Właśnie wróciłem z przedpołudniowej projekcji najnowszej komedii pp. Koneckiego i Saramonowicza pt. Lejdis. A ostrzegali mnie.
Jak głosi dystrybutor: Film „Lejdis” to zabawna opowieść o życiu czterech dziewczyn, które mają ogromne problemy ze zrozumieniem absurdalnego, ich zdaniem świata mężczyzn.
Nie, nie jest tak źle. Po prostu film nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań. Sugerując się swobodnym i niewyszukanym, ale skutecznym, humorem Testosteronu w wersji papierowej – zamieszczonej w antologii Pokolenie Porno - oczekiwałem czegoś w podobnym klimacie, tylko z tzw. ostrzem satyry skierowanym w inną stronę. I tu jest problem.
Albo to kwestia płci mózgu, albo coś się zmieniło w zamysłach autorów, ale o ile Testosteron świetnie się czytało, to Lejdis przeciętnie się ogląda.
Być może przeceniałem autora, ale w Testosteronie mężczyźni byli i narratorami snującymi swoją opowieść, i ofiarami żartów. Testosteron był krzywym zwierciadłem, w którym przeglądały się samce ze swoimi słabościami i głupotą. W Lejdis widzimy natomiast samce ze swoimi słabościami i głupotą odbitymi w przeżyciach kobiet. W efekcie otrzymujemy nie opowieść waginalną, lecz sprawną, momentami całkiem zabawną, ale jednak komedię romantyczną. Ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami tego faktu, tzn. brakiem prawdopodobieństwa psychologicznego, wątkami rozwiązywanymi metodą deus ex machina i cukierkowatą scenerią.
Wszystko to sprawdziłoby się, gdyby postacie były kompletnie pozbawione jakiejkolwiek głębi. W przypadku takiego jednak scenariusza, z pewnymi – wydaje się – ambicjami, widzowi ciężko jest zawiesić niewiarę. O ile takim Nigdy w życiu można się cieszyć przyjmując umowność wszystkiego, oglądając tak, jak się ogląda Toma i Jerry’ego, o tyle Lejdis zatrzymują się gdzieś w połowie drogi pomiędzy słodkim i gorzkim.
Z drugiej strony, owej głębi też nie doświadczamy na tyle, by zapomnieć o kiczowatym entourage. Zdarza się usłyszeć z ekranu słowo karczemne, nie przekracza to jednak nigdy granicy, za którą zaczyna się realizm, czy prawda – jakkolwiek ją rozumiemy. Zdarzają się pyszne dialogi i smakowite sceny, ale cóż z tego skoro giną w lukrowanych wnętrzach, przewidywalnych rozwiązaniach akcji i serialowo-celebryckiej masie przewalającej się przez ekran.
No właśnie – aktorzy.
Oddajmy znowu głos dystrybutorowi: Główne role w filmie Lejdis - dwie mężatki, rozwódka i singielka - grają gwiazdy młodego pokolenia: Magdalena Różczka, Izabela Kuna, Edyta Olszówka, Anna Dereszowska. W role facetów, którym uda się nieźle namieszać w ich życiu wcielili się: Piotr Adamczyk, Robert Więckiewicz, Rafał Królikowski, Tomasz Kot, Borys Szyc, Wojciech Mecwaldowski i Tomasz Karolak.
Ponieważ Lejdis to film o ladies, role męskie są zdecydowanie drugorzędne, rysowane raczej grubą i prostą kreską. Trochę więcej do zagrania mają Piotr Adamczyk i Robert Więckiewicz, chociaż wśród panów wyróżnia się – grający raczej trzecioplanową rolę – autoironiczny Borys Szyc. Główne skrzypce grają jednak ww. panie i to one są najmocniejszym punktem programu, gdyż udało im się stworzyć 4 wyraziste, różne, choć dopełniające się, postacie. Co prawda, jeśli by się doczepić, Edyta Olszówka i Magdalena Różyczka tylko czarują urodą a Anna Dereszowska pozą tej złej. Zdecydowane brawa należą się natomiast Izabeli Kunie. Jej Gośka to najlepsza rola w całym filmie; postać niejednoznaczna i złożona, rozpychająca trochę granice konwencji przyjętej przez twórców. Warto było pójść na Lejdis właśnie dla niej, choćby po to, by zobaczyć tę zdolną aktorkę gdzieś poza serialowym pół-światkiem.
Przyznać jednak trzeba, że jeśli ktoś się waha, na co przeznaczyć luźne 2 dychy, zamiast biletu polecałbym raczej cztery Specjale i fajki. Film, z lekkim opóźnieniem, ale bez szkody dla naszego rozwoju psychomotorycznego, można będzie prawdopodobnie obejrzeć w najbliższe święta w TVP, a jeśli kogoś przypiliło – należy zwrócić się o pomoc do kolegi posiadającego szybki Internet i luźny stosunek do praw autorskich.
P.S. Jedna ogólna uwaga, niekoniecznie do twórców Lejdis - czy kiedykolwiek da się coś zrobić, bez wyprowadzania CzeKa na ulice, z product placement? Zjawisko to osiąga już takie rozmiary, że po prostu odechciewa się oglądać cokolwiek, a tym bardziej kupować to, co jest reklamowane. Drodzy Reklamodawcy! Jeżeli któryś z Was tu zbłądził, niech posłucha – nie kupię laptopa TOSHIBY, nie będę używał przypraw KAMISA a na RADIO ZET mam wyłożone nie od wczoraj. Nie lepiej by było na początku filmu umieścić wstawkę, czytaną np. przez reżysera, w stylu:
Szanowni Państwo, ponieważ traktujemy Was poważnie nie będziemy Wam zaśmiecać odbioru propagandą, nie jesteśmy też głupi i wiemy, że nikt nie zostanie w kinie by obejrzeć reklamy po napisach. Dlatego, chcemy poinformować od razu, że niniejszy film oglądacie dzięki hojności [LOGO LOGO LOGO LOGO …] Bardzo im za to dziękujemy?
Na coś takiego ja bym się dał złapać, a tak… wtopiliście sporo hajsu.
FUTRZAK
ZBANOWAN PRZEZ: Cichutki, Anita, G. Ziętkiewicz, Adrian Dąbrowski, Coryllus, Stary, Szczur Biurowy
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura