Muszę przyznać, że Pan Marek mi wreszcie zaimponował. W przeciwieństwie do swoich kolegów, gdy Temida ma się nad nim pochylić, nie nawołuje, ani by zamykać się w klatkach, ani by znieść niezawisłość sądów. Nie użala się też nad sobą, kserówek z e-mialów nie wysyła, czy też nie prosi internautów by za niego szukali dowodów w sprawie. Słowem, daleko Panu Markowi do Sakiewicza, Targalskiego czy Ziemkiewicza. Niczym prawdziwy mężczyzna, przyjmuję sprawę na klatę, więc nie dziwne, że się prawdziwym kobietom podoba. No, może z wyjątkiem Pani Renaty.
Co prawda, Pan Marek myli powództwo z aktem oskarżenia, ale umówmy się sprawa to dość drugorzędna. Przecież to nie jest tak, że jak komuś rzekomo grozi kara więzienia, to powinien się co nieco o swym stanie prawnym dowiedzieć. Zwłaszcza, że sprawa jest dosyć błaha. Aczkolwiek uwierać może pewien, mały drobiazg. Otóż Pan Marek z wrodzoną sobie delikatnością nazwał Pana Iwanka „ubeckim kapusiem”, podczas gdy Pan Iwanek kapusiem mógł być co najwyżej Sbeckim. Niby nic, ale jednak z moralnego punktu widzenia donoszenie do Urzędu Kiszczaka, to nie to samo co do Luny Bristigerowej, wszak z tą ostatnią by pryncypał Pana Marka do stołu z pewnością (?) nie siadał. A z Kiszczakiem, i owszem, Pan Kaczyński raczył biesiadować. Rzec więc można, iż zarzut jest nieprawdziwy. Tyle, że cóż z tego, skoro aby kogoś skazać za zniesławienie, należy udowodnić, iż pomówiono o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego do pełnienia danej funkcji, zawodu lub działalności. A przecież skoro rzekome donoszenie do SB nie poniża i Pan Iwanek dalej może na uniwersytecie pracować, to nie poniża chyba również donoszenie do UB? Nawet gdy zarzut to nieprawdziwy. Moralnie dla Pana Marka i Kaczyńskiego różnica pewnie jest, ale czy jest dla śląskiego Uniwersytetu? Śmiem wątpić.
Niestety więc sprawa może się rozejść po kościach. Piszę niestety, bo jak udało mi się już kiedyś przewidzieć, od momentu gdy Michnikowszczyzna wściekle Pana Marka zaatakowała, jego kariera doznała błyskawicznego przyspieszenia. Albowiem gdyby nie kapuśIwanek z bandą przydupasów(to też od Pana Marka) to nasz politolog mógłby, co najwyżej nadal niezależnie tłumaczyć kto wygra wybory i dlaczego któryś z braci Kaczyńskich. A tak z miejsca stał się autorytetem, na jedynkę wskoczył, Panny wzdychają, Panowie się prężą, a sam zainteresowany może nawet porozmawiać (i to na żywo) z posłanką Senyszyn. Gdyby więc sąd, mimo pewnych wątpliwości, zechciał Pana Marka jednak skazać, choćby na małą grzywienkę, mogłaby kariera, za przeproszeniem, niczym gejzer, wytrysnąć. A nasz Marek Słupnik, jeszcze wyżej i głębiej by sięgał, i może, zamiast z Palikotem, zaczął by się, jak Ziobro, choćby ze Schetyną albo Czumą boksować.
PS Panu prezesowi i Polakomwstyd jest zablogera Sowińca.
Komentarze
Pokaż komentarze (7)