Może nie powinienem tego pisać, zwłaszcza gdy przeczytają to Ci, którym na 4 czerwca zależy, ale mnie, ordynarnie mówiąc, to święto po prostu wisi. To zupełnie nie moje święto, nie brałem w tamtych wydarzeniach żadnego udziału, jak patrzę na wystrojonych politycznie celebrytów co się okładają styropianem, ganiają za Wałęsą, Wałęsa gania za nimi, plują na siebie, uciekają przed stoczniowcami, to sobie myślę - na Jowisza, czy oni naprawdę myślą, że ja chce z nimi cokolwiek świętować? Owszem, rozumiem tych, co chcą zachować w pamięci swoje zwycięstwo. Zwłaszcza, że dziś ocena 4 czerwca dla coraz większych mas nie jest już tak oczywista. Tych co krzyczą o zdradzie, jednocześnie chcą w unijnych filmikach pokazywać zwycięstwo – rozumiem mniej. Choć może po trochu rozumiem, dla europejskiego uznania gotowi są łgać do kamery o polskim obaleniu komunizmu, w które nie wierzą.
Ale mnie te kłótnie politycznych mastodontów zupełnie nie ruszają. Stoję po stronie Michnikowców, ale bez entuzjazmu – widzę jak się pienią gdy ktoś ma inne zdanie. Mnie na pewno łatwiej, to nie mój życiorys, nie muszę go bronić. Ale nie potrafię wykrzesać z siebie iskry potępienia ani jakiejkolwiek radości. Choć uważam, że jesteśmy w jakościowo najlepszym okresie naszej historii, to mnie ta rocznica zupełnie nie wzrusza. Pewnie jestem niewdzięczny, ale cóż robić tak czuję.
Może dlatego, że mnie w ogóle rocznice, a już okrągłe rocznice, kompletnie nie wzruszają. Co z różnica czy coś było 20 lat temu, czy 19 lat temu. Jedyne święto to Boże Narodzenie – obchodzone jako świeckie święto rodzinne, reszta jakieś święta niepodległości, Boże Ciała, defilady wojskowe – byłyby nawet śmieszne. Gdyby nie były takie nudne.
Nie rozumiem jak można mając te lat dwadzieścia parę tak emocjonować się tym, czy obchody będą w Gdańsku czy w Krakowie i czy przyjedzie na nie drugi czy trzeci garnitur osobistości. Cóż to zmieni w moim życiu? Nic, absolutnie nic.
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka