Latem 1941 roku Heinrich Himmler wziął udział w pokazie masowego rozstrzeliwania Żydów w Mińsku. Widok ten doprowadził go do wymiotów. Zdecydował, że należy znaleźć inne sposoby mordowania. Nakazał testowanie metod, które byłyby mniej stresujące dla zabójców. Eksperymenty te doprowadziły do sięgnięcia po furgonetkę z komorą gazową. Pojazd ten był już używany w 1940 roku do zagazowywania pacjentów psychiatrycznych z Prus Wschodnich i Pomorza. Jak argumentuje Nestar Russell w „The Nazi’s Pursuit for a "Humane’ Method of Killing”, Niemcy postawili sobie cztery warunki, które miało spełniać mordowanie. Po pierwsze, ofiary powinny pozostać całkowicie nieświadome, że wkrótce umrą. Po drugie, sprawcy nie muszą dotykać, widzieć ani słyszeć swoich ofiar, kiedy umierają. Po trzecie, śmierć powinna być zadawana w taki sposób, żeby unikać pozostawiania jakichkolwiek oznak obrażeń na ciałach ofiar, a ponadto czas mordowania powinien być jak najkrótszy. Praktyka późniejsza dopisała do tego jeszcze piąty warunek: jakikolwiek fizyczny udział Niemców w eksterminacji, a także w kierowaniu do komór gazowych, obrabowywaniu mordowanych ludzi i pozbywaniu się zwłok powinien być ograniczony do minimum i te czynności powinni wykonywać więźniowie.
8 grudnia 1941 roku rozpoczęła swoją pracę niemiecka machina ludobójstwa na skalę przemysłową. W wiosce Chełmno nad rzeką Ner, na terenach polskich przyłączonych przez państwo niemieckie do III Rzeszy, zamordowano Żydów metodą zagazowania. Funkcje komór gazowych pełniły hermetyczne ciężarówki. Wiele wskazuje na to, że w początkach działalności obozu mordowano tlenkiem węgla z metalowych butli. Metoda gazowania tlenkiem węgla była wybrana ze względu na to, że jak to stwierdził na procesie norymberskim Otto Ohlendorf (commander of Einsatzgruppe D), zabijanie było bardziej „humanitarne” dla członków Einsatzgruppen. W późniejszym okresie stosowano spaliny z silników, w który wyposażone były ciężarówki. Działo się to na prawie dwa miesiące przed słynną konferencją w Wannsee, która oficjalnie potwierdziła początek decydującej fazy Holokaustu.
Pierwszy transport stanowiło około 700 Żydów z getta w pobliskim miasteczku Koło. Ofiary ludobójstwa były przywożone albo z getta w Łodzi, albo z gett w miastach tzw. Kraju Warty (Reichsgau Wartheland). W roku 1942 zamordowano też tysiące Żydów z Czech, Niemiec, Luxemburga i Austrii. Wśród ofiar obozu byli też Romowie i Sinti z pogranicza Węgier i Austrii, dzieci z Zamojszczyzny, dzieci z czeskich Lidic, sowieccy jeńcy wojenni, polscy księża i zakonnice.
Po przyjeździe do wsi Chełmno (Kulmhof) więźniowie pod pozorem kąpieli koniecznej przed dalszą podróżą, byli zmuszani do rozebrania się. Następnie ludzie przebiegali wąskim korytarzem do ciężarówek, w których podłodze znajdowały się wyjścia rur wydechowych. Spaliny zabijały ich w ciągu 15-20 minut. Jeden z nielicznych uciekinierów z Kulmhof, Szlama Ber Winer, pod dostaniu się do Warszawy, opowiedział relację więźnia Goldmana z Kłodawy, który chyba jako jedyny przeżył (na 24 godziny) przejście do ciężarówki (ukrył się nagi w komórce tuż przed samą rampą) i zdążył opowiedzieć, co widział, innym więźniom. Następnego dnia Niemcy kazali mu położyć się na zwłokach zamordowanych ludzi i zastrzelili go. Winer zrelacjonował opowieść Goldmana kronikarzom Zagłady z grupy Oneg Szabat:
„Gdy ich prowadzono do pałacu, obchodzono się z nimi bardzo uprzejmie. Stary Niemiec, lat około 60, z długim cybuchem w ustach, pomagał matkom zdejmować z samochodu ich pociechy. Niemowlęta sam brał na ręce, aby matkom lżej było schodzić, pomagał starcom dojść do pałacu, jednym słowem wzruszał nieszczęsnych swą łagodnością i uprzejmością. Wprowadzono ich do ciepłego pomieszczenia, w którym grzały dwa piece. Podłoga wyłożona była drewnianą kratownicą, jak w łaźni. Tu ów stary Niemiec i oficer SS wygłosili przemówienia, zapewniając Żydów, że pojadą do getta w Litzmannstadt, będą tam pracować i staną się pożytecznymi ludźmi. Kobiety będą prowadziły gospodarstwo, dzieci pójdą do szkoły, jednak przed wyjazdem muszą się poddać dezynfekcji. W tym celu wszyscy mają się rozebrać i pozostać w samej bieliźnie. Rzeczy zostają odparowane. Przedmioty wartościowe i dokumenty należy wyjąć, zawinąć w chustkę i oddać na przechowanie. Jeżeli kto ma pieniądze papierowe, schowane albo zaszyte w odzieży, winien je bezwzględnie wypruć, gdyż w przeciwnym razie ulegną spaleniu w piecu. Ludzie muszą się wykąpać. Stary Niemiec bardzo uprzejmie prosił wszystkich, żeby udali się do łaźni, i otworzył drzwi, za którymi prowadziło około 15–20 stopni w dół, lecz tam był już mróz. Niemiec łagodnie zapewniał, że dalej będzie cieplej. „Dalej” był dość długi korytarz, prowadzący na rampę. Podjeżdżał tam samochód gazowy. W tym momencie znikała cała łagodność. Z wściekłą brutalnością zapędzano ludzi do samochodu. Żydzi spostrzegli się, że zbliża się śmierć i rozpaczliwie wołali: Szma Israel.”
Ciężarówki jechały teraz około 4 kilometry do lasu, gdzie grupy więźniów wyładowywały i zakopywały zwłoki pomordowanych w masowych grobach. Inni więźniowie, w tym samym czasie, zajmowali się sortowaniem zagrabionych rzeczy, przywiezionych przez ofiary. Przedmioty te były przekazywane do Rzeszy.
Szlama Ber Winer relacjonował: „Z ciężarówki wyrzucano zagazowanych jak śmieci – na kupę, jeden na drugiego. Ciągnięto ich to za nogi, to za włosy. Na górze stało dwóch ludzi, którzy rzucali ciała na dół do grobu, a w dole stało dwóch innych, którzy układali je warstwami, twarzą ku ziemi w taki sposób, że przy głowie jednego leżały nogi drugiego. Kierował tym specjalny esesman. Jeżeli gdzieś był wolny skrawek miejsca, wpychano tam zwłoki dziecka. Wszystko przebiegało w bardzo brutalny sposób. Ten, który stał na górze z sosnową gałęzią w ręce, dyrygował, gdzie winna być głowa, gdzie nogi, gdzie dzieci i gdzie rzeczy. Wszystkiemu towarzyszyły wściekłe bicie i wrzaski.”
Na koniec dnia, więźniowie układający zwłoki w dołach byli mordowani. Wyraźnie widać tu dwa najważniejsze czynniki umożliwiające działanie machiny śmierci: usypianie czujności ofiar jak najdłużej to możliwe, a następnie terror.
Wiadomości uzyskane od Winera umożliwiły żydowskiemu ruchowi oporu poinformowanie Polskiego Państwa Podziemnego o eksterminacji Żydów. Była jeszcze jedna taka próba. Urzędnik gminy w Chełmnie, Polak, Stanisław Kaszyński, próbował na przełomie roku 1941-42 ujawnić fakt ludobójstwa, pisząc do przedstawicielstwa Szwajcarii i Czerwonego Krzyża. Jego usiłowania zakończyły się niepowodzeniem i Kaszyński został aresztowany, po czym zamordowany przez gestapo.
Hermetyczne ciężarówki używane w Chełmnie były podobne konstrukcją do wozów meblowych. Już w październiku 1939 przeprowadzone zostały tu pierwsze eksperymenty z egzekucjami przy pomocy komory gazowej, które nadzorował chemik SS dr. August Becker. Około 400 pacjentów z szpitali poznańskich zostało zamordowanych tą metodą w Fort VII w bunkrze numer 17. Sprawcami zbrodni byli członkowie specjalnego oddziału SS Sonderkommando Lange, pod dowództwem 30 letniego porucznika SS Herberta Lange, który już wcześniej działał w Einsatzgruppe VI podczas Operation Tannenberg. Lange był odpowiedzialny za śmierć ponad 6 tysięcy polskich, żydowskich i niemieckich chorych. Właśnie wówczas, w latach 1939-41, Lange eksperymentował z różnymi metodami mordowania ludzi. Herbert Lange to jest pierwsze nazwisko, które jest niezbędne przy wyjaśnianiu przełomowego momentu Holokaustu, czyli historii obozu śmierci w Chełmnie. W grudniu 1941 roku Herbert Lange został pierwszym komendantem tego obozu.
Drugim nazwiskiem, które pojawia się, gdy omawiamy dzieje obozu, jest Rolf-Heinz Höppner. Podpułkownik SS, szef Sicherheitsdienst w Poznaniu wysłał w lipcu 1941 roku notę do Adolfa Eichmanna, w której zawarł swój pomysł na „rozwiązanie problemu żydowskiego”. Höppner pisał w nim: „Istnieje niebezpieczeństwo, że tej zimy Żydzi nie będą mogli być żywieni. Trzeba poważnie rozważyć, czy najbardziej humanitarnym rozwiązaniem nie będzie likwidacja tych Żydów, którzy nie nadają się do pracy, przy pomocy jakiegoś szybko działającego sposobu. (…) To brzmi częściowo jak fantazja, ale będzie w mojej opinii możliwe do zastosowania”.
Höppner miał na myśli próbowaną już wcześniej metodę polegająca na gazowaniu ludzi tlenkiem węgla z metalowych butli. Jak wspomniałem, metodę tę stosował już w 1939 roku Herbert Lange na obszarach Warthegau. Lange testował także inne metody morderstwa. Np. jesienią 1941 roku, Lange ze swoimi ludźmi zamordował kilka tysięcy Żydów w Lesie Krążel obok Kazimierza Biskupiego. Byli oni zapędzeni do dołów z palonym wapnem, które po napełnieniu ludźmi zostały zalane wodą. Ta metoda nie okazała się wystarczająco skuteczna. Natomiast tlenek węgla spełnił oczekiwania Niemców. Od lipca Lange rozpoczął poszukiwanie miejsca, gdzie najwygodniej byłoby rozpocząć mordowanie. Wkrótce po tym zgodę na realizację pomysłu Höppnera wyraził Himmler. Wybrane zostało logistycznie wygodne miejsce. Okazało się nim być Chełmno, które było odległe od większych miast, zarazem położone blisko linii kolejowej, jednocześnie w jego sąsiedztwie znajdowały się duże lasy. Ostatecznym argumentem był fakt, że we wsi znajdował się niezamieszkały pałac, który łatwo mógł być dostosowany do maskowania zbrodni jako miejsce „przesiadki” w podróży do finałowego celu.
Jest jeszcze jedno nazwisko, które musi być odnotowane, gdy przypominamy zbrodnię popełnioną w Chełmnie – Wilhelm Koppe. Koppe był Wyższym Dowódcą SS i Policji w Kraju Warty. Fanatyk wyższości rasowej Niemców, skupił się na prześladowaniu Żydów i Polaków zamieszkałych na podległym mu terenie. Był odpowiedzialny za przesiedlenia ludności polskiej w terenów Kraju Warty, za mordowanie niemieckich i polskich pacjentów szpitali psychiatrycznych, za eksterminację Żydów. Późną wiosną 1940 roku przeprowadził masowy mord przy użyciu samochodowych komór gazowych na około dwóch tysiącach niepełnosprawnych pacjentach. Do popełnienia tej zbrodni Koppe użył Sonderkommando Lange.
Wszyscy trzej – Lange, Hoppner i Koppe byli fanatycznymi rasistami, zwolennikami kolonizacji ziem polskich przez „rasę germańską”. Wszyscy mieli świadomość, że uczestniczą w eksperymencie ludobójstwa na bezprecedensową skalę. Na terenie Kraju Warty, w całości przyłączonego do Rzeszy, mieszkało około 400 tysięcy Żydów. Dla nazistowskich, niemieckich rasistów obecność dodatkowej dużej populacji Żydów na terenie państwa niemieckiego była nie do zaakceptowania. Ten pogląd całkowicie podzielał Arthur Greiser – namiestnik rządzący z polecenia Hitlera Krajem Warty. Decyzja zapadła błyskawicznie. Już w listopadzie 1939 roku Wilhelm Koppe zadecydował, że na początek w ciągu trzech miesięcy Poznań musi być „wolny od Żydów”. W tym czasie krystalizował się większy plan. Wszyscy Żydzi z Kraju Warty mieli zostać albo zamordowani, albo umieszczeni czasowo w gigantycznym obozie pracy, jakim było getto w Łodzi. Ludzie mieszkający w getcie, a nienadający się do pracy (starcy, chorzy i dzieci) mieli być zagazowani (stało się to we wrześniu 1942 roku).
W Chełmnie Niemcy zamordowali około 200 tysięcy ludzi. Uratowało się mniej niż dziesięciu uciekinierów. I piętnastoletni Szymon Srebrnik, który nie uciekł, ale ocalał w niezwykły sposób. W nocy z 17 na 18 stycznia 1945 roku, przed ostatecznym opuszczeniem Chełmna, Niemcy mordowali ostatnich Żydów. Srebrnik otrzymał strzał w kark, kula ominęła kręgosłup i nie naruszając rdzenia kręgowego i mózgu wyszła ustami. Przeżył, wyemigrował do Izraela i zmarł tam po wielu dziesięcioleciach, bo w roku 2006.
Zdecydowana większość twórców obozu, jego nadzorców i załogi uniknęła po wojnie jakiejkolwiek kary.
Ten pierwszy obóz śmierci utorował drogę pozostałym obozom. Wypracowane tam metody zostały udoskonalone, dwutlenek węgla zastąpiony cyklonem B, a prymitywne krematoria w lesie – krematoriami Auschwitz-Birkenau zbudowanymi przez renomowane niemieckie firmy.
Paweł Jędrzejewski
https://forumzydowpolskichonline.org/2022/12/07/chelmno-pierwszy-oboz-smierci/
Inne tematy w dziale Kultura