Ja wiem, że robi się to po prostu nudne, ale cóż robić, skoro facet łże po raz kolejny. Wobec tego z kronikarskiego obowiązku cytuje Ziemkiewicza:
„Trzeba niewiarygodnego tupetu i poczucia bezkarności, by pozwalać sobie na wypowiedzi, od jakich roi się wywiad z Adamem Michnikiem w “Przekroju”
Rozmowa paskudna z wielu przyczyn, także tej, iż prowadzący ją Piotr Najsztub przejawia ambicję przelicytowania czcigodnego gościa w wylewaniu pomyj na wspólnych wrogów (oczywiście nie ma szans). Szczytem jest jednak utyskiwanie przez naczelnego “Gazety Wyborczej”, że w Polsce “jest przyzwolenie na tezy, że agentembył Zbigniew Herbert”.
Trudno uwierzyć, by Michnik mógł nie wiedzieć, że to właśnie w jego gazecie rzucono tę potwarz na wielkiego poetę i że zrobiły to jego wierne podręczne, Anna Bikont i Joanna Szczęsna. Przypomnę – było to w wywiadzie z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim i posłużyło do “wkręcenia” wstrząśniętego pisarza w wyznanie: “nic o tym nie wiedziałem, zawsze uważałem go za porządnego człowieka”. Niedługo potem na łamach kobiecego dodatku do “Wyborczej” podchwyciła oszczerstwo Agnieszka Holland, odnotowując z nieskrywaną satysfakcją, że “Herbert też wcale nie był taki niezłomny”. Dopiero gdy tygodnik “Wprost” w niedopuszczalny sposób “podkręcił” tekst o nagabywaniu Herberta przez SB tytułem “Donos Pana Cogito”, michnikowszczyzna rzuciła nagle hasło: “nawet Herberta ośmielili się opluć!”, i zaczęła rwać szaty oraz włosy z głowy.
“Wprost” za swą publikację natychmiast przeprosił, a potem przeprosiny te kilkakrotnie powtórzył. “Wyborcza” nie tylko nigdy nie przeprosiła, ale jej funkcjonariusze przy każdej okazji dołączają nazwisko poety do listy wybielanych przez siebie kapusiów, by nadać wszelkim takim oskarżeniom en masse posmak absurdu, łącząc to z oblewaniem gnojem “oszalałych lustratorów”. Jeśli to nie jest bezczelność, wysoki sądzie, to ja już nie wiem…”
Koniec cytatu.
Czy rzeczywiście Anna Bikont i Joanna Szczęsna, które swego czasu dżentelmen Ziemkiewicz nazwał dwugłowym murzynem Michnika, w gazecie Michnikarzuciły potwarz, że Herbert byłagentem?
Jak rzeczywiście przebiegał ten wywiad z Herlingiem - Grudzińaskim i co powiedziała Bikont i Szczęsna?
Na szczęście nie trzeba biegać po bibliotekach, wywiad przytoczył bloger rekontra (który nota bene jakoś dziwnie rzadko sięga po korespondencję Herberta z czasów PRL). Ale zostawmy to, przejdźmy do lektury wywiadu:
Anna Bikont, Joanna Szczęsna: - Po Marcu 68 pewien poeta krajowy pisał w liście do poety na emigracji: „Nie spodziewałem się, że dosięgnie mnie ręka panów w czarnych garniturach. Zatelefonowali do mnie, drugi dzień po przyjeździe, kiedy siedziałem przy chorej matce. Potem były rozmowy codzienne i wielogodzinne. Nie w urzędzie, broń Boże, ale w hotelu Metropol na wysokim piętrze z oknem otwartym na podwórze. Wypytywali także o Ciebie, czybyś nie wrócił".Poetę przesłuchiwali ludzie Moczara. Poeta się wił, plątał, pytany o literatów wygłaszał sądy o literaturze, ale nie odmówił spotkań. Czy może Pan sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji?
Gustaw Herling-Grudziński: - Mogę świetnie, między innymi dlatego nie wróciłem do Polski.
- Pytamy, bo w tekstach o powojennej literaturze wysoko stawia Pan poprzeczkę pisarzom w kraju.
- Ale jestem na tyle uczciwy, że odpowiadam: nie wiem, jak bym się sam zachowywał, będąc w Polsce. Nie wiem, czy nacisk wywierany na mnie odniósłby skutek. Niewykluczone, że ugiąłbym się przed pewnymi rzeczami, a też byłbym bardziej wyrozumiały dla innych. Może moja rzekoma twardość - zresztą przesadza się na ten temat - bierze się stąd, że żyłem w takich, a nie innych okolicznościach. No, ale w końcu każdy jest produktem swojego życia.
- Z Pańskiej publicystyki można wnioskować, że pisarz, który spotyka się z ubekami, pozbywa się tym samym prawa do występowania w mli autorytetu moralnego. Czy tak?
- Muszą mi panie podać nazwisko.
- Zbigniew Herbert. Adresatem cytowanego listu jest Czesław Miłosz, korespondencja ukazała się w „Zeszytach Literackich".
- Nic o tym nie wiedziałem. Zawsze uważałem Herberta za przyzwoitego człowieka
-No właśnie. Może zatem jest to raczej dowód na niszczycielską siłę systemu, skoro nawet tak przyzwoity człowiek jak Herbert mógł chadzać na spotkania z ubekami? Dopiero w latach 70., dzięki KOR-owi, powstały środowiskowe normy, według których naganne było chodzenie na nieformalne przesłuchania.
- Herbert dotychczas, nim panie mi to powiedziały, przedstawiał się w moich oczach jako wzór człowieka, który nigdy się nie poddał, z wyjątkiem dwóch, trzech wierszyków na temat pokoju, które mu zresztą potem wytykano.
- Taki obraz Herberta dobrze służy czarno-białej wizji dziejów.
- To dla mnie prawdziwe zaskoczenie. Zawsze wiedziałem, że Herbert głodował i żył w biedzie, bo nie chciał się poddać.
- Tak, w latach pięćdziesiątych, a to był koniec lat sześćdziesiątych.”
Gustaw Herling-Grudziński wydał potem oświadczenie - określił panie redaktorki "paniami śledczymi":
„Jeszcze w Neapolu dowiedziałem się, że rozmowa przeprowadzona ze mną przez panie Annę Bikont i Joannę Szczęsną i opublikowana w „Gazecie Wyborczej” została przez część czytelników przyjęta krytycznie i niechętnie. Popełniłem błąd, godząc się na ten wywiad. (...) Swój błąd uprzytomniłem sobie już po pierwszych dziesięciu minutach rozmowy z paniami, które przyjechały do mnie do Neapolu. Od razu zrozumiałem bowiem, że nie jest to normalna rozmowa dziennikarek z polskim pisarzem zamieszkałym w Neapolu, ale przesłuchanie. Przyjechały dwie panie śledcze wysłane do mnie przez instytucję, którą mógłbym nazwać jedynie świeckim, progresywnym urzędem, na którego czele stoi Adam Michnik. (...)Mnie się zdaje, że panie, które odwiedziły mnie w Neapolu, wykonujące plan przygotowany, moim zdaniem, przez Adama Michnika, chciały, cytując ten list Herberta, rzucić na niego cień. Chodziło o pomieszanie w świadomości czytelników czystych postaci z naszej nieodległej przeszłości z postaciami marnymi i nieczystymi. Ten plan polega na próbie przekonania wszystkich, że Herbert, który wydawał się nam czysty, był zaplątany w jakieś brudne sprawy. (...) Jest to pomysł bardzo groźny. Jeśli mam rację, polega on na próbie spopularyzowania hasła, które brzmiałoby -parafrazując tytuł powieści Hłaski – „Wszyscy byli zabrudzeni”.Otóż tak nie było. Nie wszyscy byli zabrudzeni. Kiedy wiele lat temu poznałem Herberta na uroczystej kolacji urządzonej przez Janka Lebensteina i jego matkę, po godzinnej rozmowie z nim zrozumiałem, że mam do czynienia z człowiekiem czystym, wiernym swoim opcjom politycznym, narodowym, artystycznym i filozoficznym. I nigdy nie zmieniłem swego o nim zdania. (...) Niewiele możemy zrobić wobec manipulacji. Ale możemy przynajmniej bronić tej cząstki prawdy, jaką znamy, jaką zbadaliśmy, jaką przekazujemy w swoim świadectwie. Jeszcze raz proszę, aby tę rozmowę opublikowaną na łamach »Gazety Wyborczej* uznać za nadużycie, będące konsekwencją mojego błędu. Powinienem był podczas tej rozmowy sparafrazować historyczny okrzyk Adama Michnika: „0dpieprzcie się od generała!”. Powinienem był odpowiedzieć paniom śledczym: „0dpieprzcie się od Herberta!” To jest wszystko, co chciałem powiedzieć".
Tyle cytatu z rozmowy Herlinga (te same cytaty ktoś wkleił pod tekstem Ziemkiewicza)
Abstrahując od metod Szczęsnej i Bikont i od tego jak kolokwialnie mówiąc zmiękła rura stanowczemu Herlingowi, gdy się dowiedział, że ocenia Herberta, a nie jakiegoś poputczyka (a więc można już się do słów z cytowanego listu Herberta nie odnieść i wrzucać sentymentalne farfocle z kolacyjek), ani razu Bikont i Szczęsna nie napisały, że Herbert był agentem.
Powiedziały, że: Może zatem jest to raczej dowód na niszczycielską siłę systemu, skoro nawet tak przyzwoity człowiek jak Herbert mógł chadzać na spotkania z ubekami? Dopiero w latach 70., dzięki KOR-owi, powstały środowiskowe normy, według których naganne było chodzenie na nieformalne przesłuchania.
Chadzać na nieformalne przesłuchania z ubekami nie oznaczało być agentem, a już zwłaszcza nie oznaczało tego dla dziennikarzy z Wyborczej, Wysoki Sądzie. I jeśli to nie jest łgarstwo to nie wiem…
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka