Wczoraj w Pomorskim Centrum Kultury w Gdańsku na Świętojańskiej odbył się zamknięty, przedpremierowy pokaz filmu „Jaśminowa dziewczyna” (funkcjonującego też pod tytułem „Tajemnicza siostra”). Jest to polska produkcja z końca lat 60-tych, która w wyniku zbiegu dość nieszczęśliwych okoliczności (pożar studia i skandal, w który zamieszany był jeden z aktorów) została wstrzymana na etapie montażu. Co prawda, w magazynach TVP zarchiwizowano ok. pół godziny taśmy ocalałej z pożaru, ale przez dłuższy czas nie za wiele można było z tym zrobić. Ostatnio udało się jednak odnaleźć sporą część materiału wyjściowego w prywatnych zbiorach zmarłej niedawno w Niemczech wdowy po operatorze „Jaśminowej dziewczyny”. Dzięki temu i półrocznej pracy zespołu złożonego z młodych montażystów i tych członków oryginalnej ekipy, do których udało się dotrzeć, zaginiony film trafi na wiosnę do kin, a na jesieni w sklepach pojawi się DVD. Na razie możemy się tylko cieszyć ścieżką dźwiękową, która ukazała się w zeszłym roku.

Niestety, a może na szczęście, nie zamierzam ujawniać szczegółów fabuły. Nie tylko, dlatego, że nie lubię, kiedy robią to recenzenci dodatków kulturalnych dzienników opinii, ale ze względu na wyraźną prośbę o dyskrecję skierowaną do wszystkich obecnych na pokazie.
Nie zdradzę jednak wiele, jeśli powiem, że jest to czarno-biała historia kryminalno-psychologiczna zaczynająca się od trupa pływającego w basenie. W filmie splatają się: dochodzenie w sprawie śmierci młodego chłopaka będącego członkiem czegoś w rodzaju „dworu” złożonego z tzw. „złotej młodzieży” otaczającego główną bohaterkę; opowieść o pojawiającej się znikąd i nagle znikającej tajemniczej przyjaciółce Zuzanny; niejasna i wstydliwa przeszłości matki szukającej poczucia bezpieczeństwa w pełnej szklaneczce; i przede wszystkim historia ojca - postaci pogmatwanej i tragicznej. Człowieka świadomego trudnych wyborów życiowych i płacącego dużą cenę za względny dobrobyt rodziny, którego źródeł możemy się tylko domyślać.
Postać ta osadzona jest gdzieś pomiędzy dystynkcją i urokiem Gustawa Holoubka, jaką ten prezentował w „Gangsterach i filantropach” a siłą Leona Niemczyka z „Noża w wodzie”. W roli głowy rodziny doskonale odnajduje się Przemysław Kosma–Widacki, co tylko powiększa żal, że była to jego druga i zarazem ostatnia rola. (W 1968 Pan Przemysław wybrał bowiem wolność po drugiej stronie żelaznej kurtyny, co też wpłynęło potem na niechęć oficjalnych czynników do prób odtworzenia zaginionego filmu, ale i zakończyło jego karierę filmową). Widackiemu partneruje mroczna i niepokojąca Swietłana Kuryłowa. Ta rosyjska aktorka pochodzenia niemieckiego mieszkająca wtedy w Polsce czarowała przez pewien czas męską część widowni chropawym timbre i obcym akcentem, ale po klapie „Jaśminowej dziewczyny” słuch o niej zaginął. W latach 70-tych wypłynęła na krótko, by zagrać drugoplanową rolę w radzieckim serialu milicyjnym dziejącym się w Moskwie, a 18 lipca 1988 agencja TASS przekazała wiadomość o jej śmierci w wyniku udaru mózgu, którego doznała podczas jazdy rowerem.

Jeszcze bardziej tajemniczą postacią jest aktorka odtwarzająca podobno jednocześnie rolę Zuzanny i jej dziwnej „przyjaciółki”. Nie jest do końca pewne nawet, kim była słynna „Maryśka” wspominana często w SPATiF-owskich opowieściach. Źródła podają, że nazywała się Maria – lub Marianna – Koenner (pisane też czasem Koener lub nawet Könert). Podobno była to dość wyszczekana kelnerka, którą reżyser wypatrzył w jakimś warszawskim lokalu. Po nocy spędzonej razem – i chyba nie do końca w stanie trzeźwym – zaproponował jej, że „zrobi z niej gwiazdę”. „Maryśka” miała to podobno potraktować poważnie i następnego dnia zjawiła się na planie. Ponieważ nie dawała się spławić różnym inspicjentom i asystentom, zrobiono jej na odczepnego kilka zdjęć próbnych. Przypadek chciał, że kelnereczka spodobała się fotografowi i ten – wbrew wyraźnemu poleceniu reżysera (oszczędność!) – nie wyjął przed sesją kliszy z aparatu. Zdjęcia następnie wpadły przez przypadek w ręce Kosmy–Widackiego, który wymusił na reżyserze zatrudnienie Koennerówny. Tak przynajmniej głosi legenda.

Podczas krótkiego wprowadzenie przed pokazem powiedziano nam jednak, że były to po prostu siostry Maryla i Teresa, studentki szkoły teatralnej, znalezione na castingu. Ich późniejsze zniknięcie ze światka filmowego nie miało podobno w sobie nic z tajemnicy. Maryla zaszła w ciążę i przerwała studia, a Teresa wróciła na wieś, aby pomagać rodzicom na gospodarce.

Jakakolwiek by prawda nie była, trzeba przyznać, że film robi niezwykłe wrażenie. To mocne, pełne emocji kino sensacyjne. W jednej ze scen „tajemnicza siostra” Zuzanny zaprasza do siebie jednego ze zblazowanych „chłopaków z paczki”, a następnie półtoraminutową sekwencją poprawiania pończochy doprowadza go do stanu, w którym młodzian nie orientuje się, że popija zwykły Ulung z lodem nalany tylko z butelki po Jacku Danielsie – wedle znanego stwierdzenia, bodajże Tyrmanda, że lepiej pić herbatę z butelki po whisky, niż whisky z butelki po wódce.

Nie można też zapominać, że film powstawał w określonym czasie. Praktycznie przez cały czas projekcji da się wyczuć napięcie pomiędzy pragnieniem reżysera, by stworzyć świat „noir”, możliwościami finansowymi, ograniczeniami stylistycznymi i oczekiwaniami „działaczy”, którzy koniecznie chcieli pokazać społeczeństwu sklepy pełne odkurzaczy i radosnych ekspedientek obwieszonych Jablonexem. Twórcy filmu radzą sobie z tym poprzez ucieczkę w groteskę. Obowiązkowy spacer po mieście i wielkie zakupy są tak pocięte, że przypominają majaki senne, a słynna scena balu u mecenasa – dzięki muzyce ewoluującej od lekko biesiadnej, bigbandowej potańcówki do rozpaczliwych dysonansów – staje się najbardziej przerażającym momentem filmu. Końcowa sekwencja półsekundowych ujęć spoconych twarzy pozostaje na długo w pamięci.
Jest to również – a może przede wszystkim – film na swoje czasy niezwykle nowatorski. W pewnym momencie Zuzanna w poszukiwania kota wychodzi na zalaną deszczem główną ulicę Warszawy, która w środku dnia okazuje się kompletnie pusta – nieliczne samochody stoją otwarte, a na chodnikach nie ma żywej duszy. Tylko w jednym oknie stoi staromodne radyjko i trzeszcząc niczym przedwojenny patefon wygrywa motyw przewodni filmu. "Blade Runner" i "Devil’s Advocate" były dopiero melodią przyszłości a po ucieczce Kosmy-Widackiego plotkowano, że pojechał do Stanów robić karierę filmową. Przypadek?
Nie rozstrzygając tego, ile jest prawdy w okołofilmowych legendach i domniemaniach jedno można stwierdzić z całkowitą pewnością. To jeden z lepszych polskich filmów tamtej epoki i być może jeden z lepszych filmów polskich w ogóle. W kontekście tego, co widzimy na ekranach, a czego nieprzekraczalne ramy wyznaczają amerykańskie seriale, których głównym bohaterem jest mikroskop i polskie twory, w których aktorzy są traktowani prądem, jeśli – broń Boże! – powiedzą swoją kwestię wyraźnie, „Jaśminowa dziewczyna” okazuje się nie tyle perłą z lamusa, co diamentem w koronie.
Ścieżka dźwiękowa: Anka Quintet

"Secret Sister" - 3:43
"Susana's Theme" - 4:44
"Shopping" - 1:11
"The Ball Scene Theme" - 4:53
"Jasmine Girl" - 2:54
"Highway" - 3:13
"Monica Found Death" - 1:34
"Chasing Robin" - 1:40
Reżyseria: Maciej Cieślicki
Scenariusz: Adam Szumiło
Zdjęcia: Jerzy Lipman
, Krzysztof Winiewicz
Scenografia: Teresa Barska
Występują: Przemysław Kosma-Widacki (Ojciec), Swietłana Kuryłowa (Matka), Maryla Koenner (Zuzanna), Teresa Koenner (Monika), Jerzy Zelnik (Chłopak), Józef Nowak (Komisarz Walet), Juliusz Siemion (szef kuchni) i inni.
FUTRZAK
patrz ===>>>
ZBANOWAN PRZEZ: Cichutki, Anita, G. Ziętkiewicz, Adrian Dąbrowski, Coryllus, Stary, Szczur Biurowy
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura