Ruskim agentem jest też ks. Isakowicz-Zaleski. Ruskimi agentami są ci wszyscy żołnierze AK, którzy wyrazili rozczarowanie postawą prezydenta i treścią wysłanego przez niego listu. Ruską agentką jest też E. Siemaszko, która nie kryła słów krytyki pod adresem prezydenta. Listę pewnie będzie można jeszcze wydłużyć.
Kto nie jest ruskim agentem? O to chyba trzeba pytać naszych braci na prawicy, którzy rozdzielają certyfikaty na patriotyzm. Okazuje się bowiem, że głosy krytyki pod adresem prezydenta oznaczają automatycznie agenturalność krytykujących i ich ewidentne zaprzaństwo. Każdy, kto ośmielił się skrytykować prezydenta popiera D. Tuska, a tak naprawdę, to W. Putina (obecnie prezydentów in spe). Gdzie takie absurdy są możliwe? Tylko na prawicy. I tylko w Polsce. Niewykluczone, że i ja, przyznający się otwarcie do tego, że moich przodków wyrżnęli rezuni ukraińscy na Wołyniu w jednym z kościołów, też jestem ruskim agentem.
Powiedzmy sobie otwarcie, bracia na prawicy - nigdy przenidgy nie będzie żadnej integracji prawicy ani jednego środowiska wyłaniającego i popierającego jakieś ugrupowanie polityczne tudzież kandydata na prezydenta, jeśli podstawowym kryterium prawicowości będzie (lub ma być) niezgłaszanie uwag krytycznych wobec tych osób czy partii, które dzięki poparciu takich ludzi jak ja, zajęły ważne miejsca na scenie politycznej. Nigdy - to słowo niech zabrzmi z całą mocą. Nigdy, powtarzam. Jeśli głosy rozczarowanych Wołyniaków nie mają znaczenia, to żaden głos nie ma znaczenia. Jeśli ludobójstwo na Wołyniu jest czymś, co prawicowcy mogą lekceważyć - to w takim razie ja nie wiem, co znaczy słowo "prawica". Wydawało mi się bowiem do tej pory, że takie symbole, jak Auschwitz, Katyń i Wołyń, to martyrologia polska (i nie tylko polska, oczywiście - w przypadku choćby Wołynia zarzynano przecież nawet Ukraińców, którzy pomagali "Lachom"), która nie tylko nie podlega żadnym relatywizacjom, ale i coś, co stanowi pewien ostateczny fundament naszego myślenia o historii. Każdy, kto jest konserwatystą, odwołuje się wszak nie tylko do pewnych wartości, ale i do pewnych granicznych wydarzeń, które - jak krew Abla - "wołają", byśmy nigdy o tamtym męczeństwie nie zapomnieli i byśmy nigdy owego męczeństwa w żaden sposób nie zlekceważyli. Jeśli martyrologia nie miałaby znaczenia, to nie ma mowy o żadnym konserwatyzmie (ani o prawicowości, rzecz jasna).
Łaska pańska na pstrym koniu jeździ na prawicy. Jeszcze nie tak dawno ks. Isakowicz-Zaleski był niekwestionowanym raczej autorytetem, ale odkąd ośmielił się skrytykować prezydenta, odtąd stał się osobą niewiarygodną, zmanipulowaną i skłonną głosować zapewne na Tuska. Byłoby to śmieszne, gdyby nie było prawdziwe. Okazuje się zatem, że L. Kaczyńskiemu, którego na stanowisko prezydenta wyniosły przecież głosy i Isakowicza, i Wolyniaków, i AK-owców, i Sybiraków, i wielu innych, nie można dziś w żaden sposób rozliczać z tego, co robi, gdyż to od razu godzi niemalże w porządek państwa. Czy jest to możliwe? Na prawicy wszystko jest możliwe.
Tak naprawdę bowiem żadnej prawicy nie ma. Hasło "prawica" stało się jakimś młotem na ruskich agentów, których rozpoznaje się po tym, czy są z "nami" czy "przeciwko nam". Nieważne, kapłan nie kapłan, Wołyniak nie Wołyniak, prawicowy komentator nie prawicowy komentator (np. kontrrewolucjonista) - każdy może pod takim młotem się znaleźć, jeśli nie zdaje sobie sprawy z tego, że pewnych rzeczy na prawicy po prostu głosić nie wolno. Oczywiście, prawica jest za wolnością słowa, tylko, że granice tej wolności ustalają ci, którzy nie są ruskimi agentami, a tu sprawa jest dosyć skomplikowana, bo prawdą a Bogiem, ruskim agentem może stać się niemal każdy, czego przykład ks. Isakowicza dowodzi.
Jeśli głos kogoś takiego, jak Isakowicz, czy głosy zawiedzionych Wołyniaków i AK-owców nie mają znaczenia - to czyj głos ma znaczenie? Pytam otwarcie: czyj głos ma znaczenie? Blogera/komentatora, który uważa, że należy szanować dumę ukraińską i ukraińskie dążenie do niepodległości? Blogera/komentatora, który sądzi, że relacje z Ukrainą są dziś ważniejsze niż uroczyste obchodzenie rocznicy ukraińskiej zbrodni na Polakach? Te głosy mają mieć znaczenie? To jakieś kompletne pomieszanie porządków.
Po 1989 r. nigdy do pojednania polsko-ukraińskiego nie doszło i nic nie wskazuje na to, by mogło dojść. Powtarzam: nic nie wskazuje na to. Można by za gest dobrej woli poczytywać dzisiejszą wypowiedź ukraińskiego ministra kultury, wydaje mi się jednak, że zanim się wypowie frazę "przebaczamy", to powinno się najpierw o to przebaczenie poprosić, a nie odwrotnie. Mniejsza jednak z tym. Gdyby na Wołyniu prezydent Polski i Ukrainy razem się spotkali i ten ostatni uznałby, że UPA dopuściła się ludobójstwa i prosiłby Polaków o przebaczenie, to sądzę, że o przełomie i zaczynającym się pojednaniu polsko-ukraińskim można by mówić, ale przecież do niczego takiego nie doszło ani nie dochodzi. Kultywowanie tradycji związanych z UPA jest dziś na Ukrainie elementem tradycji narodowej i jest to najbardziej dla nas złowieszcza wieść, jakiej zza wschodniej granicy po wspieraniu "pomarańczowej rewolucji" mogliśmy się spodziewać.
Niedawno nawet Z. Gluza z "Karty", ktoś, kogo nie można podejrzewać o "oszołomstwo" w żadnym znaczeniu, ktoś, kto chciał działaniami tego ośrodka historycznego w Polsce jakoś przyczynić się do pojednania polsko-ukraińskiego, przyznał z bólem w trakcie rozmowy z przedstawicielami Światowego Związku Żołnierzy AK (chodzi tu o A. Żupańskiego prezesa Obwodu Wołyń, prof. E. Bakuniaka, dr. Z. Palskiego i dr. J. Rella), że:
"błąd podstawowy leży przede wszystkim po ukraińskiej stronie, błąd polityków i opinii publicznej na Ukrainie - to cofanie się przed nazwaniem zbrodni. Ukraina jest mniej dojrzała do takiego dialogu niż Polska i w jakimś sensie taki dialog odpycha."
I nieco dalej:
"Cóż, przyznaję się do porażki. Wiara w dialog polsko-ukraiński, zainicjowany przez "Kartę" w 1994 roku, a kontynuowany przez ŚZŻAK od roku 1996, nie dała rezultatu. Całkowitą rację mają przedstawiciele Światowego Związku, że zawiniła tu "poprawność polityczna" polskich władz, tak na skróty prących do pojednania z Ukrainą, że uniemożliwiających porozumienie z nią. I mają rację organizatorzy tego dialogu, że nie sposób porozumieć się z drugą stroną, która miast wypowiedzieć parę prostych słów, w najlepszym razie zalewa nas "naukową" retoryką." ("Karta" (54 (2008)) s. 111, 119)
Zwracam uwagę braciom na prawicy, że dialog polsko-ukraiński inicjowali nieustannie, całymi latami, Polacy. Zwracam też uwagę, że AD 2008 szef jednego z historycznych ośrodków starających się o normalizację tego dialogu przyznaje się do całkowitej porażki. Co to znaczy? To znaczy, bracia na prawicy, że Ukraińcy konsekwentnie i świadomie odrzucają taką interpretację tego, co się wydarzyło na Wołyniu, jaka dla nas jest czymś oczywistym i udokumentowanym.
Oczywiście, można nad tym przejść do porządku dziennego i do Ukraińców w tej materii wielkiego żalu nie mam. Ich sprawa, jak sobie budują tożsamość narodową i na jakim fundamencie chcą osadzić swoją wizję państwa. Ich sprawa, powtarzam. Jednakże od polskiego prezydenta można chyba oczekiwać pełnego respektu dla tego, co się wydarzyło 65 lat temu na Kresach. Zwłaszcza od takiego prezydenta, który otwarcie do patriotyzmu, konserwatyzmu i prawicowości się przyznaje.
Mówienie w tym kontekście o jakimś niezadrażnianiu relacji z Ukrainą jest całkowitym nieporozumieniem. Ukrainie może pomóc tylko i wyłącznie prawda o przeszłości, a nie żadne zafałszowywanie historii. Ta prawda jest o wiele boleśniejsza dla nas, Polaków i naszych rodzin, aniżeli dla Ukraińców, to powiedzmy sobie szczerze - wobec tego, to wcale nie byłby tak wielki wysiłek dla narodu ukraińskiego, przyznać się do tego, że rzeź na Polakach to zbrodnia domagająca się zadośćuczynienia w postaci prośby o przebaczenie. Nikt z Wołyniaków nie szuka żadnej zemsty. Oczekują oni ze strony Ukraińców jedynie skruchy, a nie gloryfikowania UPA. Tak mało i tak wiele zarazem, jak się okazuje, albowiem chyba takiej skruchy się nie doczekają. Nie do przyjęcia jednak jest w debacie na prawicy zamykanie ust tym, którzy domagają się zadośćuczynienia, wsłuchując się w wołanie krwi na Kresach. Jest to nie do przyjęcia i radzę dobrze, bracia na prawicy, powściągnijcie te jadowite komentarze i insynuacje, gdyż świadectwo wystawiają Wam jak najgorsze, niestety.
Piszę to wszystko z bólem i wielkim rozczarowaniem. Okazuje się bowiem, że na prawicy ludzie potrafią się żreć (jeden drugiemu oko wykole) nawet w 65 rocznicę ludobójstwa na Wołyniu. W głowie mi się to nie mieści, ale jednak tak jest. I Wy, dobrzy ludzie, chcecie budować jakieś jednolite środowisko patriotyczne? Wygrywać wybory? Zmieniać Polskę? Niech Bóg nas wszystkich ma w opiece, gdyż cała ta prawicowość nie jest warta funta kłaków.
https://yurigagarinblog.wordpress.com/2014/02/03/komplet/ (pod tym adresem dostępne są moje przeróżne opracowania z "Czerwoną stroną Księżyca" i aneksami do niej włącznie); polecam jeszcze tę moją analizę z 2024 r. zamieszczoną gościnnie u prof. M. Dakowskiego: https://dakowski.pl/wokol-hipotezy-dwoch-miejsc-free-your-mind/ )
legendarne dialogi piwniczne ludzi zapiwniczonych
w Irlandii 2
(before you read me you gotta learn how to see me)
free your mind
and the rest will follow,
be colorblind,
don't be so shallow
"bot, który się postom nie kłania"
[Docent Stopczyk]
"FYM, to wesoły emeryt, który już nic, ale to absolutnie nic nie musi już robić" [partyzant]
"Bot FYM, tak jak kilka innych botów namierza posty i wpisy "z układu" i daje im odpór" [falstafik]
"Czy robi to w nocy? W takim razie – kiedy śpi? Bo jeśli FYM od rana do późnej nocy non-stop tkwi przy komputerze, a w godzinach ciszy nocnej zapewne przygotowuje sobie kolejne wpisy, to kiedy na przykład spożywa strawę?" [Sadurski] "Ale teraz zadam Sadurskiemu pytanie: Załóżmy, że "wyśledzi" pan w przyszłości jeszcze kilku FYM-ów, a któryś odpowie prostolinijnie, że jest inwalidą i jedyną jego radością (z przyczyn wiadomych) jest pisanie w S24, to czy pan będzie domagał się dowodów,czy uwierzy na słowo?" [osa 1230]
"Zagrożenia dla pluralizmu w ramach Salonu widzę w tym, że niektórzy blogerzy - w tym właśnie FYM - wypraszają ludzi, z którymi się nie zgadzają. A zatem dojdzie do "bałkanizacji" Salonu: każdy będzie otoczony swoją grupką zwolennikow, ale nie będzie realnej dyskusji w ramach poszczególnych blogów. Myślę, że nie daję przykładu takiego wykluczania." [Sadurski]
"Już nawet nie warto tego bełkotu czytać, spod jednego buta i z jednego biura. Na fanatyków i pałkarzy lekarstwa nie ma."[Igła]
"FYM już kupił S24 swoim pisaniem, jest teraz jego twarzą. Po okresie Galby i katatyny nastąpił czas dziennikarzy "Gazety Polskiej". Ten przechył i stalinopodobne teorie spiskowe, jakie się wylewają z jego bloga oraz innych mu podpbnych - przyciągają do Salonu nastepnych i następnych.
Tu już od dawna nie zależy nikomu na rzetelności i klasie pisania - lecz na tym, aby było klikanie, aby było głośno i kontrowejsyjnie. Promowanie takich ludzi jak FYM i Paliwoda - jest całkowicie jednoznaczne."[Azrael]
"Ale jaki jest problem?"[Kwaśniewski]
kwestia archiwów IPN-u
Janke: "Nigdy nie mówiliście o pełnym otwarciu?"
Komorowski: Co to znaczy otwarcie?"
"Trudno zrozumieć, jak można ogłupić społeczeństwo. Dlaczego tylu ludzi ośmiela się nazywać zdrajcą Wojciecha Jaruzelskiego. (Edmund Twardowski, Warszawa) "
[tzw. listy czytelników do "Trybuny"]
"Z przykrością stwierdzam, że prezydent nie przedstawił żadnych propozycji ws. służby zdrowia"
[Tusk]
"Niewidzialna ręka rynku, jak sama nazwa wskazuje, jest ślepa."
[ekspert w radiowej audycji prowadzonej przez R. Bugaja]
"Mamy otwarte granice, miejmy też otwarte umysły. Jasna Góra horyzontów rządowi i parlamentarzystom nie rozszerzy. (S. Barbarska, woj. wielkopolskie) "
[tzw. czytelniczka "Trybuny"]
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka