Jakkolwiek więc wszelkie antysemickie publikacje w prasie, napisy na murach, dewastacje cmentarzy żydowskich, antysemickie wypowiedzi na Internecie i hasła wykrzykiwane na stadionach itd. - są bez wątpienia sprawami zasługującymi na dostrzeżenie i zdecydowany sprzeciw, to nie one zadecydują w jakimkolwiek stopniu o tym, co może stać się za naszych dni z ponad sześcioma milionami Żydów, jeżeli sprawy potoczą się w najgorszym kierunku.
Już od dawna wiemy, co spowodowało wielowiekowe prześladowania Żydów w stuleciach dominacji Kościoła: klasyczny antysemityzm o korzeniach religijnych, który był w zasadzie antyjudaizmem, wywodzącym się z oskarżenia Żydów o odrzucenia Boga i wydanie go na śmierć.
W Polsce taki antysemityzm jeszcze zapewne pokutuje np. w wypowiedziach niektórych starców telefonujących do Radia Maryja.
Doskonale wiemy, jaki antysemityzm doprowadził do Holocaustu: amalgamat antysemityzmu politycznego, oskarżającego Żydów o spisek przeciw europejskim wartościom (z jednej strony mit „Żydokomuny”, z drugiej – „żydowskiego bankiera – wyzyskiwacza”) w połączeniu z antysemityzmem rasowym, postrzegającym "żydowską krew" jako truciznę.
W Polsce taki antysemityzm pojawia się w wypowiedziach fanatyków, szczególnie tych, którzy uwielbiają oskarżanie polityków o pochodzenie żydowskie.
Te antysemityzmy wciąż jeszcze trwają na marginesach życia społecznego, ale nie mają ani kłów ani energii. Już spełniły swoją historyczną rolę. Ich czas minął. Każdy z nich, a szczególnie ten XX-wieczny, spowodował już swoje Zagłady.
Pamiętajmy bowiem, że skrajnym przejawem każdego antysemityzmu jest mordowanie Żydów. Na końcu triumfu każdego nowego wcielenia antysemityzmu zawsze muszą pojawić się ludzie zamordowani. Masowe mordowanie - poza środkami technicznymi i logistyką - wymaga przede wszystkim zgromadzenia potencjalnych ofiar i przyzwolenia na wielką skalę.
Każdy kolejny antysemityzm osiąga to przyzwolenie nowymi, nieznanymi w przeszłości metodami. Musi zaskakiwać. To gwarantuje mu skuteczność.
Skąd więc nadejdzie nowa Zagłada?
Gdzie jest dziś nowy antysemityzm, który ją umożliwi?
Antysemityzm musi skierowywać się tam, gdzie są potencjalne ofiary – gdzie są Żydzi.
Holocaust w Europie już się dokonał. W Europie nie ma obecnie wystarczającej liczby Żydów, aby Holocaust mógł się tu powtórzyć.
Koncentracja Żydów jest obecna w Stanach i w Izraelu.
W Stanach są na razie bezpieczni.
Pozostaje więc Izrael.
Państwo żydowskie jest dziś w identycznej sytuacji, w jakiej przeciętny Żyd znajdował się w wielu krajach europejskich wkrótce przed Zagładą. Izrael, tak jak Żyd w okresie przed Holocaustem, jest skutecznie demonizowany i dehumanizowany. Odbywa się to przede wszystkim w Europie, szczególnie w europejskich mediach, działających na wielką skalę, systematycznie i od długiego czasu. Nowy antysemityzm, nazywany też antysemityzmem lewicowym (bo wyrasta z lewicowych haseł), który kształtuje wolno i systematycznie poglądy milionów mieszkańców Europy, w tym także - choć w mniejszym stopniu - Polski, nie jest pozornie skierowany przeciw Żydom. Jest skierowany przeciw Izraelowi. Starannie unika nawet słowa "Żydzi", tak jakby Żydzi tam nie mieszkali. Jeżeli chce nazwać ludzi, których oskarża, mówi o "Izraelczykach". Ten antysemityzm tkwi przede wszystkim w nieobiektywnym przedstawianiu starań Izraela o przetrwanie. W stosowaniu wobec Izraela zdecydowanie odmiennych standardów niż wobec innych państw. W kwestionowaniu samego prawa Izraela do istnienia i do obrony jego obywateli. W skupieniu się organizacji monitorujących przestrzeganie praw człowieka na Izraelu bez porównania bardziej niż na jakichkolwiek satrapiach współczesnego świata, czyli chociażby Chinach, Iranie, Kubie, Syrii czy Korei Północnej. W fakcie, że ONZ od roku 2003 sformułowała 232 rezolucje dotyczące Izraela, co stanowi 40% wszystkich rezolucji i jednocześnie sześć razy więcej, niż dotyczących następnego państwa na liście, czyli Sudanu. W oskarżeniach Izraela o ludobójstwo, o masakry, o rasizm. W używanym języku, który chętnie i ze smakiem odwołuje się do nomenklatury stosowanej wobec nazistów i uwielbia tworzenie analogii pomiędzy Izraelem a III Rzeszą (vide: zdjęcie niżej - demonstracja antyizraelska w Szkocji). W bojkocie izraelskich naukowców, izraelskich produktów, izraelskich artystów. W niedopuszczeniu izraelskiej służby medycznej do udziału w strukturach Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. W bojkocie polegającym na wycofywaniu inwestycji z Izraela. Nawet w krytyce tych celebrytów-artystów, którzy jadą odwiedzić Izrael.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/6/6d/Protests_Edinburgh_10_1_2009_5.JPG/450px-Protests_Edinburgh_10_1_2009_5.JPG)
Kierunek jego działania jest oczywisty, choć z pozoru trudny do dostrzeżenia: przygotowanie gruntu do zgody na zadawanie śmierci Żydom.
O przyzwolenie świata, a szczególnie Europy, na dokonanie Holocaustu Żydów w Izraelu, pracuje już ten nowy antysemityzm od lat.
Aby był skuteczny - musi być zakamuflowany, a - co najmniej - lekceważony.
Jest zakamuflowany, jako rzekomo w pełni uzasadniona krytyka politycznych działań Izraela. Gdy jest rozpoznawany - jest lekceważony, jako przykład nieuprawnionej histerii.
Aby był masowy, musi spełniać wyczekiwaną rolę i - co najważniejsze - musi "wstrzeliwać się" w szczególny zbiorowy stan psychiczny. Bez tego nie ma szans.
Spełnia ją i "wstrzeliwuje się".
Bowiem w 65 lat po wojnie Europa podlega głębokim i powszechnym przeobrażeniom , które nie mają precedensu: odrzuca - na pełną skalę - swoją złą tradycję, przy okazji odrzucając dużo więcej. Jest to zabieg przede wszystkim emocjonalny, więc ma emocjonalny przebieg - stąd daleko posunięty ekstremizm w tym odrzucaniu. Europa odrzuca wszelki nacjonalizm, a przy okazji patriotyzm. Odrzuca wszelki separatyzm, a przy okazji własną kulturową tożsamość - jako przejaw prymitywizmu. Zastępuje ją nową wiarą - w wielokulturowość. Niczym nie brzydzi się tak bardzo, jak sobą samą. Postrzega więc siebie samą wyłącznie poprzez cechy odrażające: rasizm, ksenofobię, europocentryzm. I nienawidzi ich. Nic nie napawa ją takim wstrętem, jak idea powiązania narodu z terytorium. Chyba tylko samo pojęcie narodu. Jej ideałem jest kosmopolityzm. Nienawidzi granic. Zresztą one już w Europie nie istnieją.
Mówiąc skrótowo: Europa porządkując swoje XX wieczne problemy, wylewa siebie samą z kąpielą.
To są potężne i masowe procesy rozgrywające się w świadomości i – a nawet silniej, jako irracjonalne – w podświadomości europejskiej.
I one właśnie stanowią podstawę nowego antysemityzmu. Bo w tym momencie pojawia się Izrael. Jedyne „europejskie” – demokratyczne, świeckie, uprzemysłowione, rozwinięte pod względem nauki i techniki państwo w morzu niedemokratycznych krajów muzułmańskich, które jednocześnie najsilniej nie przypomina tej przeobrażającej się Europy.
Europa nienawidzi siebie samej. Izrael musi kochać siebie, aby przetrwać.
Izrael jest postrzegany przez ogromną liczbę Europejczyków, którzy podlegają zasygnalizowanym powyżej procesom, jako dokładne uosobienie tego, czym Europa za wszelką cenę już nie chce być. Alain Finkielkraut pisze w swoim zbiorze błyskotliwych esejów "W imię Innego": "Wymaga się od nich [Żydów], żeby się z nami [Europejczykami] zjednoczyli, w sytuacji, gdy my sami siebie opuszczamy. Ubolewa się nad ich asymilacją, tak bardzo teraz nie na rękę, i nad niespodziewanym obrotem rzeczy, który sprawił, że popadli w bałwochwalstwo i uświęcenie Miejsca, podczas gdy świat oświecony masowo nawraca się na transgraniczność i włóczęgę. Nie oskarża się tych niegdysiejszych nomadów o spiskowanie w celu pozbawienia Europy jej korzeni, lecz boleje się nad tym, że te późne wnuki dawnych autochtonów cofnęły się do stadium, w którym Europejczycy znajdowali się, zanim wyrzuty sumienia nie przeżarły ich ego i nie zmusiły ich do przedłożenia wartości uniwersalnych nad suwerenność terytorialną". Inny francuski filozof Pierre-André Taguieff stawia tezę, że antysemityzm oparty na rasizmie i nacjonalizmie został zastąpiony przez nowy antysemityzm ("la nouvelle judéophobie") oparty na antyrasizmie i antynacjonalizmie.
Gdy Europa się jednoczy i obala ostatnie granice - Izrael stawia Mur.
Gdy Europa ogłasza całkowite podporządkowanie się bóstwu Uniwersalizmu, Izrael - aby ocaleć - musi wierzyć w separatyzm i nacjonalizm, bo otoczony jest przez wrogów, którzy nie ukrywają od lat, że pokój na Bliskim Wschodzie zapanuje dopiero wtedy, gdy żydowskie państwo ulegnie całkowitej likwidacji.
Ta likwidacja to nie ma być „decyzja administracyjna”. Ona oznacza śmierć Żydów.
To, że Izrael postrzegany jest przez Europę, która "opuszcza sama siebie", jako uosobienie tego, czym Europa nie chce już być – to jedna sprawa. Drugą jest bałwochwalczy stosunek Europy wobec tolerancji dla innych kultur, co w praktyce w znacznym stopniu jest równe akceptacji podrzędności kultury europejskiej (którą charakteryzują przede wszystkim – według ideologów „opuszczania Europy” - krucjaty, kolonializm, dwie wojny światowe i Holocaust) oraz uświadomienia sobie, że nie tylko nie ma szans, ale nawet żadnego sensu jakiekolwiek "europeizowanie" europejskich wyznawców islamu z krajów przede wszystkim arabskich. Do tego dochodzi strach. Strach przed demografią, która zapowiada nieuchronny europejski schyłek. Te trzy rzeczy powodują, że setki tysięcy demonstrantów w Rzymie, Paryżu lub Londynie domagają się zaprzestania przez Izrael "ludobójstwa", wyrażają potępienie dla "izraelskiej polityki apartheidu", nawołują do zakończenia "izraelskiego barbarzyństwa", powstrzymania „izraelskiego rasizmu” i protestują przeciw "holocaustowi Palestyńczyków", mimo że w wielu miejscach świata dochodzi do rzeczywistego ludobójstwa (np. Sudan), rzeczywistego zniewolenia narodów (np. Tybet) czy rzeczywistej odmowy ustanowienia własnego państwa (np. Kurdowie).
Bo Europa nienawidzi swojej przeszłości, a Izrael wciąż jeszcze musi być pod wieloma względami jak "stara Europa". Europa za największy grzech poczytuje "europocentryzm", a Izrael musi mieć wiarę w siebie, bo inaczej po prostu przestałby istnieć. Izrael nie może uznać nadrzędności obcych kultur, bo od ponad sześćdziesięciu lat pracuje nad ukształtowaniem kultury izraelskiej z wielokulturowych grup napływających do Izraela zupełnie różnych Żydów. To wszystko, w oczach nowej Europy, stanowi grzechy nie podlegające przebaczeniu. To decyduje, że Izrael postrzegany jest – przez opiniotwórcze media i dominującą lewicę – jako państwo de facto faszystowskie, rasistowskie, neokolonialne i ludobójcze.
Izrael, tak jak Żyd w okresie poprzedzającym Szoa, jest więc już oskarżony i teraz wystarczy tylko uznać, że gdy zostanie zaatakowany, będzie „sam sobie winien”. To może nawet stanie się - w oczach Europy – dziejową sprawiedliwością. Tak jak wówczas Europa oczekiwała na „ostateczne rozwiązanie” problemu żydowskiego, tak teraz oczekuje przecież na „ostateczne rozwiązanie” problemu izraelskiego.
W krajach arabskich dokonują się właśnie zmiany władzy.
Jeżeli władzę przejmą tam islamscy radykałowie, co jest wysoce prawdopodobne, może dojść do sytuacji, w której lęk o ropę naftową i utrwalone już w europejskiej świadomości zdemonizowanie i odhumanizowanie Izraela spowodują, że w najbardziej optymistycznym rozwoju wydarzeń Europę będzie stać zaledwie na nieśmiały protest, gdy naród żydowski znowu zacznie umierać.
Paweł Jędrzejewski
(fot. za Wikipedią, autor: Mohammed Abushaban)