Czasem jest tak, że jakiś szczegół sprzed lat tkwi w pamięci i za nic nie chce się wynieść. Wspomnienie takie nie dotyczy na ogół wydarzeń istotnych, gdyż te zacierają się chyba najszybciej. Nie pamiętam, gdzie byłem w ’89, w ’92, czy 2005, ale wiem, że – będąc malcem jeszcze – na wycieczce do Zakopanego z uporem jadłem tylko śledzie w oleju z cebulką. Najlepsze były w Poroninie. Restauracja mieściła się niedaleko przejazdu kolejowego, w przepierzeniach wbudowane miała akwaria a ja byłem strasznie zafascynowany owymi rybami mieszkającymi w ścianie. Możliwe, że wszystko było zupełnie inaczej, ale przecież smak tego śledzia pamiętam do dziś.
Czytając w prasie katolickiej o propozycji wykopywania zwłok komunistycznych dygnitarzy w imię sprawiedliwości dziejowej miałem przed oczami ów wieczór sprzed kilkunastu lat. Może coś mnie ominęło, a może tu tak zawsze było, niemniej wydaje mi się, że dużo musiało się zmienić, jeśli cywilizowany człowiek poczytuje sobie dziś za punkt honoru szarpanie się z truchłem od lat już nieżyjącego wroga. Przyznaję, zdarzyło mi się spotkać w życiu jedną czy dwie osoby, które zastrzeliłbym bez skrupułów i z korzyścią dla społeczeństwa. Przyznaję, nie robię tego tylko ze względu na strach przed spędzeniem w pierdlu najlepszych lat życia. Nie wyobrażam sobie jednak targania się ze zwłokami po cmentarzu. W którymś momencie zemsta ludzka się kończy; osoby wierzące chyba to rozumieją.
Naturalnie, nie chcę przez to powiedzieć, że zwolennicy przeniesienia zwłok tow. Bieńkowskiego są bezbożni lub perwersyjni. Grób Bieruta na widoku to po prostu policzek w twarz miłości własnej Polaków; jak żona nosząca kolczyki od byłego. Skaza na wizji, w której historia Polski jest pasmem trafnych decyzji, wysoce etycznych posunięć i szlachetnych pobudek a to, co podłe, okrutne i głupie jest winą agentury, żydokomuny bądź Polaka-Niepolaka – dziwnego gatunku znikąd obejmującego tych, którzy nie pasują do patriotycznego ideału. Niewątpliwie, u naszej nadwerężonej historią nacji postawa ta jest zrozumiała, choć babranie się w takich grobach upodabnia nas trochę do tych, którzy w nich leżą, a trochę do dzikusa, który wygrzebuje z barometru rtęć, żeby sprowadzić właściwą pogodę.
FUTRZAK
Komentarze
Pokaż komentarze (18)