Futrzak Futrzak
60
BLOG

Prawdzie w plecy

Futrzak Futrzak Polityka Obserwuj notkę 32

Niech będzie pochylony.

W dzisiejszym okrągłym 95-tym odcinku Rozmów o wartościach chciałbym szczerze polecić wszystkim artykuł Tadeusza Sobolewskiego w Gazecie Wyborczej z 2008-06-26 (ostatnia aktualizacja 2008-06-26 01:17) zatytułowany „Prawdzie w oczy” a poświęcony ostatniej produkcji Ewy Stankiewicz i Anny Ferens pt. „Trzech kumpli”.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80276,5389370,Prawdzie_w_oczy.html

Nie robię tego dlatego, że jest tak znakomity technicznie (chociaż jest niezły, jak większość tekstów p. Sobolewskiego) lub szczególnie pobudzający intelektualnie, ale raczej ze względu na to, że dostajemy dzięki niemu bezpośredni wgląd w ten styl myślenia, pisania i działania, który nazwano – bądźmy szczerzy, Koledzy Prawacy, dość nieporadnie – michnikowszczyzną. Otóż, p. Sobolewski przygotował nam duchową caesar salad de luxe, w której znaleźć można prawie wszystko, co nam tyle masochistycznej radości dostarczało przez całe lata 90-te.

Po pierwsze, przemożne poczucie wyższości nad tępym tłumem. Ta, niegdyś irytująca, a z czasem coraz śmieszniejsza, poza, która kolportuje codziennie do głów Polaków wizję Twierdzy Czerskiej oblężonej przez brudną, ksenofobiczną, kato-bolszewicką hołotę; zapitą, agresywną i wciąż gotową podpalać stodoły. Tę której winą pierwszą i niezmazywalną jest sam fakt przynależności do tego narodu nie-panów i uczestnictwo we wspólnocie o umysłowości kształtowanej jelonkami na rykowisku, jasełkami i świecidełkami odpustowymi, której delikatny rozum mający na podorędziu wiele prawd, na każdą okazję, nigdy dany nie był. Wspólnoty, która, poza krótkim okresem racjonalizmu, znowu osuwa się w otchłań alienacji.

Zamiast tego w popularnym obiegu mamy szopkę z diabłami i aniołami. (…) Ale myśmy nie mieli kronik historycznych Szekspira - mieliśmy za to pokrzepiające "Śpiewy historyczne" Niemcewicza i "Trylogię". Warto tutaj przypomnieć, że literatura, teatr i film z czasów PRL potrafiły dać nienaiwny obraz historii dla dorosłych.

Mutacją owego poglądu jest opozycja prostaczkowie pogańscy kontra uczniowie Chrystusa, którą już dawniej obśmiało wielu zdolniejszych ode mnie, więc sygnalizuję tylko fakt, że wizja Wyborczej odnajdującej w sobie kolejne pokłady chrześcijańskiego miłosierdzia jest w towarzystwie nadal aktualna.

Wciąż patrzymy na historię Polski w kategoriach mesjanistycznych, jako na chrześcijański dramat winy, kary, przebaczenia. Lub inaczej, naiwnie, jak na dramat niewinności osaczonej przez złe siły.

Po drugie, permanentne rżnięcie głupa, kiedy gorąco się robi pod dupą, czyli wyrażanie sprzecznych ze sobą poglądów w sytuacjach, kiedy powiedzenie jasno i szczerze, co się myśli jest ryzykowne, ale, z drugiej strony, nie można przyznać racji oponentowi, bo grozi to interesom większym i ważniejszym. Dwa przykłady:

Nie nawołuję do moralnego relatywizmu, tylko do umiejętności stawienia czoła sprawom trudnym. (…) Co z tego wszystkiego wynika? Nie wiem. Nikt tego nie wie.

[Co powodowało Maleszką] Chęć wzniesienia się ponad walczące siły? Chęć grania wszystkimi figurami naraz? Można by pokusić się o głęboką, psychologiczno-dziejową odpowiedź, jaką dał Conrad w swojej powieści o Rosji "W oczach Zachodu", w postaci studenta Razumowa, który doniósł na przyjaciela, rewolucjonistę Haldina i został "ubekiem", ponieważ czuł zagrożenie zarówno ze strony despotyzmu, jak i tych, którzy chcą go obalić siłą. Ale bronią krakowskich anarchistów nie były bomby, tylko książki.

Pierwsze zestawienie cytatów pokazuje ewidentną sprzeczność zamiarów, a drugi, biorąc pod uwagę ostatnie zdanie, jest treściowo pusty, bo skoro bronią krakowskich anarchistów nie były bomby, tylko książki to kuszenie psychologiczno-dziejową odpowiedzią nie ma żadnego uzasadnienia. Sobolewski doskonale sobie zdaje z tego sprawę. Akapit ten jednak nie po to tam jest, by mieć sens, ale po to, by sprawę Maleszki – nawet, jeśli w sposób ewidentnie nieuprawniony – rzucić na takie tło, które pozwoli nam wyciągnąć podświadomie wniosek, że coś mogło być na rzeczy.

Po trzecie, aspiracje do pozostawania jedynym i niepodzielnym szafarzem haków, czyli ronienie łez perlistych nad podłą naturą naszych przeciwników, którzy ośmielili się a to komuś Ozjasza wypomnieć a to kwitem w oczy kłuć, przy jednoczesnej niefrasobliwości w wywlekaniu konkurentom niewygodnych koligacji. Swego czasu p. Stasiński – jak przystało na osobę bez uprzedzeń etnicznych – wyrażał się o pewnej gazecie codziennej per Der Dziennik. Dzisiaj p. Sobolewski upomina dyskretnie:

Kto z nas byłby w stanie przeprowadzić taki sąd? Gdzie by wtedy miał stanąć ojciec Pyjasa, partyjny wojskowy? I jego kuzyn, którego przedstawia się w filmie jako agenta?

Oczywiście, z przyjemnością wyłowić da się standardowe chwyty mniejszego kalibru. A to uparte nieprzyjmowanie do wiadomości tego, kto z listy Wildsteina zrobił listę ubeków

Ostatnio Wildstein napisał fatalną powieść o lustracji, ale to, co zrobił wtedy - dziki, nieodpowiedzialny, anarchiczny wyczyn z "listą Wildsteina" - miało charakter rozgrywanego na żywo dramatu. (…) Na fali protestów pojawił się wtedy głos, że to coś takiego, jakby umieścić na jednej liście imiona Jezusa, Piotra i Judasza.

a to wkładanie ludziom w usta tego, czego nie powiedzieli, lub ustawianie tego w takim kontekście, by miało odpowiedni wydźwięk

Co z tego wszystkiego wynika? Nie wiem. Nikt tego nie wie. Bo chyba nie to, że Polsce potrzebna jest czystka. Jak mówi w filmie Liliana Sonik: "to mroczna historia, która na pewno jest zapisana gdzieś w wielkiej sztuce"

lub też ukazywanie zła wyrządzanego przez SB i jej współpracowników jako zbiegu okoliczności lub wyniku głupoty.

Rola, jaką odegrał w tej sprawie Maleszka, jeden z "trzech kumpli" - jego urojenie co do własnej roli, jego brak świadomości zła…

(…) jego też postraszono, że nie skończy studiów. Na Wildsteina ani na Pyjasa taka groźba nie podziałała - na niego tak. A że "wszystko w życiu chciał robić dobrze, więc i tu był perfekcyjny" - dodaje brat Maleszki.

Przede wszystkim jednak ton artykułowi nadaje to samo od 20 lat – obezwładniające i jakże chrześcijańskie w swojej wymowie - pytanie: "Komu ich sądzić?"

Bogu ducha winna "najmilsza studentka" juwenaliów nic nie wiedziała o śmierci Pyjasa, o czarnej procesji. Dziś też niewiele o tym wie. Ale nie ogarnia mnie z tego powodu zgroza moralna. Takich jak ona były miliony. Kto z nas byłby w stanie przeprowadzić taki sąd?

Co prawda szef p. Sobolewskiego całkiem dziarsko sobie ostatnio poczyna w roli sędziego czynów i rozmów, listy konstruuje, w lud puszcza i zupełnie się nie przejmuje życiorysami złamanymi w rozgrywanym na żywo dramacie, więc mógłby się idealnie nadać, ale z jakichś powodów nie pali się do sądzenia tych akurat grzeszników, na sądzeniu których nam zależy, więc i my nie sądźmy, abyśmy na listę wpisani nie zostali.

Bez bicia przyznaję jednak, że z jednym fragmentem „Prawdzie w oczy” nie sposób się jednak nie zgodzić, i nie sposób z niego kpić.

(…) pytanie: "dlaczego?" zadawane esbekom i agentom - wszystko to pada jak groch o ścianę. I to właśnie jest w tym filmie przejmująco prawdziwe. (…) Szef wydziału SB, niejaki Bill, zaczepiony na ulicy miota się, uderza w kamerę i odchodzi ze swoją tajemnicą. Indagowani esbecy uśmiechają się z bezpiecznego oddalenia, jakby wciąż nas sądzili lub mieli za naiwnych. Ale czy nie jesteśmy naiwni?

No właśnie. Czy nie jesteście naiwni? WY.

FUTRZAK

Futrzak
O mnie Futrzak

ZBANOWAN PRZEZ: Cichutki, Anita, G. Ziętkiewicz, Adrian Dąbrowski, Coryllus, Stary, Szczur Biurowy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (32)

Inne tematy w dziale Polityka