(obraz śnieży, po chwili widzimy ciemność, słychać przytłumione głosy, „…postaw…nie, tutaj…co z tą kamerą...cholera”. Potem cisza. W końcu pojawia się obraz – pokój, dwa fotele, biurko, po lewej kawałek okna, pod ścianą rododendron. Wchodzi 2 prawdopodobnie mężczyzn, widzimy ich od pasa w dół, dopiero, kiedy siadają w fotelach rozpoznać można twarze znanych działaczy politycznych)
DONALD – Dzień dobry, Wielce Szanowny Panie Waldemarze. Jak szanowny Pan spać raczył?
WALDEMAR – I ja witam z radością Pana Donalda. Spałem wybornie, dziękuję. A jak Pańska przecudnej urody Małżonka?
DONALD – Dziękuję, zdrowa i pogodna, jak my wszyscy. Czy reflektuje Pan, Panie Waldemarze kochany, na coś do picia? Kawę, herbatę, wino, whiskey? Mam irlandzką, bynajmniej. (do siebie) Oj-rysz. Łys-kej. Ojrysz łyskej. Dze ojrysz łyskej.
WALDEMAR – Za spirytualia dziękuję z całego serca, mogą one bowiem zakłócić przebieg naszej konwersacji. Myślę jednak, że nie od rzeczy byłoby zwilżyć wargi odrobiną butelkowanego przecieru z marchwi.
DONALD – Byczy pomysł! Też unikam używek, zwłaszcza, że muszę jeszcze dziś – jak co dzień - przejechać osobiście 500 kilometrów moim własnym samochodem trasą wokoło Urzędu Rady Ministrów. I z powrotem! (woła obsługę) Pani Haniu, poproszę butelkę przecieru z marchwi do gabinetu. … Nie, nie trzeba szklanek, będziemy pili z jednej butelki. My sobie ufamy, nieprawdaż Panie Waldemarze najmilszy?
WALDEMAR – Prawdaż, Panie Donku umiłowany.
(piją)
WALDEMAR – …wybornym znajduję…
DONALD – …pychota, w rzeczy samej…
(patrzą na siebie z szacunkiem i miłością, obydwaj coś nagle zauważają)
WALDEMAR – O, wąsy Ci się od soczku zrobiły, Donku!
DONALD – Tobie też, Waldku!
WALDEMAR –Pozwól, że Ci otrę usta…
(ocierają się, na obiektywie kamery przez chwilę się pojawia zarys ręki, przez chwilę nic nie widać)
DONALD - … mordko moja. A więc może przejdziemy, drogi Waldemarze, do adremu, jak to u Was, przysłowiowo, mówią.
WALDEMAR – No tak, tak. Taka miła i kulturalna atmosfera tu panuje, z nutką frywolnej dystynkcji, iż prawie zapomniałem o tym, z czym przychodzę.
DONALD – A więc, jakie wieści mi przynosisz, przyjacielu...
(przez chwilę ginie obraz, dźwięk się rwie, słuchać tylko szum, na drugim planie słychać urwane zdania: „Co jest kurwa, ja pierdolę, jak Ci biedni ludzie mają coś z tego zrozumieć, co z tym sprzętem, do chuja wafla”)
(wraca dźwięk, ale obraz czasem ginie na kilka sekund)
WALDEMAR – …moje i moich kolegów jest następujące – stanowiska rządowe należy powierzyć członkom Waszej partii. Wszystkim.
DONALD – Zaskakujesz mnie, duszko. Niestety, nie mamy aż tylu zdolnych, młodych, wykształconych fachowców z dużych miast. Musicie objąć kilka stanowisk. Może bylibyście skłonni obsadzić chociaż stanowisko ministra finansów i resorty siłowe. Tego nam nie możecie odmówić!
WALDEMAR – Tam do licha, Donku. Bardzo chciałbym Wam pomóc, ale myślę, że w interesie milionów Polaków jest to, abyście Wy wzięli odpowiedzialność za te resorty.
DONALD – No to chociaż służby i CBA, pliiiiiiis.
WALDEMAR – Nie wiem, czy podołamy. Bardzo nie chcielibyśmy obejmować stanowisk w czczym przekonaniu, że się nam należą z samej racji uczestnictwa w koalicji, a nie wysokich kompetencji i standardów etycznych.
DONALD – Obiecuję Ci solennie, że Twoi fachowcy nie dostaną za swoją służbę Narodowi żadnego wynagrodzenia, do pracy będą przyjeżdżać rowerem, a wydatki na biuro ograniczymy do tego stopnia, że pieniędzy starczy tylko na jeden sweter i długopis.
WALDEMAR – Lejesz miód na moje serce, Kaczorku. Może to rozważymy...
DONALD - No i oczywiście stanowisko premiera dla Ciebie.
WALDEMAR – Co??? Nie! Proszę!
DONALD – Waldku, przecież wiesz. Musisz.
WALDEMAR – Błagam!!! (spuszcza głowę i ukrywa twarz w dłoniach, mówi niewyraźnie, przez palce) Taki byłem naiwny...
(Donald wstaje z fotela, podchodzi do Waldka, klęka przy jego fotelu. Głaszcze Waldka po głowie)
DONALD – Waldi, posłuchaj. Cóż z tego, że jestem szefem największego ugrupowania w parlamencie, skoro Ty jesteś najlepszym kandydatem i wysokiej klasy fachowcem w swojej klasie.
WALDEMAR – Może Komoro…
DONALD – Nie uciekniesz przed swoją prawdziwą naturą.
(długa cisza)
WALDEMAR – Mówili, że negocjacje to ostra, męska gra, ale nie myślałem, że…
DONALD – No, już dobrze, dobrze… Teraz idź na spacer. Najlepiej wzdłuż rzeki. Pooddychasz świeżym powietrzem. I nic się nie bój...
cdn
FUTRZAK
ZBANOWAN PRZEZ: Cichutki, Anita, G. Ziętkiewicz, Adrian Dąbrowski, Coryllus, Stary, Szczur Biurowy
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka