Trzeba przyznać, że są to historyczne wybory w Stanach. Chyba pierwszy raz o wygranej Demokratów zdecydują oddane na nich głosy Republikanów. Poparcia Trumpa odmawiają takie postacie jak George Bush czy jego własny wiceprezydent Mike Pence, a coraz więcej (jak choćby Dick i Liz Cheney) otwarcie popierają Harris.
I nie ma się co dziwić. Po tym dziwnym spektaklu jakim była konwencja Republikańska w lipcu, gdzie oglądający zastanawiali się, czy oglądają bal elity z Igrzysk Śmierci, czy jakąś grupę rekonstrukcyjną Opowieści Podręcznej. I czy przewodzi temu świeżo mianowany przez SCOTUS z pogwałceniem amerykańskiego ducha król Donald I.
Dołożono mu (nie wybierał go sam) na wice J.D. Vance – nic nie znaczącego człowieka formatu naszego Andrzeja Dudy, co dla wielu co rozsądniejszych polityków GOP było mocnym sygnałem, że ludzie stojący za MAGA i QAnon liczą się z tym, że Trump nie dokończy kadencji i będzie potrzebny kolejny łatwo sterowalny lokator Białego Domu. Zaświtała w co przytomniejszych Republikanach myśl, że może to teoria spiskowa, ale lepiej być safe than sorry i trzeba jednak poprzeć Harris.
Doszedł mu kolejny problem w postaci Elona Muska i jego żałosnych spektakli oraz subtelnej jak cep przez łeb propagandzie na X i blokowania niewygodnego dla Trumpa kontentu. Ma to swoje zalety, poza zaciętymi zwolennikami MAGA, mało kto wierzy już w różne fejki Republikanów, a zniechęca do pozostania w domach ich wyborców. Poparcie udzielone przez słynnego szura Kennedy Juniora była tylko wisienką na torcie.
A teraz jeszcze udzielił wywiadu TV Republika zwracając uwagę na scenę Polską. I ludzie zaczęli dostrzegać, że Trump jest w zasadzie równie żałosny jak Duda i obciachem byłoby mieć go za prezydenta. Doszła do tego praktycznie identycznie paskudna i żałosna narracja prawicy w sprawie powodzi w Polsce i huraganu na Florydzie. Ulubieni przez Trumpa tropiciele spisków zaczęli się zastanawiać, czy przypadkiem tekstów nie układa im ten sam ośrodek, a w ich rozumieniu Warszawa to naprawdę blisko Moskwy leży. Putin calls do Trumpa tylko pogarszają sprawę.
Nic dziwnego, że przybyło w tym roku swing states w miejscach tradycyjnie Republikańskich.
W Teksasie różnica między kandydatami wynosi mniej niż 5%, aa Florydzie 3% w Karolinie Północnej 2.5%. Nawet w tak czerwonych stanach Alasce, Missouri czy Ohio przewaga Republikanów nie przekracza procentu Republikanów przeciwnych Trumpowi. Niepewny jest też los stanu Georgia, gdzie wielu mieszkańców do tej pory nie może wybaczyć wystawienia im przez GOP takiego wstydliwego kandydata jak Marjorie Taylor Greene.
W dodatku GOP cierpi na problem wszystkich partii z(aktualnie) ciągotami autokratycznymi – opierania się na błędnych informacjach. A usłużne media podają coraz bardziej odjechane przychylne sondaże i fake newsy, które sprawiają, że Trump ośmiesza się coraz bardziej w wystąpieniach publicznych.
W tym roku nie zadecydują raczej głosy paru tysięcy niezdecydowanych w swing states, a raczej głosy milionów przeciwnych Trumpowi Republikanów mających nadzieję na jakieś odrodzenie partii.
Inne tematy w dziale Polityka