, powodując zniecierpliwienie, a w dłużej perspektywie nawet i znużenie (jak celnie opisał to w swoim Dzienniku Mieczysław Jastrun) W Operacji chusta na szczęście tego nie ma, owszem istnieją pewne zabiegi retrospektywne, przez co koncepcja czasu, doznaje swoistego poszerzenia, jednakże autor ascetycznie trzyma się wątku ciągle przypominając owe fikcyjne tu i teraz. Ot, choćby poprzez poniższe wstawki:
Policja miała nakaz uważnego sprawdzania czy osoby wchodzące do urzędów nie mają na sobie symboli manifestacyjnie wyrażających religijność, a zwykłym mieszkańcom Warszawy strój ten kojarzył się wyłącznie z fundamentalistycznym zagrożeniem jakie wywoływali rozmaici neotradsi.
Zmierzał na Pragę. Tam w starych, opuszczonych domach, bez Internetu, błyskawicznych połączeń, od lat mieszkali „wykluczeni”, ci którzy z własnej woli, nie przyjmując pomocy oferowanej przez państwo zdecydowali się na urodzenie upośledzonych dzieci, nie poddali się kuracjom „cudownymi komórkami macierzystymi” albo uciekając z kursów reedukacji antyhomofobicznej, postawili się poza nawiasem nowoczesnego społeczeństwa.
Ale jak? – wyszeptał ojciec Jan. Granice Zjednoczonej Europy były ściśle strzeżone. Tam, gdzie między nią a krajami rozwijającymi się nie było morza pobudowano mur z setkami noktowizorów, anten satelitarnych i wozów bojowych straży granicznej. Syta i świecka Europa nie chciała więcej emigrantów, którzy mogli zniszczyć jej kruchy system socjalny, i zanegować kierunek rozwoju.
Vladimir Nabokov miał nazwać Ulissesa strukturą wspaniałą i solidną, więc nie chcąc być posądzonym o plagiat (i parafrazę) mogę tylko ten komplement powtórzyć i rzec, że solidna robota Tomasza Terlikowskiego nie powinna iść w zapomnienie, a być może tak jak 40 lat temu przy Ulissesie, Skarb Państwa powinien wypuścić „Operację…” w jakimś większym, 40 tys. nakładzie.
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka