W Europie naturalną koleją rzeczy władza unijnej Prezydencji przekazywana jest z jednego unijnego kraju do innego. Proces ten sam w sobie jest dość nieskomplikowany i ma znaczenie m.in. prestiżowe, lecz nie tylko. Wraz z przekazywaniem prezydenckiej władzy ciężar politycznej tematyki nieco przenosi punkty zainteresowań unijnej koncentracji; nieco inaczej stawia polityczne akcenty. Tak już jest w Unii Europejskiej. Jest to sprawny mechanizm koncentracji uwagi Unii na problemach jej regionów. Dzisiaj Prezydencję Unii sprawuje Polska.
Niedługo będzie to Cypr. I tutaj zaczynają się schody. Premier Turcji - Recep Tayyip Erdogan - po raz kolejny obwieścił deklarację rządu Turcji, iż w przypadku przekazania władzy Prezydencji Cyprowi, Turcja rozważy ochłodzenie stosunków z Unią Europejską. Czy jest to jedynie polityczny gest, czy raczej rodzaj przemyślanej polityki Turcji?
Polityka zagraniczna Turcji zdaje się inaczej rozkładać akcenty niż jeszcze 10, czy 15 lat temu. O ile niegdysiejsza Turcja miała wciąż nadzieję na rychłe członkostwo w UE mocno ograniczane przez sprawę kurdyjską, o tyle dzisiejsza Turcja zdaje się zmierzać ku czynnemu przewodnictwu w bloku państw Bliskiego Wschodu. Nie ukrywamy, że wg naszych opinii przywództwo to wydaje się oparte na odwiecznym antagonizmie islamu i pozostałych wielkich religii Boga Jedynego. Czy po quasi-demokratycznych rewolucjach krajów Bliskiego Wschodu recepta antagonizowania ludzi i krajów spełni jakiekolwiek zadania polityczne, czy nie - to się dopiero okaże. A jednak, dzisiaj można wyrazić obawy, że polityka premiera Erdogana wydaje się polityką mocno archaiczną, a to, co odzwierciedlało praktyczny wymiar polityki tureckiej w przypadku konfliktu o tzw. "flotyllę wolności", dzisiaj wydaje się trzymaniem się brzytwy przez tonącego.
Dzisiaj, tym bardziej niż kiedy indziej, wydaje się, że jeśli ruchy demokratyczne w krajach Bliskiego Wschodu mają jakikolwiek wymiar praktyczny, to ich końcowym efektem musi być międzynarodowa kooperacja, a nie antagonizowanie. Ruchy te bowiem mogłyby ukształtować nowe kierunki rozwoju krajów afrykańskiego islamu tylko wówczas, kiedy islam tych krajów stałby się mocnym partnerem dialogu kulturowego i - co ważniejsze - kooperacji ekonomicznej pomiędzy krajami regionu, a także Europy. Tutaj nie ma miejsca na antagonizowanie.
Wracając na arabsko-izraelskie podwórko, społeczności zarówno arabska, jak i żydowska żyjące w tamtym zakątku świata mają sobie BARDZO wiele do zaoferowania. Jak wiele z tego wykorzystają? Czas pokaże. Ale naszą rolą jest dołożyć wszelkich starań, aby ludy Bliskiego Wschodu dzisiaj dostrzegły swoją szansę w demokracji. Jeśli ją przeoczą - zapanuje długi wiek rujnujących ludzi konfliktów.
Tak czy inaczej, odpowiedź Unii Europejskiej na coraz bardziej agresywne ultimata premiera Erdogana może być tylko jedna - ignorowanie. Premier Erdogan musi jednak zdać sobie sprawę z jednego; czasy politycznej potęgi Turcji minęły już jakiś dość dawny czas temu. No merci. Tak już jest.
Niegdyś, w ciężkich, dawnych czasach Turcja wspierała Polskę. Teraz możemy spłacić nasz historyczny dług - Polska może i powinna wspierać Turcję w jej ambicjach europejskich atoli pod warunkiem, że Turcja wyczuje puls czasu. Europa oraz Izrael mają wspólny rdzeń demokracji oraz tradycji tworzenia rzeczy wbrew przeciwnościom losów. Oby taką była i Turcja. Niech dołączy do nas. Czekamy.
Twórzmy nowy czas. Wspólnie.
Jarosław Piotrowski
Członek Redakcji FŻP
Inne tematy w dziale Polityka