Gabriel Michalik Gabriel Michalik
1989
BLOG

Skąd się wziął krzyż w Sejmie

Gabriel Michalik Gabriel Michalik Polityka Obserwuj notkę 14

 

Wbrew powszechnej opinii sejmowy krzyż nie jest darem pani Marianny Popiełuszko, matki błogosławionego księdza Jerzego – choć w dziejach tego krzyża pani Marianna ma także udział. Ufundował go ponad trzy wieki temu jeden z najwybitniejszych polityków i dyplomatów w dziejach naszego kraju. Też jednak niebezpośrednio. Ciekawe? Posłuchajcie. To historia jedyna w swoim rodzaju.

 

Dar kanclerza

Peregrynacja przez meandry polskiej historii zaczyna się dla sejmowego krzyża w roku 1645, kiedy to kilkunastu mężczyzn w strojach rzemieśliników odmawia modlitwę nad zgromadzonym zapasem dębu i hebanu. W ciągu pięciu lat zbudują jeden z piękniejszych ołtarzy epoki. Będzie zdobił jasnogórską Kaplicę Cudownego Obrazu Matki Boskiej. Fundatorem jest kanclerz wielki koronny, Jerzy Ossoliński.

Kanclerz jest właśnie u szczytu kariery, której zawsze patronował Władysław IV Waza. Ossoliński służył mu jeszcze zanim przyszły król przywdział koronę – towarzyszył księciu Władysławowi w wyprawie moskiewskiej; jako królewski poseł odbywał misje na europejskich dworach; sprawował najwyższe urzędy państwowe; wśród nich – godnośc marszałka sejmowego. Po śmierci króla przez dwa lata administrował całym państwem w zastępstwie prymasa, nazbyt sędziwego, aby podołać powinnościom interrexa.

Tamte lata są jednak dla Ossolińskiego najcięższe w życiu. W 1648 umiera nie tylko jego koronowany patron, ale także ukochany syn kanclerza, z którym Ossoliński wiązał nadzieję kontynuacji prowadzonej polityki. Niedługo później ginie z rąk Tatarów szczególnie bliski kanclerzowi bratanek. Kanclerz obwinia się o śmierć młodego krewnego.

W 1650 roku na Jasnej Górze zostaje odsłonięty ołtarz fundacji Ossolińskiego. Olśniewa majestatyczną urodą. Skrzący się srebrnymi dekoracjami pośród czerni hebanu towarzyszy odtąd przez kolejne stulecia Cudownemu Obrazowie Matki Boskiej. Modlą się przed nim miliony pielgrzymów. Kaplica staje się bastionem narodowym. Gdy wokół nie ma już Polski, serce narodu bije właśnie tutaj.

W roku ukończenia ołtarza Jerzy Ossoliński umiera. Mimo obfitego w zwycięstwa życia, odchodzi w poczuciu klęski. Jest zgnębiony myślą, że polityka, której prowadzeniu poświęcił wszystkie siły, nie wyda już nigdy owoców. Za pięć lat Jasną Górę będą oblegali Szwedzi.

 

Ze „strefy zero”

Po dziś dzień to właśnie ten, dekorowany hebanem i srebrem ołtarz z daru Ossolińskiego, zdobi kaplicę. Przez przeszło trzy wieki przechodzi kilka renowacji. W czasie ostatniej z nich, w latach 90., trzeba wymienić część hebanowej obłogi. Konserwatorzy kładą nowy fornir, jednak ojciec Jan Golonka, kustosz zbiorów jasnogórskich, postanawia zachować „omodlone” już przez wielowiekowe tłumy pielgrzymów pasy hebanu.

Jesienią 1997 roku, po zwycięskich dla Akcji Wyborczej Solidarność wyborach, posłowie tej formacji zwracają się do przeora paulinów, ojca Izydora Matuszewskiego, z prośba o ofiarowanie krzyża do sali plenarnej Sejmu.

W Senacie krzyż wisiał już od samego początku istnienia tej wyższej izby parlamentu, do Sejmu zaś ma powrócić po przeszło półwieczu nieobecności, gdyż w II Rzeczypospolitej w Sejmie, rzecz jasna, krzyż był obecny. Ojciec Matuszewski i zastępca przeora, ojciec Jan Pach, decydują wraz z ojciem Golonką, że do wykonania krzyża należy użyć właśnie materiału pozostałego po renowacji ołtarza Kaplicy Cudownego Obrazu: pasów hebanu o grubości około pięćiu milimetrów.

- Ta prośba to był dla nas nakaz – wspomina ojciec Golonka. - Potraktowaliśmy sprawę bardzo pryncypialnie. Materiał pochodzi ze „strefy zero”.

Jasnogórscy stolarze, ludzie świeccy na co dzień zajmujący się konserwacją drewnianych elementów wystroju klasztoru, mocują oryginalną hebanową obłogę na dębowej konstrukcji. Krzyż uzupełniona dziewiętnastowieczna pasyjka.

Ojciec Golonka: - Cieszę się, że fizycznie dotknąłem tego tematu. Ten krzyż to ważną część polskiej rzeczywistości; znak ciągłości państwa i wiary. Symbolicznie połączył duchową stolicę Polski z jej stolicą państwową. Nie miałem wątpliwości, że tak właśnie należy postąpić. Zresztą któż by zrobił inaczej?!

 

To małe i żadne wobec krzyża...”

W połowie października 1997 roku paulini umieszczają krzyż na ołtarzu nieopodal obrazu Jasnogórskiej Pani. Stamtąd, ponownie „omodlony”, 18 października 1997 roku odbiera z rąk ojców delegacja parlamentu. Znajduje się w niej między innymi Ligia Urniaż-Grabowska, lekarka z Legionowa, działaczka „Solidarności”, wybrana wówczas właśnie świeżo na urząd senatora RP.

Gdy rozmawiam dzisiaj z Ligią Urniaż-Grabowską, była senator ma wątpliwości, czy opowieść o dziejach krzyża sejmowego warto publikować. Uważa wydarzenia ostatnich tygodni za obraźliwe dla Polski i dla samego krzyża. Podkreśla, że nie chce odpierać argumentów tych, którzy wypowiadają się przeciw krzyżowi, bo „wszystko to małe, niskie, żadne” nie tylko wobec krzyża i tego, czego jest znakiem, ale nawet wobec samych dziejów drewnianego przedmiotu wiszącego na ścianie sali obrad.

Kilka lat temu spisałem na prośbę pani Ligii jej wspomnienie o siostrze Janie Płaskiej, zmarłej w 2006 roku urszulance, także w dzieje krzyża sejmowego zaangażowanej. Wtedy pani Ligia opowiedziała mi o krzyżu. Teraz prosi, abym zamiast rozmowy z nią przytoczył fragment tamtego wspomnienia*.

Tu dygresja o osobie, której losów nie sposób opisać w dygresji: siostra Jana Płaska przez wiele lat pełniła ważne funkcje w warszawskiej kurii, odpowiadała między innymi za nauczanie wiary w archidiecezji; w latach osiemdziesiatych, mimo zaawansowanego wieku (rok urodzenia - 1910) sercem i czynami wspierała „Solidarność”; wspomagała prymasowki komitet pomocy internowanym, działający przy kosciele św. Marcina. Łączyła ją, podobnie jak Ligię Urniaż-Grabowską, głęboka przyjaźń z księdzem Jerzym Popiełuszką.

 

Znak przebaczenia

A zatem przed kilkoma laty zanotowałem następującą wypowiedź pani Ligii.

- Ustaliłam z siostrą Janą, że prosto z Częstochowy krzyż przewieziemy do warszawskiego klasztoru sióstr sakramentek na Nowym Mieście, gdzie miało się odbyć przy nim całonocne modlitewne czuwanie. Siostra Jana wybrała ten właśnie klasztor ze względu na jego losy w czasie Powstania Warszawskiego – w jego podziemiach zginęło bardzo wiele sióstr zakonnych.

Niestety, spóźniliśmy się w drodze z Częstochowy i zastaliśmy drzwi klasztoru zamknięte. Mimo nocnej pory zapowiedzieliśmy się telefonicznie siostrze Janie i pojechaliśmy na Wiślaną do urszulanek. Tam też zostawiliśmy krzyż na całą noc. Przez kilka godzin znajdował się w pokoju gościnnym zajmowanym podczas wizyt w Warszawie przez kardynała Karola Wojtyłę (nota bene z tego pokoju przyszły papież wyjechał na konklawe w 1978 roku); następnie siostry przeniosły krzyż do kaplicy i zgromadziły się przy nim w modlitwie.

Następnego dnia przewieźliśmy krzyż – zgodnie z wcześniejszym planem – do sióstr sakramentek, gdzie znajdował się do wieczora. Tak więc modlono się przed krzyżem w obu klasztorach.

Nazajutrz, 19 października, a zatem w rocznicę śmierci księdza Jerzego, w kościele św. Stanisława Kostki, odbywała się, jak co roku, uroczysta msza. Na moją prośbę pani Marianna Popiełuszko złożyła krzyż na czas mszy na płycie grobu księdza Jerzego. Po mszy pani Marianna podniosła krzyż z grobu i przekazała z powrotem w nasze ręce.

Wszystko to odbywało się bardzo dyskrtetne. Jednak myśl, która nam w tym działaniu przyświecała, miała szczególny wymiar. Krzyż przywieziony z grobu księdza Jerzego miał się stać znakiem przebaczenia, gestem skierowanym również w tę stroną sejmowej sali, w której zasiadały osoby wcześniej związane z reżimem, który przyczynił się do męczeństwa księdza Jerzego.

Zawieźliśmy krzyż do hotelu poselskiego, gdzie w pokoju Barbary Frączek, siostry Mariana Krzaklewskiego, a potem w moim, doczekał nocy. Około godziny 1.00, w sali plenarnej odbyła się krótka modlitwa i po licznych przygodach spowodowanych komplikacjami technicznymi zawiesiliśmy krzyż.

 


* * *

Staram się teraz zestawić niezwykłe dzieje poświęconego kawałka drewna z obecną awanturą; z jej znakiem rozpoznawczym – powielanym w gazetach i serwisach internetowych zdjęciem jednego z posłów, który w 1997 roku zachwiał się wieszając krzyż i naderwał kawałek futryny pobliskich drzwi. Wiadomo, że gdy trudno o bardziej wyrafinowany powód do śmiechu, numer z facetem spadającym z krzesła niezawodnie rozbawi publikę do łez. Ale przecież historia tego konkretnego krzyża nie zaczęła się przy przy ulicy Wiejskiej w Warszawie.

 

_____________

* Przywołane wspomnienie ukazało się w zbiorzeMiłować umiała, wydanym przez przyjaciół siostry Jany Płaskiej w pierwszą rocznicę jej śmierci. Warszawa, 2007, redakcja ks. Edward Majcher i in.

 

 

Pełna wersja powyższego artykułu - w numerze 44/2011 „Gazety Polskiej”

gabrielmichalik[at]wp.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka