160 milionów odsłon na YouTube. Taką popularnością może się pochwalić niejaka Rebecca Black, nastoletnia gwiazdka Internetu wykonująca utwór „Friday”. Odpychająca estetyka rodem z groszowych programów do obróbki dźwięku, tekst wskazujący, że jego autor musiał być jedną z ofiar doktora Waltera Freemana, czynią z piosenki niezamierzoną autoparodię. Nie ma to jednak większego znaczenia w obliczu faktu, że przed wykonawczynią drzwi do kariery stoją otworem. Nawet, jeśli będzie to kariera chwilowa zrobienie z siebie sezonowej idiotki i tak się opłaci. I dziewczęciu, i jej mamusi.
Mechanizm ten rozumieją politycy. Machając fallicznymi balonami na konwencjach, masowo ściskając dłonie półgłówkom, którymi gardzą, czy firmując aktualną linię partii, całkowicie sprzeczną z linią wczorajszą, wiedzą, że czeka ich nagroda. Przychylność wodza, 20 tys. PLN/mies., czy złudna możliwość „zrobienia czegoś w kraju” warte są kilku chwil śmieszności. Te zostaną zresztą przez obywateli zapomniane albo szybko usprawiedliwione przy akompaniamencie rytualnych narzekań na Onych.
Oczywiście, udręczony realiami, przeciętny Kowalski przyjmując swoje pseudo-makiaweliczne pozy nie jest w części nawet tak zabawny, jak Rebecca Black, a za swój udział w uświęcaniu cudzej prostytucji na ogół nie zostaje niczym obdarowany, jednak niereformowalność polskiego elektoratu jest – lub raczej powinna być – przysłowiowa. Wszystko to jest oczywiste i zrozumiałe. Niezrozumiałe jest tylko oczekiwanie, by dziennikarze byli jakimś wyjątkiem od tej reguły.
f
ZBANOWAN PRZEZ: Cichutki, Anita, G. Ziętkiewicz, Adrian Dąbrowski, Coryllus, Stary, Szczur Biurowy
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka