Futrzak Futrzak
46
BLOG

Open'er 2008, cz. 3. i ostatnia

Futrzak Futrzak Kultura Obserwuj notkę 10

I nastąpił dzień trzeci. Z rana pojawiły się doniesienia o możliwych opadach a w okolicach popołudniowych opady owe w Gdańsku się zmaterializowały. Strach blady padł na wszystkich, czy aby nie powtórzy się sytuacja sprzed roku, kiedy Open’er spłynął wodą i błotem. Okazało się jednak, że to tylko przelotny letni deszczyk a teren festiwalu był kompletnie suchy.

Po tym suchym terenie podreptałem dziarsko do namiotu, żeby się załapać jeszcze na odrobinę zespołu Hatifnats. Wg osób dobrze poinformowanych cały koncert podobno był udany, choć może lekko monotonny. Zdążyłem na samą końcówkę i ta wersja indie rocka, którą usłyszałem budziła optymizm. Zespół może Ameryki nie odkrywa, ale ma bardzo ciekawego wokalistę. Zalecam zapisać, zapamiętać i śledzić dalsze losy.

Zaraz potem przesunąłem się na scenę młodych talentów, gdzie pojawił się bodajże najciekawszy wykonawca całego festiwalu (pomijam tu oczywiście gwiazdy). Bajzel to jednoosobowy projekt złożony z śpiewającego gitarzysty i różnego rodzaju loopów perkusyjnych i efektów. Jak w przypadku każdego artysty osobnego, ciężko jednoznacznie określić gatunek muzyczny przez Bajzla (Bajzel?) wykonywany. Na pewno rock, na pewno momentami robi się transowo, czasami zajeżdża to pastiszem. Twórczość niebanalna i warta polecenia każdemu, kto szuka w muzyce czegoś niesztampowego.

Po Bajzlu wolno się przemieściłem ku nalewakom a po nawodnieniu organizmu skierowałem się ku namiotowi Alter Space, gdzie tym razem gałeczkami kręcili panowie z Echo TM – bardzo przyjemne, właśnie sobie ściągnąłem płytę (spoko, spoko, z poszanowaniem praw itd. itp.).

Następnie przedarłem się przez linię toi-toiów i ruszyłem pod scenę namiotową, gdzie stroiły się Kobiety – w sensie, instrumenty stroiły/stroili, bo to zespół koedukacyjny. Miałem okazję oglądać koncert tych państwa na dachu Plamy na Zaspie, więc mniej więcej wiedziałem, czego się spodziewać, ale zostałem bardzo mile zaskoczony. Przyznaję, że wcześniej niezbyt doceniałem twórczość Kobiet. W pewien sposób miękka i miałka mi się wydawała, brakowało w niej wagi, jakiegoś wyraźnego kierunku, a tu proszę – na scenie zaprezentował się zespół bardzo świadomy tego, co i dlaczego gra, brzmiący selektywnie, wykorzystujący wszelkie swoje atuty, wiedzę muzyczną, wyczucie sceny itp. Zakres stylistyczny rozciąga się od alternatywy, przez pastisz, psychodelię, do folku. Duże zaskoczenie na plus.

Długo nie dane mi było jednak się zastanawiać nad tym, co usłyszałem, gdyż chciałem zdążyć choć na kilka chwil koncertu Vavamuffin i nie pożałowałem. To były co prawda tylko ostatnie 4 utwory, ale zespół mnie zmasakrował swoją energią. Reggae, dub, hip-hop, rock plus trzech nawijaczy przy mikrofonach i tłum bujających się ludzi. Dawno się tak nie bawiłem. Płyta mnie nie przekonała za bardzo, ale na żywo Vavamuffin okazał się strzałem w dziesiątkę. Panowie, zapraszam do Trójmiasta – jeden bilet na pewno sprzedacie.

Always on the run, czyli ledwie panowie skończyli musiałem się przetransportować pod dużą sceną na drugim końcu pola, gdzie trwał właśnie występ Goldfrapp. Kompletnie inny klimat – muzyka klubowa, pop, elektronika, rock, nawet folk, ale efekt ten sam – zaskoczenie i zadowolenie. Z głośników sączył się kapitalnie hedonistyczny nastrój, piosenki brzmiały bardzo spójnie, choć pochodziły z bardzo różnych płyt. Alison czarowała a muzyka pustoszyła serce – do dziś nie mogę się uwolnić od Happiness. Zacząłem się nawet częściej golić, żeby móc to sobie bezkarnie podśpiewywać.

W oczekiwaniu na koncert Massie Attack, nawiedziłem ponownie scenę namiotową, gdzie rządził nasz rodzimy Oszibarack, zwany też Oślim Barakiem, ale w jakiś sposób na dłużej nie był w stanie mnie na dłużej przy sobie zatrzymać. Może za dużo tego wszystkiego tam się dzieje i brakuje czasu, żeby się każdemu zespołowi dobrze przysłuchać i docenić, a może jest inny powód. Zerknąłem więc jeszcze na chwilę na scenę world, gdzie występowała Martina Topley Bird i trzeba było zmykać pod dużą scenę.

Powiem krótko – Massive Attack nie brało jeńców. Potęga dźwięku, selektywność, ascetyczna scenografia, perfekcja. Przez ponad godzinę stałem tam z zamkniętymi oczami i prawie zapomniałem, gdzie jestem. Co mnie cieszyło, zespół zagrał sporo z Mezzanine. Jeśli można się do czegoś przyczepić, to brakowało mi trochę luzu, ale w sumie to raczej taka muzyka, że improwizacji się nie przewiduje – wersja standardowa robi wystarczające wrażenie.

Zahaczając na krótko o Ściankę w namiocie, po Massive Attack ruszyłem na drugi koniec pola, gdzie występował Żywiołak. Na obu koncertach już było wyraźnie mniej ludzi – wszyscy się przygotowywali do występu The Chemical Brothers. I to chyba z powodu tego braku interakcji z publiką Żywiołak wypadł słabiej, niż oczekiwałem, choć słuchało się tego z przyjemnością.

Od sceny world tylko parę metrów do Alter Space, który zamknął działalność bardzo przyjemnym występem C.H. District

Ponieważ nie było już za bardzo czym się zająć, udałem się do strefy handlowej festiwalu, gdzie udało mi się bez kolejki – hurra! – zakupić coś do jedzenia i z browarkiem w ręku zacząłem się zbliżać do sceny głównej, gdzie od pewnego czasu występowali The Chemical Brothers. Powiem tak – to nie mój klimat, zbyt gładko taka muzyka wchodzi w ucho, żeby miała jakąś większą wartość, ale rzeczywiście widowisko było niezłe.

Po skończonym koncercie posiedzieliśmy jeszcze chwilę w oczekiwaniu, aż główny tłum się przewali przez wyjście, popilim, popalilim, pogadalim i pół godziny po wszystkich wydostaliśmy się z terenu festiwalu, docierając do domu o całkiem ludzkiej porze, dzięki połączonym siłom gdyńskiego ZTM i SKM.

P.S. Szczególna uwaga należy się zespołowi Chuj Ci W Dupę Project, który wystąpił na zaimprowizowanym koncercie w namiociku otwartym dla wszystkich. Panowie, szapoba, jak mawiają wykształciuchy.

FUTRZAK

Futrzak
O mnie Futrzak

ZBANOWAN PRZEZ: Cichutki, Anita, G. Ziętkiewicz, Adrian Dąbrowski, Coryllus, Stary, Szczur Biurowy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Kultura