Ten człowiek, to jeden z tysięcy emigrantów z Polski do Palestyny, którzy przed II wojną światową budowali Izrael, zanim się odrodził.
Nie wiemy, jakie były późniejsze losy Majera Wolfmana. Wszystko, co wiemy o nim i o jego podróży, wyczytaliśmy z tego paszportu.
Takich jak on było wielu, ale tak się złożyło, że akurat fragmenty jego życiowej historii trafią na naszą stronę internetową po 79 latach.
Nie wiemy o Majerze Wolfmanie w zasadzie nic poza informacjami czysto administracyjnymi. Ale wiemy, jak wyglądał.
Majer Wolfman mieszka w Ruszelczycach.
Ruszelczyce to wieś położona w województwie podkarpackim, w powiecie przemyskim, w gminie Krzywcza. W latach dwudziestych XX wieku wieś liczyła około 140 domów z blisko 800 mieszkańcami (z tej liczby tylko około 30 Żydów).
Tam też - we wsi Ruszelczyce - się urodził. Ma 31 lat, jest kawalerem i rolnikiem. Chyba idealny kandydat na imigranta do Palestyny!
Latem 1935 roku Majer Wolfman otrzymuje paszport. Pewnie jego uzyskanie wymagało wcześniejszego wyjazdu do Przemyśla, aby złożyć konieczne dokumenty.
Emigrancki paszport jest ważny na jednorazowy wyjazd. Stempel Starosty Powiatowego Przemyskiego.
A tu (poniżej) Wiza "wydana na jednorazową podróż do PALESTYNY w czasie ważności Imigracyjnego Certyfikatu. Ta wiza nie zwalnia posiadacza z imigracyjnych regulacji zarządzających wjazdem do PALESTYNY". 2 października 1935
Wiza brytyjska musiała być załatwiona w Warszawie. Czy Majer Wolfman tam pojechał? Oczywiście, tego nie wiemy, ale można podejrzewać, że w Przemyślu działały biura pośredniczące w takich emigracyjnych formalnościach i można przypuszczać, że bohater naszej opowieści skorzystał z usług jednego z nich.
Uzyskanie wizy do Palestyny nie było łatwe. Późniejszy światowej sławy językoznawca Mosze Altbauer z Przemyśla, rówieśnik Wolfmana, próbował również w 1935 roku wyemigrować z Polski. Nie otrzymał wizy i podobno dostał się do Palestyny udając gracza wileńskiego klubu piłki nożnej Makkabi.
Koszt spory: jeden funt, sześć szylingów i sześć pensów. W 1935 roku funt brytyjski kosztował aż 26 złotych (czyli prawie 5 ówczesnych dolarów amerykańskich). Ale za spełnienie życiowych marzeń - to niewiele. Również bardzo niewiele za wyjazd, który - jak miało się okazać za 5 lat - umożliwiał ocalenie życia przed Zagładą.
Trzy dni po uzyskaniu wizy wydanej przez Ambasadę Brytyjską w Warszawie, Majer Wolfman otrzymuje zgodę władz polskich na emigrację. To by był dodatkowy argument, że chyba jednak Majer nie pojechał do Warszawy. Załatwianie spraw trwało kilka dni i wyprawa byłaby dość kłopotliwa.
Za Komisarza, a dokładniej - za Inspektora Emigracyjnego - podpisuje Sekretarz H.Taube
Wielki dzień w życiu Majera Wolfmana. Ruszelczyce, gdzie spędził całe dotychczasowe życie, odchodzą na zawsze w przeszłość. Przed nim podróż, na tamte czasy i dla rolnika z podprzemyskiej wsi - WIELKA podróż. I jeszcze większa niewiadoma. Życie w nowym kraju. A państwo Izrael powstanie dopiero za 13 lat.
Podróż, pociągiem, zaczęła się 29 października 1935 roku. Był to wtorek.
Stempel polskiej kontroli granicznej w Śniatynie. Pociąg wjeżdża na teren Rumunii.
Rumuńska wiza tranzytowa "ważna wyłącznie na przejazd do Konstancy"
Konstanca - największy port Rumunii. A także słynna plaża Mamaja.
Na pewno emigranci, wśród nich Majer, nie mieli czasu ani nastroju do plaż...
Na zdjęciu Mamaja - na pocztówce wysłanej na kilka tygodni przed podróżą Majera Wolfmana
30 października policja rumuńska w porcie Konstanca potwierdza stemplem opuszczenie Rumunii i wejście naszego podróżnika na pokład statku płynącego przez Istambuł do Haify
Tym statkiem jest polska jednostka "Kościuszko". Okręt zbudowany w Szkocji dla armatora rosyjskiego w roku 1915, pływał jako "Caryca". Później pod banderą duńską, jako "Lituania". Od 1930 roku własność Polskiego Transatlantyckiego Towarzystwa Okrętowego (od roku 1934 GAL).
"Kościuszko" pływał do Nowego Jorku, a później po Morzu Czarnym i Śródziemnym. Zabierał 712 pasażerów.
Kapitan żeglugi wielkiej Karol Olgierd Borchardt wspominał po latach:
Był "Kościuszko" statkiem czułym i delikatnym; fal nie przyjmował. Ale w zależności od humoru - pusty, bez ładunku zawsze gotów był się wywrócić. Raz w Nowym Jorku gdy do pustego statku zaczęto sypać bunkier i zbyt wiele na jedną burtę, zaczęły nagle pękać liny i na tych cienkich już jak nitki linach statek zatrzymał się. Był trochę jak kapryśne dziecko. Nawet załadowany potrafił zrobić niespodziewany przechył, tłukąc niemiłosiernie talerze i szklanki.
"Przegląd Palestyński" donosił 14 lipca 1935 roku:
"KOŚCIUSZKO" — DRUGI OKRĘT POLSKI NA PALESTYŃSKIEJ LINJI. Jak się dowiadujemy, okręt polski „Kościuszko" ma być na jesieni przeniesiony na linję Konstanca — Hajfa. Na linji Gdynia — Ameryka zastąpi „Kościuszkę" nowy polski transatlantyk — „Piłsudski".
Majer Wolfman zarezerwował miejsce na "Kościuszce" już latem. Poświadcza to znaczek w jego paszporcie.
Podróż trwała trzy dni. Pogoda była dobra. Na pewno pasażerowie "Kościuszki" już z daleka wypatrywali budynków portowych Haify - nowych budynków, bo nowoczesny, budowany od 11 lat port, został uruchomiony w roku 1933, a więc zaledwie dwa lata wcześniej. Samo miasto liczyło w 1935 roku prawie 100 tysięcy mieszkańców.
Port w Haifie w latach trzydziestych XX wieku.
"Ma pozwolenie na pozostawanie na stałe w Palestynie jako imigrant" - czytamy na pieczęci wbitej do paszportu 3 listopada 1935 roku w Porcie Haifa. To już ostatni wpis w dokumencie podróży.
....
Żegnaj Majerze Wolfmanie!
Tylko tyle możemy o Tobie powiedzieć.
Wszystkiego innego musimy się domyślać.
Pewnie miałeś pracowite, trudne i pełne poczucia sensu życie w Palestynie a później w Izraelu.
Każda rocznica powstania Państwa Izrael jest także Twoim świętem i wszystkich takich jak Ty - którzy stworzyli ten kraj.
....
Po zamieszczeniu tego tekstu na stronie internetowej Stowarzyszenia 614. Przykazania, otrzymaliśmy informację od p. Piotra Haszczyna - autora strony internetowej "Krzywcza - Trzy Kultury", zajmującej się między innymi propagowaniem wiedzy o kulturze żydowskiej.
Autor znalazł nowe informacje na temat bohatera naszej opowieści a także jego zdjęcie.
Oto tekst na temat tych odkryć:
Wyjazd do Palestyny
Ostatni natrafiłem na artykuł w internecie pt. Historia jednej podróży. Jest to foto relacja z podróży do Palestyny Majera Wolfmana. Na podstawie paszportu autor stara się przedstawić drogę Wolfmana do wymarzonego miejsca na świecie dla Żydów w tym czasie, czyli Palestyny.
Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby Majer Wolfman nie pochodził z Ruszelczyc, gdzie się urodził w 1904 r. Z moich informacji wiem, że był spokrewniony z Rosnerami z Krzywczy. Często więc bywał w naszej miejscowości, również z tego powodu, że w Krzywczy była synagoga i łaźnia. Majer był również instruktorem Droru.
Dror była organizacją syjonistyczną, która przygotowywała młodzież do życia w Palestynie, prowadząc szkolenie przyszłych osadników, były tworzone również grupy skautowe.
Na zamieszczonej powyżej fotografii widzimy go wspólnie z innymi instruktorkami na zdjęciu ze spotkania organizacji z członkami z krzywieckiego kahału. Ubrany jest w mundur skautowy.
Marzeniem wielu Żydów o poglądach syjonistycznych był wyjazd do Palestyny, by tam walczyć i budować państwo Izrael. Po odpowiednim przygotowaniu i długich staraniach mogło spełnić się ich marzenie. W tym czasie do Palestyny wyjechał również Naftali Rosner [ur. 1916], który był rodzinnie związany z Majerem i być może ktoś jeszcze. Może nawet razem podróżowali. Niestety nie zachowały się informacje, jakie były ich dalsze losy. Foto relacja przedstawiona na poniższej stronie przedstawia kawałek życia Majera Wolfmana, być może kiedyś ktoś dopisze następne karty z historii jego życia.
4 maja 2014.
Opr. Paweł Jędrzejewski