Jak tak dalej pójdzie, to naród się przestanie tymi żałobami w ogóle przejmować – tak powinienem zacząć felietonik, ale mam wrażenie, że przełom nastąpił już dawno. I prezydent sobie, a naród sobie. Wszak kiedyś oponowano nieśmiało, po kątach szeptano żeby nie przesadzać z tym żałobnym szałem, że może Lech się zagalopował, a dziś proszę - kto żyw się nad prezydenciną pastwi, że sobie po dożynkach pijarowo chce zapunktować.
Sam pretensji nie mam, bo choć w życiu żadnej narodowej żałoby nie obchodziłem, to ta obecna mi nie przeszkadza. To trochę jak niektórymi, co łkają za utraconą wolnością, choć w rzekomej niewoli generalnie mogą robić to samo, co w wymarzonej wolności. Robię więc co swoje i dopóki mnie nikt nie przymusza by kirem żałobnym okna powlekać, niech sobie flagi do połowy zwisają. Zwłaszcza że flagi, defilady, ordery zawsze mi poniekąd zwisały, nie mój to cyrk i nie moje małpy. Gdyby to zależało tylko ode mnie, to bym odgórnej żałoby zakazał, bo raz, że to normatywna głupota, a dwa, jednak jakaś profanacja i gradacja ludzkiej śmierci. Ale jak mówię, niech sobie będzie, choć rozumiem tych, co przez cały ten okres stracą klientów. Prezydent ich rachunków przecież nie zapłaci.
Rozumiem też tych, którzy życie uzależnili od telewizji, dla których dwa dni Hansa Klossa, czy Janosika to jest mordęga. Złośliwie rzec mogę, że poznają ból prowincjonalnej młodzieży, która przez post wielkanocny po wiejskich zabawach parzyć się i chlać wińska nie może. W końcu owe słynne 40 dni, to też ma być jakaś żałoba.
Problem jednak w tym, że ci wszyscy, którym dwa dni odgórnie zarządzanego postu jakoś plany psuje, naraża na straty, czy choćby pozbawia przyjemności, owe częste żałoby po prostu znienawidzą. I zamiast choć na chwilę pomyśleć o ofiarach, przy każdym większym karambolu, zaciskać będą kciuki szepcąc, że by ten tam, z Pałacu, znowu nie wpadł na pomysł ogłaszania „jakiejś kretyńskiej żałoby”.
Komentarze
Pokaż komentarze (8)