Po zwycięskich przez PO wyborach parlamentarnych szybko rozpoczęły się dywagacje na temat wzajemnych planów wobec siebie obydwu panów: Donalda Tuska i Grzegorza Schetyny. Dziennikarze i komentatorzy polityczni prześcigali się w możliwych scenariuszach. Media spekulowały, czy urzędujący premier, szef PO zaprosi do nowego rządu szefa - jak sam to określił -wewnątrzpartyjnej opozycji i czy Schetyna ofertę przyjmie. Nie rozważano w ogóle na poważnie wariantu odsunięcia się w cień Donalda Tuska i przekazania pałeczki Grzegorzowi Schetynie. Czy taki scenariusz rozważał sam premier? Jeżeli nie, to czy coś mu przypadkiem nie umknęło i czy wreszcie na przejęcie całych sterów w rządzie, lub przynajmniej w PO nie liczył pokątnie Schetyna.
Jakie były wyniki zakulisowych rozmów obu panów, propozycje i ustalenia tego opinia publiczna się nie dowiedziała. Na kilka dni przed ogłoszeniem składu nowego rządu, Schetyna zapytany, czy otrzymał konkretną propozycję od premiera, odpowiedział: Jeszcze nie, ale jesteśmy coraz bliżej. (...) Ja jestem tylko częścią dużego planu - rządu, Sejmu, planu współpracy. Jak się niebawem okazało, były wicepremier w efekcie do rządu nie wszedł wcale. Dlaczego? Czy spodziewał się tego główny zainteresowany? Może rzeczywiście ten zabieg to wynik wzajemnego porozumienia obu panów i część jakiegoś tajemniczego „planu” w który wierzy cała Polska Zjednoczona Platforma Rzeczpospolitej ale nie bardzo rozumie przeciętny śmiertelnik do których zaliczam się także i ja.
Wyskoczyć na czas by móc jeszcze raz.
Platforma Obywatelska odniosła olbrzymi sukces. Wygrała szóste z kolei wybory wyraźnie dystansując największą partię opozycyjną – PiS. Dla szefa zwycięskiego ugrupowania to paradoksalnie bardzo trudna sytuacja. Powinien on zadać sobie pytanie: Czy może być jeszcze lepiej, czy wręcz przeciwnie - jestem właśnie na szczycie i dalsza kontynuacja kierowania partią i rządem -wobec dużego prawdopodobieństwa zbliżających się poważnych zagrożeń (kryzys gospodarczy, możliwe pojawienie się niepokojów społecznych, problemów wewnątrz partii ) - nie zapowiada się wcale tak różowo.
Przytoczoną wyżej umiejętność właściwej oceny sytuacji, lub jej braku można porównać do inwestora giełdowego, który:
...w pierwszym przypadku
1. ...nabył akcje perspektywicznej spółki w dobrej cenie i sprzedał je na górce kiedy były przewartościowane realizując duży zysk. Dzięki dodatkowemu kapitałowi który zgromadził może przeczekać okres kiedy akcje będą spadać w dół i przyczaić się do ich kupna znów po okazyjnej cenie gdy będą mocno niedoszacowane, czyli inaczej mówiąc - wyskoczyć na czas by móc jeszcze raz.
...a w drugim
2. ...nabył akcje w dobrej cenie, ale nie sprzedał ich na górce mimo dużego zysku, gdyż nie dostrzegał żadnych istotnych przesłanek do zmiany trendu. Akcje spadały coraz bardziej i czym było niżej, tym trudniej o podjęcie decyzji o ich sprzedaży. To taki moment, gdzie inwestor ma w pamięci ich cenę z górki, przelicza ile mógł zarobić i jeszcze się łudzi, że obniżki są przejściowe i pewnie niebawem notowania zaczną się poprawiać. Może wartość akcji już nie będzie tak atrakcyjna jak wcześniej, ale pewnie zbliży się do niej wyraźnie. Po jakimś czasie, kiedy problemy w spółce nasilają się coraz bardziej a akcje spadają poniżej ceny ich nabycia, zaczyna docierać do świadomości, że nie ma widoków na poprawę sytuacji. Trzeba podjąć męską decyzję – ciąć straty, czy trzymać je długoterminowo i liczyć na jakiś cud, że powrócą jeszcze dobre czasy.
Na ile przytoczone powyżej porównanie trafnie oddaje sytuacje w jakiej obecnie znajduje się PO i sam Premier - zwłaszcza w obliczu pączkujących Protestów Obywatelskich – czas pokaże.
Czy Donaldowi Tuskowi umknął moment kiedy należało odsunąć się w cień - w chwale po zwycięskich wyborach, przeczekać z boku i na trudne czasy stery przekazać Grzegorzowi Schetynie? Być może już najbliższe miesiące, może rok dadzą odpowiedź na to pytanie. Jeszcze chyba trochę za wcześnie, by wieszczyć, iż nasilające się obecnie problemy zwiastują zarówno początek końca Donalda Tuska jako Premiera, jak i dominacji samej Platformy Obywatelskiej na scenie politycznej. Wprawdzie w PO coraz mocniej trzeszczy, ale to dalej jedna całość. Opozycja parlamentarna jest słaba a PSL – rządowy koalicjant siedzi cicho i nie wysyła jeszcze sygnałów, iż zaczyna im być nie po drodze z PO. Komu jak komu ale tym ostatnim – jak pokazały ich wcześniejsze romanse koalicyjne - nie można odmówić przysłowiowego nosa do wyskoczenia na czas by móc jeszcze raz. To przecież partia z najdłuższym dorobkiem rządowym po 1989 roku.
Bez względu jednak na to, czy wydarzenia które obecnie w Polsce obserwujemy: zamieszanie wokół prokuratury i ustawy refundacyjnej, nowe fakty w sprawie katastrofy smoleńskiej, czy wreszcie to, co chyba najbardziej przyprawia o ból głowy Donalda Tuska - protesty internautów przeciw ACTA oraz nasilające się różne protesty obywatelskie (m.in. kierowców) - świadczą o rozpoczęciu procesu początku końca ery Donalda Tuska i PO, czy jeszcze trzeba na to trochę poczekać, należy mieć nadzieję, że premier kiedy już będzie bardzo źle nie zatraci całkowicie instynktu samozachowawczego.
Tak czy siak, nie zaszkodzi już teraz namawiać premiera do zrobieniu rachunku sumienia, czy przypadkiem nie zawiodła go intuicja, zachłanność i przeświadczenie o własnym geniuszu politycznym połączona z przekonaniem, iż tylko pod jego przywództwem Platforma Obywatelska może zachować przynajmniej status quo lub piąć się jeszcze w górę a Polsce -bezpieczeństwo i odpowiedni rozwój jest w stanie zapewnić również tylko On jako Premier.
G.G.
Prawnik i politolog w dwóch osobach w jednym blogu. Nam nie jest wszystko jedno!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka