galopujący major galopujący major
61
BLOG

Czy pokocham Pana Paliwodę?

galopujący major galopujący major Polityka Obserwuj notkę 35

 I jak tu nie mówić o tym, że salon zbliża ludzi. Oto internetowy artysta, postmodernista w sztuce wklejania tekstów, nieszablonowy zwolennik wielkiej czcionki, czyli nowa gwiazda Salonu, Pan Piotr Paliwoda był łaskaw poświęcić mi parę zdań swego komentarza. Jest to tym bardziej cenne, że biorąc pod uwagę obecne zajęcie Pana Paliwody (wyczerpujący etat w MEN) poszczególne zdania mogły być pisane na państwowej klawiaturze, w państwowym gmachu na Szucha (wiemy co się tam kiedyś działo), podczas czasu pracy Pana doradcy. Siłą rzeczy komentarz ten, chociażby podświadomie odbieram z całą powaga 1000 letniego państwa Polskiego,  a także z całym dostojeństwem Kościoła Katolickiego, który zdaje się ma prawie tyle lat co Aborygeni w Australii.

GP ma nawet przebłyski pewnej wiedzy. To nie jest prymityw spod budki z piwem - o, nie! Ale dziś w Polsce największym problemem nie są menele dopraszający się paru groszy na denaturat.

Już w pierwszych zdaniach widać, że Pan Paweł raczej mnie polubił. Nie jestem dla niego menelem pijącym denaturat, co chyba powinienem odczytać jako pewien rodzaju komplement. Co prawda dla niektórych wykształciuchów fakt, że menele pijący denaturat raczej nie klikają w Internecie, jest dość oczywisty, ale kto wie, być może w MEN panuje przekonanie, że każdy menel po solidnym hauście niebieskiego trunku, wyciąga swój bezprzewodowy palmptop i wstukuje obraźliwe teksty na blogu Pana Paliwody. Ja jednak na szczęście takim menelem nie jestem.  

To jest margines, bez żadnych wpływów. Problem stanowią ludzie wykształceni, którzy przekazanej im wiedzy nie przemyśleli, nie przeżyli, nie przecierpieli.

Co do cierpienia to trudno mi się z Panem Paliwoda licytować, wszak nigdy nie dane mi było prowadzić programu telewizyjnego, tudzież doradzać samemu profesorowi Legutce, a cierpienia to muszą być przeogromne. Cieszę się jednak, że Pan Paliwoda zalicza mnie do osób niecierpiących, wszak rzeczywiście nie dane mi było w przeszłości czytać jego tekstów, toteż ani ketonal, ani tramal, ani nawet morfina  nie była mi nigdy przy lekturze potrzebna.

Nie twierdzę, że postmoderna to sami głupcy (np. praca Zygmunta Baumana "Nowoczesność i Zagłada" jest książką mimo wszystko interesującą; Rorty napisał kilka niezłych tekstów specjalistycznych o Arystotelesie; Foucault zwracał uwagę na całkiem realne cierpienia "odmieńców" w otoczeniu chrześcijańskiej społeczności).

Akurat co do tego fragmentu trudno mi się odnieść, może tylko to, że chyba jestem tą postmoderną, co na pewno brzmi lepiej niż menel spod budki z piwem, ale kto wie być może, czai się tu jakaś ironia lub nawet dystans do samego siebie, z którego  Pan Paliwoda dał się już  poznać.  

Chodzi raczej o instrumentalne traktowanie myśli krytycznej - stosowanie jej wyłącznie we własnym interesie. Czy Pan Galopujący Major przypuszcza, że ja nie potrafiłbym tutaj pisać tak, żeby mnie pokochał i on, i inni drapieżcy? Jeśli się chce być odważnym i iść pod prąd, nie pisze się o moherowych beretach, ale o wykształciuchach.

Trudno mi powiedzieć co musiałby napisać Pan Paliwoda abym go pokochał, wszak jestem szczęśliwie żonaty. Być może jednak siła jego tekstu jest tak zniewalająca, że będę zmuszony zmienić swoją orientację i  tym razem już tylko z Panem Pawłem udać się na karaoke do klubu TORO.  Skoro konserwatyści wierzą, że z homoseksualizmu można się wyleczyć, to chyba można też go nabyć?

Jednocześnie warto docenić odwagę i brak oportunizmu Pana Paliwody. Doprawdy gdy urzędnik państwowy piszę to samo co aktualnie urzędujący Marszałek Sejmu to z pewnością musi to być wyraz braku jego konformizmu i nie tylko. Gdyby przykładowo Pan Paliwoda na łamach Krytyki Politycznej opieprzył prof. Legutkę i marszałka Dorna, to z pewnością byłoby to obrzydliwe lizusostwo wobec swojego pryncypała.  

To ostatnie bardzo utrudnia dostęp do mediów, do stanowisk na uczelniach, do grantów itd. Łatwo siebie kreować na bojownika o wolność, posługując się językiem i argumentacją własnego otoczenia. Trudniej je krytykować i dezawuować. \

Co prawda nie jestem menelem, ale na mój menelowaty umysł wydaje mi się, że albo czegoś nie rozumiem albo Pan Paliwoda jest chyba lewakiem. Skoro posługuje się językiem  konserwatystów i jednocześnie on nie jest z tych co  posługując się językiem i argumentacją własnego otoczenia, to nie ma siły, ale nie tylko jakiś bruderszaft z Baumanem być musiał, ale być może nawet całe tony papirusów razem spisali. Skoro Pan Paliwoda pisząc choćby o rozmytych mózgach blogerki rode, krytykuje i dezawuuje własne środowisko, to chyba tak jak rode pochodzi od tych lewoskrętnych filozofów. Zaiste, cóż to za wnioski wypływają z tej państwowej klawiatury.

Tyle osób wyrzuca mi tutaj małodusznie mój etat w MEN. Ale najpewniej nikt z nich nie wie, że głównym moim zajęciem w życiu była - oprócz studiowania filozofii - praca na budowach.

Doceniając poświęcenie Pana Pawła w branży budowlanej (pewnie stąd ten sentyment do denaturatu), trzeba stwierdzić, że już widać pierwsze efekty osiągnięć Ministerstwa Edukacji Narodowej. Oto pytanie urzędnika państwowego co robi w czasie pracy i ile zarabia, powinno być raczej traktowane jako małoduszność, małostkowość, a najlepiej bezczelność i chamstwo. Nie po to przecież Pan Paliwoda haruje po godzinach ( i jeszcze pisze bloga), żeby teraz jakiś podatnik pytał się na co idą jego pieniądze.

Nie jest łatwo pisać wbrew jakiemukolwiek salonowi. Szczególnie zaś trudno przeciw salonowi postkomunistyczno-liberalnemu - i to teraz, w Polsce po 1989r.

I rzeczywiście nie jest łatwo. Nie jest łatwo pisać w salonie 24, gdzie większość blogerów jest prawicowa, nie jest łatwo pisać to samo co piszą w Rzeczpospolitej, Wprost, Gazecie Polskiej, Naszym Dzienniku, Nowym Państwie, Frondzie, Niedzieli, Gościu Niedzielnym, a także pisać to co pokazują w TVP1,TVP2,TVPINFO i czego wreszcie można posłuchać we polskim radiu. Tak, nie jest łatwo mieć swój program w TV i być doradcą Ministra Edukacji. Nie jest łatwo, wszędzie konkurencja i do tego Adam Michnik ośmiela się mieć swoje zdanie  i dalej nie chce przyjąć do Gazety Wyborczej.

Po prostu nic tylko emigrować, przynajmniej wewnętrznie

        Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email: gamaj@onet.eu About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (35)

Inne tematy w dziale Polityka