W kontekście ostatnich doniesień o matce i jej rzekomo zaginionym dziecku zaczynamy myśleć o granicach. Nie, nie o granicach ludzkiego nieszczęścia, bo te bywają różne. Myślimy o granicach relacjonowania wydarzeń.
Kiedy wyszło na jaw, że nieszczęście zaginięcia dziecka jest sytuacją niezwykle skomplikowaną faktograficznie, sytuacja i być może katastrofa stała się gdzie indziej niż wszyscy myśleli i kiedy indziej, niż wszyscy myśleli, wówczas nagonkę medialną - jaka być może odwróci sympatię/empatię społeczną wobec uczestników tragedii - potraktujemy bardziej serio niż samo wydarzenie. Samo wydarzenie bowiem będzie przedmiotem analiz psychologów, kryminalistyki, będzie poddawało się (lub nie) różnym innym analizom.
Niepokój musi budzić ekshibicjonizm mediów. Jak bowiem potraktować upublicznienie - bez żadnych zastrzeżeń - nagrań z zezania matki? Jedno z najbardziej tragicznych - w czasie pokoju - zeznań osoby nieszczęśliwej, upodlonej sytuacją, skazanej z góry na społeczną anatemę i Bóg wie jeszcze na co, publikuje telewizyjna stacja o ogólnopolskim zasięgu, publikuje znany prywatny detektyw, publikują pośrednio komentatorzy tego wydarzenia na blogach..........
Aż się chce wrzasnąć: LUDZIE, opamiętajcię się!!!
Judaizm jest z gruntu praktyczny. W nim intencje niewiele znaczą. Ale wiele znaczą w nim skutki naszych działań.
Pomyślcie o skutkach, zanim cokolwiek napiszecie.
J.S.P.
Inne tematy w dziale Kultura