Skoro się zgadało o komunistach (poprzedia notka) , to przypomniał mi się pokrewny temat – rower firmy Kamiński
Przez część podstawówki i ogólniak spędzałem wakacje w Puszczy Kampinoskiej u mojej Babci. To był cudowny czas. Popylaliśmy po puszczy, po piachu i korzeniach rowerami, wyposażonymi w saperki – trzech kolegów: Zbyszek, Darek i ja – Robert. Zbyszek miał dokładnego tatę który naprawiał śmigłowce, a i sam miał bardzo rozległą wiedzę techniczną i tradycje rodzinne. Miał też rower po swoim dziadku. Rower firmy Kamiński. Rowerem tym jeździł jego ojciec. Rower ten miał niską ramę, koła 26 cali, drewniane (drewniane!) obręcze i ogrone fartuchowe (FARTUCHOWE!!) opony, a do tego pełne błotniki i prawy pedał od nowości a lewy od innego modelu. 26-calowa przedwojenna kolarzówka bez przerzutek -> Przed wojną ludzie byli nieco mniejsi. Fot. jak poniżej, tylko tamten miał ogromne błotniki.

Kolega Darek jeździł rowerem Wigry. Naprawianym malowanym i łatanym tysiąckroć... Ja jako najwyższy nastolatek z grupy jeździłem rowerem Jubilat. Jako że mój Ojciec był człowiekiem w miarę sytuowanym to bez zbędnych gadek na każde wakacje dostawałem nowy rower tej marki. Dostawałem taki jaki był w sklepie, i jaki „odłożyła” Pani Halinka. Raz miałem czerwony, raz żółty (bahama yellow), raz niebieski. Kolor był nieważny, bo i tak zaraz był malowany na wojskową zieleń, przytraczałem saperkę, bidon i wojskowy chlebak i w drogę....I tu się zaczyna historia. Żaden z tych żałosnych składaków Jubilatów nie wytrzymał w jednym kawałku do końca wakacji . Żaden! Trapiły mnie usterki niebywałe! Pękała rama! Skrzypiały pedały, które były nierozbieralne (!!) . Łamały się pedały już po nasmarowaniu, permanentnie luzowały się tzw. kliny przy korbie i korby łapały luz, którego nie udawało się usunąć! A jak sie chciało kliny "dociągnąć" to zrywał sie gwint. Zacierały się łożyska i pękały kulki, rwały się łańcuchy... PĘKAŁY PIASTY! Oczywiście stosowaliśmy patenty, typu kulki wymontowane z dobrych łożysk SKF i dobry smar, ale jak się to naprawiło to pękała plastikowa manetka hamulca... Pod koniec wakacji rower był pospawanym, połatanym wrakiem, naprawionym z użyciem części od rowerów zeszłosezonowych, które piętrzyły się w stercie za komórką. Oczywiście nie działo się tak bez przyczyny. Jeździliśmy bardzo forsownie całe dnie. A ulubioną naszą zabawą było rozpędzić się i hamować na zablokowanym kole Hiiiiiiiiiiiiiimmmmmmmmiiii... Wygrywał ten z nas, który zostawił najdłuższy czarny ślad na asfalcie... Na przykład 7 metrów...Czemu to opisuję? Bo te wszystkie usterki nie dotyczyły przedwojennego roweru Zbyszka, roweru marki Kamiński Warszawa 1936r.

Pamiętam te wszystkie upokarzające dyskusje ze Zbyszkiem, kiedy ja prowadziłem wiele kilometrów rower w którym np. urwał się pedał a on jechał obok. I pytał mnie retorycznie :widzisz, twój rower jest awaryjny a mój nie, czy wiesz dlaczego?Nie – odburkiwałem.A dlatego, bo mój rower jest zrobiony przez dobrych fachowców z porządnej stali i jest lutowany mosiądzem w kotlinie a ten twój rower bydgoscy partacze bez wykształcenia pospawali elektrycznie z tandetnych rurek w pośpiechu i na wyrost nazwali rowerem... A wiesz dlaczego pękła ci piasta? I tu znowu wykład na temat tego że nie było czasu zahartować metalu więc poszło jak poszło.... A wiesz dlaczego on (ten Jubilat ) tak rdzewieje ? Rdzewieje tylko dobra stal, ale twój rower rdzewieje nie dlatego, że jest z dobrej stali , tylko dlatego, że został byle jak w pośpiechu pomalowany nędzną farbą na nieodtłuszczony metal, i dlatego teraz odłazi... To samo nikiel....O zobacz tu nawet na kierownicy jest odcisk palca robotnika, i tam nikiel odłazi...

Po takim wykładzie nienawidziłem tego składaka nienawiścią czystą, i prowadziłem do naszej złotej rączki „Pana Sylwka”, który ten rower ratował, spawał, skręcał tylko po to żeby za 5 dni np. urwał się łańcuch....
Teraz Zbyszek żyje gdzieś w Niemczech, pewnie naprawia Volkswageny i Mercedesy, i mówi swojemu stażyście w warsztacie:” Czy wiesz dlaczego nasze łożyska wytrzymują ponad pół miliona kilometrów bezawaryjnie ? Bo są zrobione przez znawców na dobrych maszynach z najlepszych materiałów... Inni eksperci zaś starannie kontrolują ich jakość. „I pewnie jest z tym szczęśliwy. Wyjazd do Niemiec był dla niego czymś naturalnym. Nie cierpiał bezsensownie marnować swojej energii.
Ja natomiast nabrałem takiej awersji do tandety, że aż odbijało mi się czkawką. Te tandetne dziadowskie rowery były kwintesencją komunistycznego ustroju. Zrobione byle jak, z byle czego, pomalowane byle czym, sprzedane byle jak byle komu za gówno warte papierki, zarobione byle jak.
Dlatego po latach, jako detoks, zamówiłem sobie rower w szczecińskiej firmie Orłowski. Rower bardzo skromny, jest zrobiony przez znawcę z najlepszych materiałów, lutowany mosiądzem. A jakże! Ma podwójną ramę i kilka warstw doskonałego lakieru i doskonałe ogumienie Schwalbe. I nazywa się FRYCZ :)

Wcale nie kosztował drogo. I choć teraz jeżdżę nim mało to zawsze uśmiecham się do niego, bo teraz , Zbyszek na swoim Kamińskim 1936 a ja na swoim Orłowskim 1992 jeździli byśmy jak równy z równym... A Darka – trzeciego bohatera tej opowieści - wziął bym na ramę.. Podwójną.. :))
Robert Fryczkowski
Ps. ciekawwe co teraz produkują w Budgoszczy?
Pewnie wiadra....
Albo motyki...
Albo gwoździe.....
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości