Syn wyciągnął mnie do kina na Ratatuja. Nie mam zaufania do produkcji amerykańskich, które zazwyczaj robione są na poziomie czternastolatków, zgodnie z zasadą: szersza publika - większe dochody. Tym gorszego spodziewałem się po kreskówce dla dzieci.
I oto spotkało mnie miłe zaskoczenie. Film zrobiony został niezwykle zgrabnie: ciekawy scenariusz, doskonała animacja i co najważniejsze głęboko zarysowane postacie.
Właśnie ten rys psychologiczny, z konieczności bardzo ograniczony, był najsilniejszym punktem filmu. Bohaterowie mimo, że namalowani, są o wiele prawdziwsi niż ci z Gladiatora czy przewartościowanej Amelii. Nie ma u nich oczywistych reakcji ani jednostronnych, biało-czarnych motywacji. Gdy stają na rozdrożu, nie wiedzą co robić, a widz razem z nimi. Rozwiązania często zaskakują – ale tak, jak zaskakuje życie. Gdy są sympatyczni – nie dla wszystkich i nie zawsze. Zaraz mogą pokazać zdenerwowanie, niechęć lub złość.
Do tego film oferuje różnorodny dowcip na najwyższym poziomie: ten oparty na gagu sytuacyjnym, jak i ten subtelnie inteligentny oraz wspaniale wyrafinowany. Twórcy polskiego dubbingu jak zwykle popisali się. Udało im się nawet włożyć w usta szczurów znany skądinąd tekst „mordo ty moja”. Całość wieńczy dobrze podany morał, którego chyba nie wypada mi zdradzać.
Syn po filmie stwierdził krótko: „To o wiele lepsze od Shreka”. Przyznałem mu rację.
PS. Uwaga: akcja filmu dzieje się głównie w restauracji. Pokazane jest gotowanie wielu, jak z reakcji bohaterów wynika, wspaniałych potraw. Jest to tak sugestywne, iż ślinka cieknie. Trzeba się na to przygotować – najlepiej gotując coś przepysznego, co po powrocie możemy od razu zjeść.
Inne tematy w dziale Kultura