Żyjemy w cywilizacji popkulturalnej, czyli takiej, w której celem twórców, instytucji kulturalnych oraz mediów staje się zaspokajanie gustów popularnych. Jest to zjawisko względnie nowe, choć gwałtownie przybierające na sile. Składają się nań dwa główne czynniki.
Po wtóre rozwój technologii spowodował upowszechnienie się środków przekazu, a co za tym idzie olbrzymią konkurencję i obniżenie standardów. „Byle kto” może wydać lub wyprodukować „byle co”, a jedynym jurorem jest publiczność ze swoim popularnym gustem.
Do tego trendu dostosowują się rzecz jasna media. Telewizja jako pierwsza, przesuwając tzw. „produkcje artystyczne” na godziny dla wytrwałych lub przyznając telewidzom prawo decydowania, kto wygra festiwal lub teleturniej; epatując...; upraszczając...; koloryzując... etc... etc...
Gazety i czasopisma nie pozostają w tyle. Dlatego dzisiaj „poważne” dzienniki (tu ........... można wpisać tytuły) wyglądają tak, jak jeszcze kilka lat temu tzw. brukowce. Oferują czytelnikom papkę dla bezzębnych kulturowo niemowlaków. (A co mają w takim razie robić tabloidy?) Dotyczy to wszystkich sfer życia społecznego, nie tylko polityki.
Brać dziennikarska zaprzęgła się w kierat zdobywania publiki, bo przecież z czegoś żyć musi. Uczciwe i poważne dziennikarswo ląduje na stronach dla wtajemniczonych albo na blogach. W tym ostatnim przypadku często publikując pod pseudonimem.
Komentarze
Pokaż komentarze