Nie znam innych uczuć, niż strach przed śmiercią i nienawiść.
Nie lubię spać i nie lubię się budzić. Lubię za to zasypiać. Szczęśliwy jestem tylko wtedy, kiedy się zmęczę.
Miałem kiedyś przyjaciela, ale teraz jest już obcym człowiekiem; to gorzej, niż wróg.
Nie zrobiłem niczego, do czego zostałem potencjalnie stworzony i za to pokutuję, bo tutaj kara jest wymierzana na miejscu.
Znam jedynie skrajności. Albo od razu rezygnuję z sukcesu, albo ciągnę przegraną sprawę do końca. Nie działam, tylko reaguję na to, co się przy okazji wydarza.
Przecież oni zasługują na kulę w łeb! Kto ich, kurwa, utrzymuje? Pan płaci, pan wymaga. A jak nie, to pod mur, albo niech wypierdalają na zmywak.
Pewnego razu poczułem, że jestem znowu wolny i wszystko wróciło do punktu wyjścia. Przez moment miałem powietrze w płucach i wiedziałem, że jeszcze jest czas, by być szczęśliwym. Potem wszystko znikło. Teraz tylko powtarzam puste gesty. Przyciskam POWER ma pilocie, choć padły baterie; po raz n-ty zaglądam do lodówki, w której nie ma nic, oprócz dżemu porzeczkowego.
Zapominam, jaki jest dzień. Budzę się i nie wiem, kim jestem.
