Szeryf Jerry albo sędzia Leon – trudno było zgadnąć, który z nich - siedział przed lustrem i trenował miny. Najpierw zrobił minę dumną, potem groźną, następnie poważną, znowu dumną, wreszcie napiął i skrzywił twarz tak, że na jego obliczu pojawiła się mina doskonała – pokazująca potęgę jego ducha i wielkość misji do spełnienia.
- To zobowiązuje – mruknął cicho, żeby nie zniszczyć miny.
Przystawił do okna krzesło i usiadł, wystawiając twarz na widok mieszkańców.
Mimo, że przez wzgląd na niski wzrost, nad parapet wystawało tylko trochę Jerrego albo Leona, każdy kto przeszedł musiał się nieco przygarbić. Wizja była zbyt przytłaczająca.
Tymczasem miasteczko opanowała prawdziwa gorączka – niestety nie złota. Rewolwerowcy szeryfa biegali po hotelu i jego okolicach szukając śladów Kaczego Marka i Richarda Krezusa – bogatego spryciarza, który nabił sobie kabzę na sprzedaży siodeł dla podeszłych w wieku kowboi.
Choć siodła nie nadawały się do użytku (każdy kto na nie wsiadał upadał boleśnie, czasem nawet ze skutkiem śmiertelnym), nakaz ich kupowania wydany przez poprzednich szeryfów sprawił, że Krezus zbił majątek. Nie poprzestał na tym i nabył pola naftowe znajdujące się za łańcuchem Gór Skalistych oraz wioskę Indian wytwarzających lecznicze zioła.
Rewolwerowcy biegali więc, szukając śladów, a za nimi niemal wszyscy mieszkańcy. Wzbudzili przy tym tumany kurzu, które niczym poranna mgła opadły na miasteczko, przyćmiewając słońce. Wreszcie jeden z nich stanął na głównym placu i oznajmił dobitnie:
- Ślady prowadzą do Metysa Andrew.
Zgromadzeni wydali jęk przerażenia. Widzieli oczami wyobraźni Kaczego Marka i Richarda Krezusa wiszących na pobliskiej gałęzi. Ku ich jednak wielkiemu zaskoczeniu Kaczy Marek przeczołgał się przez plac, zostawiając krwawe ślady i 80 centów, przez nikogo nie pochwycony i nie zawleczony do najbliższego drzewa.
Do późnego wieczora mieszkańcy zastanawiali się dlaczego na Kaczego Marka nie spadła zasłużona kara.
Inne tematy w dziale Polityka