Podatki, durszlak i Prometeusz
Jeżeli podniesiemy podatki to wzrosną dochody budżetu – napisał prof. Sadurski, za co, z miejsca go zakrzyczano, że jest wręcz odwrotnie, i to nie wyższe, a niższe podatki dają więcej pieniędzy Skarbowi Państwa. I skoro jest taki mądry, to niech ustawi 100% stawkę podatkową, a wówczas będzie miał pieniądze na pielęgniarki, na edukację, na policję, słowem na wszystko. Utrzymując się w tonacji krytyków profesora (ach, jak ten tytuł działa na wyobraźnię) rzec można, że skoro to niższe podatki dają więcej pieniędzy do budżetu, to powinno się ustawić 0% stawkę podatkową. A wówczas budżet dopiero byłby pełen gotówki.
Gdy więc już wyrafinowaną retorykę liberalną mamy za sobą, pora się przyjrzeć źródłu wszelkich nieszczęść, a więc krzywej Laffera. Bloger Chevalier pisze, że krzywa w Polsce nie działa, co sądem jest dosyć odważnym, gdyż ja ostrożniej dodałbym, że owszem krzywa działa – tyle, że jesteśmy na niej o wiele niżej niż nam się wmawia. Pytanie dlaczego? W niedawnej, szumnej akcji Rzeczpospolitej przeciwko podwyżce podatków, padło zdanie, że z dwojga złego polscy przedsiębiorcy wolą podatki już prostsze niż wyższe. Niestety opinia ta nie została przez Panów redaktorów podchwycona, a szkoda. Śmiem bowiem twierdzić, iż skomplikowane podatki przerażają, bo polski przedsiębiorca, owszem jest fachowcem, ale jedynie w swej branży. A branżą tą bynajmniej nie jest doradztwo podatkowe (przedsiębiorcy w podatkowym know-how to zaledwie promil).Tedy patrząc na aferę z opcjami walutowymi, problemy ze spłatą wziętych ponad miarę kredytów obrotowych, czy optymalizację podatkową sprowadzającą się jedynie do kupna lewych faktur (aaa dam koszty), groźba przekroczenia punktu krytycznego na naszej krzywej staje się mało prawdopodobna. Dodajmy do tego, po pierwsze, strach Polaków przed skonkretyzowaną groźbą odpowiedzialności prawnej, w tym zwłaszcza karno-skarbowej. I po drugie, weźmy pod uwagę fakt, że zaledwie znikomy procent przedsiębiorców negocjuje umowy przy udziale własnego prawnika, zatrudnia księgowych, ale już nie doradców podażowych, zaś zysk woli przeznaczyć na konsumpcję bądź inwestycję, ale już nie na profesjonalną obsługę prawno-finansową. I teraz mamy obraz nieco pełniejszy. Groźba po części bierze więc w łeb, bo przedsiębiorcy w swej ogromnej większości nawet jak chcą, to za bardzo nie wiedzą jak uciec. Albo ich na to po prostu nie stać. Rynek usług prawno-finansowych specjalizujący się w owych ucieczkach, zdaje się, że nie bez powodu wciąż jest dosyć wąski. Zresztą, co bystrzejsi liberałowie ów blef czują podskórnie. Wszak oni boją się właśnie tego, że na skutek mało profesjonalnej ucieczki budżet jednak skorzysta, czyli, że przedsiębiorcy, a tym bardziej konsumenci pieniądze stracą. Bo przecież gdyby ucieczka miała się powieść, to nie byłoby się czego obawiać i można by, za pewnym aktorem, krzyczeć: Złap mnie jeśli potrafisz. Oczywiście socjaliści nie do końca mają się z czego cieszyć, bo co z tego, że na osiołka skutecznie wrzuci się kolejny worek, skoro osiołek, co prawda nie da rady uciec, ale za chwilę padnie. I zacznie redukować zatrudnienie do niezbędnego minimum. Wszak tylko głupiec strzyże owcę tak, by co roku nie odrastała jej wełna.
Tyle pewnych intuicyjnych oczywistości. Pora na resztę banałów. Otóż istnieje cała masa ludzi i instytucji, które żyć mogą tylko na garnuszku. Są to ci, którym się z różnych przyczyn nie powiodło oraz ci, którym powieść się nie mogło nigdy (np. tzw. wyższa kultura, którą przeciętni Polacy, wbrew zapewnieniom, nie bardzo się interesują). I teraz pojawia się pytanie: jaki to być powinien garnuszek? Gospodarczy liberałowie rzekną, że jeśli już garnuszek musi być, to winien on być prywatny, bo filantropia się sprawdza. Niestety patrząc na to jak rodacy nie zajmują miejsc parkingowych niepełnosprawnym, jak przepuszczają w kolejce kobiety ciężarne i jak zamiast kolejnego telewizora LCD lub setnej zabawki dla dziecka, wolą co miesiąc, przez nikogo nie bombardowani modą na filantropię, przelać, nawet drobne, pieniążki na cel charytatywny – mówię, że filantropia się w Polsce nie sprawdzi. Stany Zjednoczone wyrabiały ten nawyk kilkaset lat, i wielu Amerykanów tej filantropijnej rewolucji niestety nie doczekało. Tedy mówię, że garnuszek być powinien państwowy. Sęk w tym, że w Polsce niestety nie mamy garnuszka tylko mamy durszlak. I tak jak liberałowie krzyczą zabrać garnuszek, tudzież mniej do niego nalewać, tak socjaliści krzyczą lać więcej i więcej. W końcu jak lać będziesz wiele, to nawet gdy coś wycieknie, zdążysz głodnych nakarmić i napoić spragnionych. Tymczasem obie strony powinny zając się niczym innym jak tamowaniem dziur. Socjaliści, bo w ten sposób mogą więcej zaoszczędzić, a więc i rozdać, liberałowie, bo zostanie im więcej pieniędzy. I o ile liberałowie, gdy już wywrzeszczą jak to socjaliści ich okradają (a przecież podatki płacą też socjaliści), szybko miarkują się i dodają, że trzeba zatrzymać marnotrawstwo, o tyle socjaliści wręcz przeciwnie. Ciągle tylko chcą więcej i więcej, powołując się na przykład Szwecji, lecz nie rozumiejąc, że gdyby przybył tu skandynawski socjalista to by się za głowę złapał patrząc na skalę przepływających pieniędzy przez palce. I nie chodzi tu o fetysz oszczędzania na administracji, bo wysoki poziom usług państwowych jest oczywiście skorelowany z rozwiniętą i dobrze opłacaną administracją, zaś redukcja etatów administracyjnych to z kolei bezrobocie czyli cios dla gospodarki. Pośrednio więc również i dla prywatnych usługodawców. Chodzi tylko i wyłącznie o marnotrawstwo, i to marnotrawstwo nie przypadkowe, marginesowe, bo te zdarzać się musi, ale o systemowe czarne dziury w państwowym garnuszku.
Życie nie jest jednak takie proste, a z naszego durszlaka całe społeczne grupy, bezczelnie korzystają, a jeden z publicystów zrobił z tego nawet za cnotę i się z tym publicznie obnosi. W demokracji bowiem owi durszlakowi beneficjenci mają prawo głosu, i rzecz jasna, kto jak kto, ale akurat oni zatykać dziur nie chcą. Jedyna nadzieja więc w Prometeuszu, który ordynarnie mówiąc, oszuka durszlakowych (i nie tylko) wyborców, i po wygranych wyborach, wnet pozatyka dziury, a tak połatany garnek natychmiast wpisze do konstytucji. A potem orzeknie, że mu już nie zależy i na drugą kadencję go mogę nie wybrać. Bo on już swoje zrobił. Tylko kto dziś nadaje się na skutecznego Prometeusza uprawiającego swój antydurszlakowy ketman?
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka