Nie ma sensu bronić czegoś, co się obronić nie da: okładania kijami kukły Żyda-Judasza (charakterystyczne pejsy), jej podpalania, po czym wrzucenia do rzeki. Ten zwyczaj, niezależnie jak stary i historyczny, jest po prostu barbarzyński, agresywny i nic dobrego z niego nie wynika.
Trzeba ten skansenowy relikt wyrzucić na śmietnik w imię rozsądku.
Jednocześnie nie należy robić z tego międzynarodowej afery.
Także w imię rozsądku.
Porównywanie tego z wieszaniem Hamana w Purim przez religijnych Żydów jest nie do końca uczciwe. Haman był z rodu Amaleka - był Amalekitą - biblijnym, odwiecznym wrogiem Żydów. Amalekitów od tysięcy lat już nie ma. Nie istnieją. Judasz był Żydem. Żydzi istnieją. To jest poważna różnica.
Jednak najważniejsze jest to, że zachęcanie dzieci do bicia kijami wleczonej po ulicach kukły człowieka, którego się później pali i topi (Judasz), czy kukły człowieka, którego się wiesza (Haman), jest wydobywaniem z nich i utrwalaniem najgorszych instynktów. W każdej sytuacji.
Komu jest to potrzebne?
Zwyczaj, rytuał, podczas którego dominującą emocją jest agresja i przemoc, nie zasługuje na kultywowanie. I tyle.
A skoro mówimy o konkretnej sytuacji w Pruchniku: to, co działo się tam wczoraj, jest podaniem na tacy argumentu tym, którzy głoszą tezy o prymitywizmie i antysemityzmie polskiego społeczeństwa.
Natomiast bronienie tego ponurego zwyczaju (a to, niestety, dzieje się w necie), daje głosicielom tej tezy jej dodatkowe wzmocnienie.
Komu TO jest potrzebne?
Paweł Jędrzejewski
Inne tematy w dziale Rozmaitości