Zastanawiające jest to nagłe zainteresowanie polskiej prawicy, ludźmi kultury za każdym razem, gdy ci wychylą się spoza mianstreamu i powiedzą cokolwiek, co może się przydać. Choćby to były największe banały. Tak było gdy Artur Bazak podchwycił rzekomą konwersję Doroty Masłowskiej, gdy Jakub Lubelski tłumaczy wywiad z Houellebeck, a bloger Foxx cytuje wywiad z Agnieszką Holland*. Choć przecież ludzie kultury, gdy tylko wyjdą za swą wąską specjalność, w swych obserwacjach przestają różnić się od przeciętnego Kowalskiego. I popadają w najzwyklejszy schematyzm. Jak choćby właśnie w dyskusji między Holland a Wildsteinem, gdzie ten drugi nie rozumie, iż Farfał nie został neonazistą w czasach, gdy nazizm był przedmiotem powszechnej propagandy, przymusu czy groźby, więc jego analogia z wybaczaniem komunistom czy TW z PRL, choć efektowna, być musi być kulawa. A Agnieszka Holland mając pretensję do Wildsteina za to, że jako Polak żydowskiego pochodzenia, nie reagował na Farfała przeszłość, nie potrafi nawet i tejże kulawej analogii dostrzec. Ot, typowa polska debata, dwie, do znudzenia przewidywalne strony, szepczą te same zaklęcia. Mimo to, a może właśnie dlatego, głosy ludzi kultury nie o kulturze pieczołowicie są wyławiane i kolekcjonowane. Jakby wciąż istniał kompleks, że oni, artyści nie poszli z nami, cywilizacją życia, za Herbertem, bo przecież nie ma co udawać, że elektorat polskiej prawicy gardzi przeciętnym Kowalskim, nie mniej niż elektorat PO. Weźmy chociaż przytyki do Grasia o cieciu, jakby zawód ciecia kompromitował co najmniej jak prostytucja. A przecież tzw. ochrona to często jedyne zajęcie dla młodych, niewykształconych z małych miast i bynajmniej nie chodzi tu o ochronę sprzed KDT W Warszawie. A te ciągłe aluzje do profesury Sadurskiego? Jak gdyby owa profesura miała jakikolwiek znaczenie dla trafności jego poglądów.
To samo poczucie wyższości, pogardy, jak plaster miodu przyciąga do dyskusji o upadku i degrengoladzie polskiej kultury, również, a może przede wszystkich tych, którzy z ową kulturą nie mają za wiele wspólnego. Którzy, nie potrafią, już nie tylko napisać paru zgrabnych zdań (poziom blogów słabiutki), ale znają i to ledwo, ledwo jeden obcy język, choć gardłują, jak to przed wojną uczeń gimnazjum władał łaciną (i greką!). To są ci sami ludzie, którzy rechoczą z głupawych żartów, gdzie Tusk to Chyży Rój, Kaczyński kartofel, a Wyborcza to gazownia i gówno prawda. A potem oburzają się na Majewskiego i Wojewódzkiego za prymitywny dowcip, choć kudy im z talentem do komików TVN. Wystarczy spojrzeć jakie nieporadne robią banery na blogach. Nie rozumieją lub nie chcą rozumieć, że czas, gdy Słówka Boya, riposty Talleyranda, czy Kabaret Starszych Panów, to przeszłość, że nie przypadkiem ten humor jest, również i dla nich, po prostu nudny. Bo obyczajowość, powszechne łamanie tabu (to już nie efemeryczny markiz de Sade) czy chamstwo przenikające społeczeństwo od góry do dołu (my się ku…a nie znamy na gazie), poszło na tyle do przodu, iż delikatne uszczypliwości, są tyle nie śmieszne, co wręcz niedostrzegalne. Teraz trzeba komuś, za przeproszeniem, przy….ić. I dopiero wtedy dowcip się uda. Nie przypadkiem cytuje się humor nie z Jamy Michalikowej, a na jednego endeka co na mnie szczeka.I nie przypadkiem pierwszy film duetu Konecki & Smarzowski, mimo świetnych recenzji, nie cieszył się takim powodzeniem jak Testosteron czy owe tandetne Lajdis. Zbyt dużo tam nawiązań, choćby do Bergmana. I wreszcie nie przypadkiem Warzecha z Ziemkiewiczem, czy Władyka w studio Tok Fm, śmieli się tego, z czego się śmieli. Polska (i nie tylko Polska) to społeczeństwo chamów w dużej mierze snobującej się na inteligentów i ludzi kultury. Powiedz któremuś, że jest brzydki – wytrzyma, powiedz, że jest prostacki i nie inteligentny - nie zdzierży. Dziś wszyscy z wykształceniem uważają się za kultury konsumentów, choć z kulturą mają tyle wspólnego, że na Moniuszki parkują samochód, by polecieć na Chmielną na zakupy, kebab albo posłuchać jak Jacek Żakowski narzeka na Kaczyńskich u Sierakowskiego.
Owszem, istnieje kategoria osób, którzy albo mają głód kultury albo choćby do tego aspirują. Empiki są pełne ludzi, i nawet, jeśli gro książek to Alchemik, co na brzegu Piedry siedział i płakał, a Grochola nigdy w życiu się znowu nie zakocha, odkocha czy sam Mitra jeden wie, co tam jeszcze, to jednak trochę tej kultury się przy okazji sprzeda. Ale to będzie tylko kropla w morzu, lada moment wyjdą pisma zebrane Herlinga- Grudzińskiego, co roku pojawiają się listy Witkacego do żony, ile osób to kupi? A ile kupi i w dodatku przeczyta. Na targach książki, wielka kolejka do Janusza L. Wiśniewskiego, a gdzieś z boku, w kącie, siedzi samotnie Adam Zagajewski. Kto wie, być może przyszły noblista? Bloger Timmy poczynił kapitalną uwagę. Nasz recenzent-przemytnik konserwatyzmu, pisze na blogu Kłopotowskiego
Nie wiem, czy jest Pan teraz w Polsce, czy nie - ale zapewniam Pana, że każdy Polak, jeśli tylko chce, ma nieograniczony dostęp do wszystkiego, co w kulturze wartościowe. W Polsce można w tej chwili obejrzeć/przeczytać niemal wszystko.
Problemem nie jest wcale dostępność do kultury wysokiej, ale chęć
Nie mam pojęcia, skąd to się u Pana bierze. Może Pan oczywiście zmusić ludzi do płacenia tv publiczną, ale zapewniam Pana - do oglądania tego, co pan z te pieniądze wyprodukuje, nie zmusi ich Pan na pewno.
Timmy ma rację. Kto broni się uczyć łaciny, greki i hebrajskiego? Kto broni zagłębiać się w księgi Ojców Kościoła, Swetoniusza, Spinozę? Macie i bierzecie, na co czekacie? Teraz, po latach cenzury, kultura nareszcie jest ogólnie dostępna, nareszcie można się nią sycić do woli. Ale przez to wyzbyła się aury tajemniczości i straciła posmak adrenaliny. No i w dodatku trudno, umęczonym po pracy (już nie do 16 tej), wykąpaniu dzieci, wyjściu z psem, siąść i czytać Petrarkę. Lepiej wrzucić nowego Indiana Jonesa, lub obejrzeć pogrzeb „artysty” Jacksona. Wspólnota przeżywania – jeszcze jedna proteza obcowania w czymś ważnym i kulturalnym.
I teraz ta cała zgraja kulturalnych, oczytanych o wyrafinowanych gustach, dla których bez dorobku, jest Kołakowski (ale już nie broń Boże Bocheński, Isaiah Berlin czy dobra Żydówka Arendt), teraz ta kulturalna elita, grzmi i poucza, jak trzeba wychować tych prostych. Tych, co wolą „M jak miłość i „Na Wspólnej”, zamiast w nieskończoność cytować jeden wywiad późnego Herberta albo kilka strofek Szymborskiej. Teraz mniejsze chamy będą chamów większych chamstwa oduczać. W TVP, rzecz jasna, bo gdzieżby indziej? A oduczać będą ściągając innym na siłę pieniądze. Co ciekawe ci sami, co dziś wierzą Agnieszce Holland, parę lat temu wieszali psy na niej i jej kolegach, gdy środowisko kultury sprzeciwiało się obniżeniu kosztów uzyskania przychodu. No, ale wtedy, wiadomo inny był car i inni bojarzy. Tylko, jeśli TVP naprawdę chciałaby prowadzić misję, to musiały upodobnić się właśnie do stacji komercyjnych, od których to, jak brzmią zatroskani, ma się zdecydowanie odróżniać. A to dlatego, że elitarność kultury powoduje, że jednocześnie nie może być ona powszechna, a za czym idzie nie może oddziaływać na masy. Kategoria ludzi, którzy aspirują, choć coraz większa, sprowadza się jeno do snobowania się na kulturalne potrzeby, choć po cichu i tak zamiast operowego wycia wolą dr. House czy Archiwum X. A teatr to dla nich Teatr Kwadrat a nie TR czy Teatr Powszechny. Reszty zaś, choć byś chciał to nie przypniesz do fotela i nie każesz im oglądać koncertu Pendereckiego. I tak przełączy na TVN albo Polsat. Zaś widz o guście wyrafinowanym, po pierwsze sobie poradzić, co najwyżej przepłaci i kupi w Internecie, a po drugie jego wychować się nie da. Zbyt jest ambitny żeby poruszyły go teatralne atrapy, jakimi były historyczne widowiska serwowane ostatnimi czasy przez TVP. Jeśli ma w nie uwierzyć, to uwierzył już i bez tego, to kwestia jego wiedzy, środowiska i poczucia intelektualnej uczciwości. Pomysł, że ktoś o elitarnym umyśle da się propagandowo ujeżdżać, już nie tylko przez taką stację jak TVP, ale że w ogóle da, w warunkach wolnego wyboru, da się w ogóle ujeżdżać – to policzek twarz dla tej elity. Co to za elita, która się podda „wyszukanej” dyskusji w „Warto rozmawiać”. Zresztą, jeżeli a priori zakłada się, że środowisko kulturalne, w swej ogromnej większości ma określone, dość zbieżne, ideologiczne, poglądy, to oczywiście efektem stawiania na kulturę, będzie tejże ideologii utrwalenie i pogłębienie. Przecież skoro film o Katyniu powstał dopiero niedawno, to nie znaczy, że naraz wielkie nazwiska zaprzeczą własnym estetycznym sympatiom, programom i masowo rzucą się do robienia filmów o Bolku, postkomunistach albo uwłaszczeniu Kaczyńskich. Psiocząc na ludzi kultury i oddając im jednocześnie platformę wychowawczą (bo innych, tych „słusznych, po patriotycznej linii”, aż tylu nie ma) – ot, pomysł na przełom nowych, pryszczatych, pożal się Boże, klerków. Tymczasem, dajmy na to historyczna (niechby i nawet uzasadniona) propaganda, przeznaczona winna być właśnie dlas reszty - w postaci sensacyjnych seriali, filmów, teleturniejów czy diabli wiedzą, czego jeszcze. Bitwa o masy, o naród czy jak ktoś chce o społeczeństwo nie rozgrywa się w kulturze, tylko w popkulturze. Zrozumieli to Amerykanie, którzy swój nachalny patriotyzm promują właśnie w Hollywood. I robią to na tyle dobrze, że dziś każdy Polak zna amerykańskie sądownictwo lepiej niż polskie i wie, co znaczyć ma dla nich państwowa flaga. U nas flaga ląduje w psich kupach, co może akurat w tym kraju jest absolutnie potrzebne, bo kulturalni rodacy zostawiają gówna swych czworonogów na dosłownie każdym, wolnym skrawku zieleni. A potem lamentują nad upadkiem TVN-u i polskiej kultury.
Dlatego, poza niszową TVP Kultura, i TVP Info, być może TVP należy sprywatyzować i pod rygorem utraty koncesji nakazać nadawcom prywatnym (jak już mamy kogoś do czegoś zmuszać) by, co jakiś, określony czas puszczały programy misyjne, wyłonione w drodze otwartych konkursów. A wówczas można by połączyć, interesujący, zyskowny (dzięki dobrej porze oglądalności) serial, z tak bardzo pożądanym, edukacyjnym wychowywaniem telewizyjnego bydła. Bo przecież w gruncie rzeczy, ci wszyscy utrwalacze Kultury przez duże K, uważają resztę za nierozumne bydło, które na potrzeby Ojczyzny, batem w ich wydumanym patriotyzmie trzeba wychować.
* Foxx przyrównuje nawiązane Holland do pochodzenia Wildsteina (jako Żyd z pochodzenia winien się oburzać na Farfała) z żartem Ryzyka. Że niby Holland też postrzegając świat, też niepoprawnie segreguje ludzi. Jest to grube nieporozumienie bo akurat Wildstein nie tylko mówił o swoim pochodzeniu, ale w wywiadzie dla Playboya opowiadał także o tym jak dostawał antysemickie telefony, bodajże w redakcji Rzepy. Więc tak jak u Kazimiery Szczuki, jego pochodzenie jest elementem jego publicznej osobowości. Jeśli zaś chodzi o to, jak Wildstein odnosi się do antysemityzmu, polecam wyjątkowo, jak na niego, mało toporną i wyważoną krytyką Grossa.
Polacy czy ludzie
Mordowanie niedobitków, które umknęły wielkiej kampanii mordowania narodu, to akt szczególnie wstrząsający. Naturalnym odruchem jest więc przyjęcie, że bezsilni obserwatorzy ludobójstwa powinni być szczególnie uwrażliwieni na cierpienia jego ofiar. Powinni być z nimi solidarni i zrobić wszystko, aby im pomóc. Wydaje się, że takie wyobrażenie przyświeca Janowi Tomaszowi Grossowi i czytelnikom, którzy akceptują jego książkę.
Jak było możliwe, aby w Polsce bezpośrednio po Holokauście wymordowano, powiedzmy, blisko dwa tysiące Żydów? Jeśli normalni ludzie powinni zrobić wszystko, aby ofiarom ludobójstwa pomóc, a Polacy na taką skalę dokonują ich pogromów, świadczy to o tym, że są narodem głęboko zdeprawowanym, a antysemityzm jest ich dominującym uczuciem.
Przy takim ujęciu mniejsze znaczenie mogą mieć uszczegółowienia dowodzące, że wiele z tych mordów miało tło rabunkowe, a wielu Żydów zabito nie jako Żydów, ale członków aparatu represji komunistycznego państwa.
W rzeczywistości jednak wyobrażenie, że ludzie walczący o byt w czasach odczłowieczonych odczuwają empatię wobec grupy naznaczonej i szczególnie prześladowanej, jest naiwne i fałszywe. Chcielibyśmy, aby tak było, i taka właśnie winna być norma, nie znaczy to jednak, że jest to norma statystyczna. Ludzie łatwo przyzwyczajają się do traktowania innych jako podludzi. W czasach szczególnych, jak lata Zagłady, kiedy problemem jest przeżycie, przyzwyczajenie to następuje wyjątkowo szybko.
Nie jest to okoliczność łagodząca dla ludzi zmieniających się w bestie. Musimy jednak zdać sobie sprawę, że liczba bestii w takich czasach wzrasta niepomiernie i nie jest to efekt szczególnych dyspozycji Polaków. Naiwne podejście do natury ludzkiej powoduje natomiast, że wyjątkowo surowo traktujemy realnych ludzi i ich wspólnoty.
Naiwność zmienia się w ich łatwe potępienie. W nieludzkich czasach dużo trudniej być człowiekiem. Dowodzi tego historia ludzkości. Zrozumienie tego przeszkadzałoby jednak Grossowi w przeprowadzeniu dowodu na założoną uprzednio tezę.
http://blog.rp.pl/wildstein/2008/01/16/polacy-czy-ludzie/
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka