Prawdę mówią troszeczkę, a nawet trochę, się o swoje IQ zacząłem obawiać, bo a nuż się lada moment okaże, że nie zdałem jakiegoś testu i na swym blogu pisać już nie mam prawa. A mam prawo tylko innych blogerów czytać, a i to nie wiadomo jak długo, wszak niezbadane są wyroki mężów opatrznościowych wolności słowa, zwłaszcza gdy operują swym sitem warsztatowym. Owszem, w razie czego zawsze można tego IQ nieco pożyczyć, kupić, wybłagać, choćby w redakcji Rzepy, ale, po pierwsze, nie wiadomo czy w Rzepie dać zechcą, a po drugie, umówmy się, jeśli Pan Bóg nie obdarzył Cię łaską IQ wielgachnego, to nie mądrzy mężowie pozbawiają Cię prawa do wypowiedzi, ale sam Pan nieco pośledniejszą Ci rolę wyznaczył. A walczyć z boskim wyrokiem to, jak nie przymierzając, walczyć z dżumą w Oranie. Nie każdy, mimo ogromnych chęci, może zostać zakonnikiem, tudzież księdzem, więc nie każdy być musi blogerem. Przeto kreślę te słowa z drżącym niejako sercem, bo nie znam dnia i godziny, gdy na blogi, mędrzec nałoży swe z siana stogi.
Na pierwszy rzut oka pomysł aby jakiś miłośnik wolności słowa, niechby i nawet z New Yorku, mierzył mi IQ, a potem dawał lub odbierał prawo, do pisania na własnym blogu, może wydać się absurdalny, a nawet niesłuszny. Ot, przykładowo w efekcie owej blogowej reformy, jako czytelnik nie mógłbym trafić, choćby na blogowe wpisy Piotra Semki, który ostatnio z racji tego, że w dyskusji o prawie blogerów do zachowania statusu incognito powiedziano już wszystko,oryginalnie dodał, że przecież anonimowi blogerzy mogą być konformistami. Gdyby się więc reforma udała, a Semka by przez sito IQ nie przeszedł, i liberał by mu zakazał pisać, to nie padł by ów przełomowy argument, a dyskusja o anonimowości pewnie utkwiła by w martwym punkcie. Czy naprawdę stać nas na aż tak rozległe ubytki intelektualne?
Ale że nigdzie, no może poza chrześcijaństwem, nie ma pomysłów idealnych, toteż pomysł prewencyjnego kontrolowania (bo przecież nie cenzurowania) blogów więcej ma plusów, niźli minusów, i pora na niego spojrzeć nieco przychylniej. Po pierwsze ważne jest kto go pod dyskusję poddaję, bo gdyby to był ktoś, kto dopiero w blogowaniu się orientować zaczyna, gdyby to był autor bez dorobku, powiedzmy kilkudziesięciu wpisów, jakiś anonimy debiutant, ledwo obeznany z blogowym światem, jego prowokacjami, histerią, antysemityzmem, antypisizmem, czy innym izmem, tudzież doraźnym zacietrzewieniem, to można by po nim jeździć niemal jak po przysłowiowym Paliwodzie. Ale, że idee wykluła się z nie byle jakiego, bo elitarno-nietzscheańsko-perfekcjonistycznego umysłu, to młodsi dorobkiem (i wiekiem blogerzy), tę parę rad bardziej doświadczonego kolegi winni do serca przyjąć. Nie każdy miał bowiem szczęście chodzić na kurs blogowania. Po drugie, zdaje się, że to już Ortega y Gasset przestrzegał przed masami, ze swoim buntem, więc ktoś powinien, za przeproszeniem, motłochowi pokazać jak ma się zachowywać, bo przecież nie może być tak, że jeden grafoman siada i pisze, a potem drugi, trzeci, czwarty, i nikt tego nie kontroluje, w tym nawet tych licznych błędów ortograficznych. Co oznacza taka stadność zachowań – nikomu mówić nie trzeba, miał rację Platon dokładnie planując sobie Państwo, anarchizacja sieci, kumulacja niekontrolowanych zachowań nie pozwoli utrzymać naszej Republiki, więc trzeba owe zachowania poddać, lekkiej i jakże słusznej kontroli. Dla dobra racji stanu, rzecz jasna. Po trzecie zakazanie blogowania dla pospolitych głąbów, tudzież nieuków, wzniesie dyskurs publiczny o kilka pięter wyżej, co przecież jest wartością samą w sobie. Niestety mało jest fechtunków pełnych subtelnych pchnięć i wystudiowanych cięć, jak choćby te krwawe spory między Barbarą Fedyszak-Radziejowską, a popularnym Migalem, i to nie tylko dlatego, że nie każdy oprócz doktoratu, ma w kieszeni jeszcze jeden dyplom. A przecież w gruncie rzeczy wszytko jest sprawą smaku, jak sugerował ulubiony poeta Pana prezydenta, nakazując ponoć w dodatku kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą. Na przykład na listy wyborcze. Dbajmy więc o smak, poziom, kulturę, zwłaszcza o smak blogowania, nałóżmy na blogerów siatkę, choćby i warsztatową, zbadajmy ich IQ, krew, a może i spermę (zwłaszcza Murzynów i pracowników GW) i dopiero wówczas pozwólmy im pisać. A jak się poziom podniesie (musi się podnieść), to to samo zróbmy w stosunku do reszty społeczeństwa, bo przecież argumenty o nudziarzach i cieczce umysłowej, nadal pozostaną w mocy, a patrząc skolei na zachowanie motłochu w studiu radiowym, rzec można, że ulegną nawet wzmocnieniu.
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka