Tatarak Iwaszkiewicza był już raz filmowany, bodajże w 1965 r. Właśnie się ukazały „Opowiadania filmowe” – zbiór wyreżyserowanych nowel, wśród których znalazła się i opowieść o tragicznej śmierci chłopaka z miejscowości Z. nad wielką rzeką. Choć na dobrą sprawę, filmowe u Iwaszkiewicza jest chyba wszystko. Ponoć Anna Iwaszkiewicz obawiała się czy Andrzej Wajda podoła delikatnej materii Panien z Wilka, ale patent na prozę Jarosława reżyser znalazł i jak widać, przez lata go nie utracił. Tatarak ogląda się znakomicie, mimo iż Szajda zagrał fatalnie, a i Jankowska-Cieślak też nienajlepiej. W Polsce trwał spór o rolę Jandy w tym filmie, doklejone wspomnienia śmierci jej męża, jej grę, realizm, ekshibicjonizm i wysokie szpilki. Myślę, że jak w przypadku 33 scen z życia dla kogoś, kto stykał się z nowotworem, realizm Jandy jest do przyjęcia, a ona sama nie przekracza tej cienkiej granicy, po której nie ma już nic tylko dla siebie. Bo wszystko, co intymne, zdążyła opowiedzieć.
Ten tatarak co jakiś czas przewija się w innych opowiadaniach, coś jak nos u Gogola, mają literaci swoje obsesje, które mimo korekty, sprawdzeń, poprawek nie dają się upchać, i zawsze wyjdą przy uważnej lekturze. Choć kto dziś dokładnie czyta książki? Tatarak jest opowiadaniem o śmierci, ale powiedzieć, że Iwaszkiewicz pisze o śmierci to nic nie powiedzieć. Albo powiedzieć, że Proust pisał o czasie. W Tataraku można poszukać głębiej, choć zawsze postanie ten dziwny posmak w ustach - jak chciał Dąbrowska. Można dokopać się do zakazanej miłości, homoerotyzmu (cytrynowe kąpielówki) czy ibsenowskiej atmosfery, atmosfery ze Stawiska, atmosfery choroby Hani.
Pamiętam jak po przeczytaniu Panien z Wilka, długo tkwiły we mnie dwa ostatnie zdania, po co je pisał – myślałem – po co zepsuł elegijny nastrój, bez tego byłoby przecież idealnie. Ale potem zrozumiałem, że tak już u Iwaszkiewicza być musi. Tak jak w „Heydenreichu” musi być Nie było nas był las, nie będzie nas, będzie las. A po latach od Bitwy nad równiną Sedgemoor:
Bridgewater nie zmieniło się wcale. Lipy wkoło kościoła jeszcze urosły, mury się bardziej rozsypały, to wszystko. Dom Hewlingów stał na swoim miejscu i stawek był ten sam, w którym ujrzał kiedyś odbicie twarzy Anny w koronowym welonie, na dnie z letniego nieba.
Klucza do Iwaszkiewicza szuka się w filozofii, religii (Piotr Mitzner), i przede wszystkim biografii. Sam w swoje filozoficzną wiedze nie wierzył, ale Kołakowski wspomina, że jako jeden z niewielu przeczytał jego prace o holenderskich mistykach i przysłał mu o nich nawet parę wierszy. Jeżeli filozofia to najczęściej pada zapewne heglizm, z obiektywnym Zeitgeistem, Weltgeistem,. Fakt, Iwaszkiewicz łączył racjonalizm z romantyzmem, ale nie wierzył on w dialektykę, a już na pewno nie rewolucję z konieczność. Brzydził się przemocą. Zresztą jak każdy esteta. Trznadel w „Hamlecie polskim”, przypisuje mu stoicyzm, ale nie było u niego nic z łagodnego pogodzenia się z życiem, a wręcz przeciwnie. Iwaszkiewicz to gorycz i rozpacz. Orientacji, polskości, młodości, starości, odrzucenia, niezrozumienia, aborcji, zdrad, kompromisów czy posłuszeństwa. I może właśnie trzeba się zwrócić do „Choroby na śmierć” Kirkegaarda, którą pisarz przetłumaczył, by znaleźć wyjaśnienie:
tak jak człowiek chory na ambicję, którego hasłem jest albo Cezar albo nic, rozpacza jeśli nie zostanie Cezarem lecz Gdyby był został Cezarem, rozpaczałby pozbawiając się siebie.
Iwaszkiewicz miał wielkie ambicje, swoją literaturą chciał wykupić bilet z historii jak pisze Trznadel, ale był też realistą (te liczne zabiegi o Stawisko). Skończyło się dolce vita i trzeba było się po prostu „kurwić”, jak bez ogródek skwitował to Wat. Właśnie ten okres powojennych wyborów Iwachy, jest oceniany najgorzej i zaiste, wydaje się, że tylko fakt ogromnego dorobku, talentu, pozwala innym przezwyciężyć fetor i złożyć, choćby najmniejszy, dyskretny pokłon. A on przecież tak pragnął splendorów, marzył o Noblu (któż nie marzy?), a swym „Wzlotem” mierzył się z „Upadkiem” Camusa i nawet jeśli był to wyścig furmanki z automobilem, jak chciał Andrzej Kijowski, to jednak miał czelność podjąć wyzwanie. Z kim polemizują polscy pisarze dzisiaj?
Ale dla samego Iwaszkiewicza „polityczny kompromis” był całkiem naturalny, ojciec powstaniec styczniowy, wuj w więzieniu, tak i starszy brat, ratowanie tego co jest, było dla niego naturalnym wyborem moralnym i gdy ktoś w oględnych słowach dawał znać, co tym myśli, robił duże oczy i pytał: czemu on nic nie rozumie. Ta gra pozorów, dzięki czemu ratował siebie, swe wygodnictwo, zaszczyty, ale także swoją i redakcyjną Twórczość (Iwaszkiewicz tak się ustawił, że pisze zupełnie niesocrealistycznie – wspominał Kisiel) weszła mu w krew na tyle, że w liście do Miłosza, gdy jeszcze utrzymywali kontakty, pisał: ja też coś tam na Ciebie napisałem.Zupełnie jakby to była jakiś przykry obowiązek, który nie ma żadnego znaczenia, bo ja jestem tak naprawdę od was, ja jestem jeszcze z tej Europy Maryni Czapskiej. Ostatni.
Nie był jednak zupełnie osamotniony, mam wrażenie, że usprawiedliwienie czerpał z chwalebnej przeszłości. Ci ludzie, którym pomógł w czasie wojny, uratował od zagłady (pośmiertny medal Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata) , dla których narażał życie, byli jego alibi, dowodem na to, że nie jest taki jak o nim mówią, że to teraz tam być musi, ale w gruncie rzeczy potrafi być bohaterski. Ja mogę być antysemitą – przekornie pisał do Jeleńskiego i zdaje się, że znał wartość swego poświęcenia. Potrafił być bohaterem, tylko teraz trzeba ostrożnie, spokojnie, ratować co się da, no i coś uszczknąć dla siebie, Anny, dla Stawiska i polskiej kultury. Utwierdzała go w tym znajomość ze szlachetnymi: Bobkowskim, Jeleńskim, genialnym Gombrowiczem czy paroma innymi, którzy się nie odwrócili. Utwierdzały go w tym listy poetów. Pisał do niego Zbigniew Herbert:
Należę do pokolenia, które „wstydliwość uczuć doprowadziło do absurdu i nigdy by mi nie przeszło przez gardło wyznanie jak wiele zawdzięczam Panu jako pisarzowi i człowiekowi, który roztacza nade mną swój- bardzo zobowiązujący- mecenat. I jeszcze zawsze krępowało mnie to (staropanieński kompleks), żeby nie posądzono, że robię literacką-pożal się Boże- karierę metodą towarzyskich stosunków, do czego czuję autentyczny wstręt. Ale muszę wreszcie Panu podziękować za wszystko i niechaj to już będzie napisane czarno na białym, bo chyba nie należy się wstydzić wyrażania wdzięczności.[1962]
Przechowuje także w księdze pamięci wszystkie Twoje akty dobroci i przyjaźni w ciągu wielu lat okazywane młodszemu koledze:[1971]
A ponieważ ostatnio dużo przebywałem z mnichami w Meteorze (czy raczej w Meteorach), pytam nieśmiało czy prostujesz ścieżki swoje i czy czynisz pokutę. Ale właściwie nie mam prawa o to pytać. Więc tylko pozdrawiam Cię bardzo serdecznie. [1975]
Iwaszkiewicz wygrał jako pisarz, znalazł swój bilet do wyjścia z historii, nie przejdzie niezauważony jak Ikar. Gdy czytam coraz to nowsze opowiadania przekonuje się o tym coraz bardziej, Młyn nad Lutynią to jest małe arcydzieło, tak jak Zarudzie, Brzezina. Zostanie Iwaszkiewicz osadzony w czasie, zakotwiczył się tak, że nawet jeśli lipy, czy ta jego Urania, wokół Stawiska jeszcze urośnie, to on i tak będzie trwał. To jest drzewo, ono trwa pisał o nim Krzysztof Mętrak, a cała sztuka to trwać po śmierci, nie za życia, ale właśnie po śmierci. I gdy tak składam hołd, to się zastanawiam czy Iwaszkiewicz wygrał jako człowiek, jak zważone powinny być jego zasługi i winy, ale zaraz potem łapię się na herbertowskim właściwie nie mam prawa o to pytać.
Korzystałem z:
Jarosław Iwaszkiewicz „Dziennik 1911-1955”
Jarosław Iwaszkiewicz, Teresa Jeleńska, Konstanty A. Jeleński Korespondencja
Jarosław Iwaszkiewcz Opowiadania (kolekcja literatury XX wieku GW)
Jarosław Iwaszkiewicz Tatarak i inne opowiadania (kolekcja Polityki)
Czesław Miłosz „Zaraz po wojnie. Rozmowy z pisarzami”
Jacek Trznadel „Hamlet polski”
Maria Dąbrowska Dziennik V tomów 1988
Stefan Kisielewski Dzienniki
Krzysztof Mętrak Dzienniki
Korespondencja Herbert Iwaszkiewicz Zeszyty literacki 84
Soren Kirkegaard – Choroba na śmierć
Leszek Kołakowski - Wśród zajomych
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka