Ideologia zawsze wygrywa z faktami. Najpierw jest wiara, która tłumaczy świat, potem interpretacja faktów, a jeżeli fakty nie zgadzają się z wiarą – biada im.
Jedna z takich prawd głosi, że: Uznawanie praw homoseksualistów obniża dzietność narodu i w konsekwencji prowadzi do jego wymierania. Przedstawicielem takiego poglądu jest np. Pan redaktor Terlikowski).
Największym współczynnikiem urodzeń* na świecie poszczycić się może Niger. Rodzi się tam, aż 49,62 dzieci na 1000 mieszkańców. Homoseksualizm jest tam legalny. W niedalekiej Ugandzie, gdzie uznawany jest za przestępstwo i karany więzieniem wynosi on 48,15, a w Mauretanii, gdzie karany jest śmiercią 40,14.
Nie zauważamy więc zasadniczej różnicy. Ani tolerowanie homoseksualizmu, ani jego karanie nie wpłynęło na ilość rodzonych dzieci. Przynajmniej w Afryce. Kraje czarnego kontynentu są nota bene liderami w ilości urodzeń per capita na świecie.
A jak sprawa przedstawia się w krajach nam bliższych? Prawodawstwo europejskie już jakiś czas temu zrezygnowało z karania homoseksualistów i poszło dalej. W wielu państwach wprowadzono prawo do związków homoseksualnych a nawet adopcji dzieci. Czy istnieje korelacja pomiędzy „liberalizacją” prawa a dzietnością?
Tymczasem na przykład Islandia (13,5), Luksemburg(11,77) czy Norwegia (11,12) – czołówka europejska, usankcjonowały tak zwany związek rejestrowany, a Islandia pozwoliła nawet na adopcję dzieci przez pary homoseksualne.
Gdy prześledzimy statystyki okaże się, że prawodawstwo w tym zakresie nie wpływa na ilość urodzeń. Kraje liberalne jak i konserwatywne znajdują się na górze i na dole tabeli często ze sobą sąsiadując.
Można zapytać więc, co wpływa na ilość urodzeń, a zatem na przyrost naturalny kraju (lub narodu). Okazuje się, że na pewno nie wyznanie, dobrobyt ani stosunek do eutanazji czy aborcji, jak to głoszą piewcy kolejnych prawd** (Aborcję osobiście uważam za zbrodnią przeciwko najsłabszym).
Państwa rozwinięte zdały sobie z tego sprawę i wprowadzają najróżniejsze prawodawstwo, mające skłonić kobiety do powrotu do roli matki. W pewnym zakresie, choć niewielkim przynosi to efekty. Np. w krajach skandynawskich czy Francji. I raczej stąd biorą się różnice dzietności w Europie, a nie z legislacji dotyczącej homoseksualizmu.
-----------------------
*Wskaźnik ilości urodzeń na 1000 mieszkańców wydał się najwłaściwszy. W przeciwieństwie do przyrostu rzeczywistego abstrahuje od ruchów migracyjnych, w przeciwieństwie do wskaźnika przyrostu naturalnego nie uwzględnia zgonów, która to wielkość zależy często od warunków życia, a nie chęci do rozmnażania się narodu.
** zainteresowanym mogę przedstawić kolejne statystyki.
Komentarze
Pokaż komentarze (10)