Łukaszenko jest obecnie słabszy niż kiedykolwiek, a gospodarka Białorusi pikuje w zastraszającym tempie. Już niedługo faktycznie gryka i sól mogą się okazać dobrami luksusowymi. Przypomina to zapaść, tylko znacznie głębszą, jaka w Polsce ponad 40 lat temu skłoniła Solidarność do wszczęcia masowych strajków a Jaruzelskiego do wprowadzenia stanu wojennego. Równocześnie Rosja jest uwikłana na zbyt wielu frontach by mieć jeszcze siły na otwarcie kolejnego a armia i siły porządkowe Białorusi są zmobilizowane. Jest tam trochę rosyjskich oficerów i wojsk, ale ich Białorusini mogą szybko internować, czy to pod, czy nad ziemią, a nawet użyć ich jako karty przetargowej.
Nie ma chyba lepszego momentu do zmiany przywództwa na Białorusi. Obalenie Łukaszenki w obecnym stanie spraw politycznych nie powinno sprawić większego problemu.
Byłaby to sytuacja win-win dla każdej ze stron.
Putin miałby wymówkę, że „operacja specjalna” się nie udała z powodu zdrady Łukaszenki i mógłby zakończyć tę wojnę natychmiast bez utraty twarzy i odejść spokojnie na emeryturę, wmawiając Rosjanom, że za jego rządów „Rosja wstała z kolan”. I mógłby umrzeć w przekonaniu, że wdzięczny naród będzie mu stawiał pomniki i nazywał ulice. Rosja i tak będzie szła na dno, ale wśród ludu nie będzie takich niepokojów i szanse na odpalenie atomówek znacznie spadną.
Ukraina zyskałaby pokój i zapewne odzyskanie utraconych terenów. W kontekście Białoruskiej zdrady sojuszniczej Rosjanie mogliby przełknąć tę gorzką pigułkę. Rosja jest wielka, tylko została zdradzona i musi się wycofać aby wyleczyć rany – taką narrację spokojnie można sprzedać mieszkańcom.
Białorusini mieliby szanse uniknąć zapaści gospodarczej i głodu jaki niedługo ich czeka w wyniku sankcji, które są równo nakładane na obydwa te państwa. Równocześnie wybrnęliby wizerunkowo ze stania jednoznacznie po stronie zła, jakim jest popieranie Rosji przez Łukaszenkę, co pozwoliłoby im uniknąć bycia traktowanymi jak trędowaci na świecie, na równi z Rosjanami, którzy wpakowali się w tą sytuację na własną prośbę popierając Putina. Jak na razie Białoruś nie zaatakowała aktywnie Ukrainy, więc czerwona linia nie jest jeszcze przekroczona.
A świat zacząłby szybciej wracać do równowagi. Jest to wielka, historyczna szansa dla Białorusi, aby wyjść z cienia słabych dyktatorów, czy to lokalnych, czy zewnętrznych. Pytanie, czy się na to odważą, pewne objawy, że jest to możliwe już się pojawiają.
Inne tematy w dziale Polityka