Podczas pierwszego przesłuchania J. Sasina (wrzesień 2010, co warte podkreślenia) przez Zespół min. A. Macierewicza poseł Z. Kozak zadaje głównemu akustykowi prezydenckiemu następującą serię pytań (1h11'57''): „Panie ministrze, ja mam trzy pytania. Pierwsze to jest: kto odprowadzał pana Prezydenta na lotnisko? Drugie: kto widział wylot samolotu z pasażerami, czy to jest jakoś utrwalone? No i trzecie: czy jakieś służby, nie wiem, SKW, śledziły w ogóle lot tego samolotu? I kto odpowiadał za bezpieczeństwo tego lotu i czy są na to jakieś dokumenty?” I Sasin, wzdychając, mówi: „Na wszystkie pytania uczciwie powinienem odpowiedzieć: nie wiem.”
Jest to, powtarzam z naciskiem: wrzesień 2010, zaś Sasin ma nie wiedzieć, kto odprowadzał Prezydenta 10 Kwietnia, kto widział wylot z Okęcia, czy jest on utrwalony, czy sam przelot jakoś był śledzony, jak też, kto odpowiadał za bezpieczeństwo lotu. Załóżmy, że tymi ostatnimi zagadnieniami Sasin mógł się nie zajmować, a zwłaszcza kwestią monitorowania przelotu, bo to raczej domena samych Sił Powietrznych i ich wyspecjalizowanych jednostek, ale nie mieć wiedzy o Okęciu, będąc jednym z głównych organizatorów uroczystości katyńskich, współautorem listy pasażerów, a nawet kimś, kto podejmował decyzje, kto ma jakim samolotem się udać – to wydaje się mało prawdopodobne lub zgoła nieprawdopodobne.
Sasin rozwija swoją odpowiedź w następujący sposób: „Przede wszystkim z tego powodu, że ja... od dwóch dni przed tym wylotem tragicznym już znajdowałem... byłem w podróży, prawda i wtedy się znajdowałem już w Smoleńsku, w związku z czym ani nie jestem w stanie powiedzieć, czy ktoś pana Prezydenta odprowadzał...” Jest to wyjaśnienie przedziwne zważywszy na fakt, że nawet jeśli główny akustyk 10 Kwietnia rano, gdy miała wylatywać prezydencka delegacja, znajdował się już w Smoleńsku, to chyba miał telefony do osób będących na Okęciu i chyba nie byłoby większych trudności ze sprawdzeniem, jak tam wygląda sytuacja. Nawet, gdyby tego nie sprawdził, to chyba nie byłoby problemu ze sprawdzeniem w następnych dniach lub miesiącach – do czasu wrześniowego wystąpienia przed Zespołem. Nikt z posłów jednak nie pyta (słysząc te enigmatyczne tłumaczenia Sasina): ale to nie był pan w kontakcie z nikim z Okęcia jako jeden z głównych organizatorów uroczystości? Nie interesował się pan, co się dzieje na warszawskim lotnisku w taki ważny dzień – zwłaszcza że „spodziewali się panowie wszystkiego” włącznie z tym, że Prezydentowi zostanie odmówiony samolot albo że pilot zachoruje?
Sasin kontynuuje (proszę uważnie prześledzić ten jego wywód): „Było w zwyczaju takim, że przy wylotach Prezydenta ktoś z ministrów czy doradców Prezydenta żegnał Prezydenta na lotnisku, w tym sensie że... Ja szczerze przyznam się, że nie wiem, czy ktoś wtedy żegnał... W tym wszystkim, co się potem działo ten szczegół mi umknął... (Macierewicz tu wtrąca: „Ja myślę, że minister Duda był?”) Minister... nie wiem tego, właśnie tego nie wiem. Szczerze mówiąc, jakoś nie przyszło mi do głowy, żeby nawet to ustalić.”
Sasin więc, mimo że wielokrotnie 10 Kwietnia rozmawia telefonicznie z Dudą, nie wie, czy ten był na lotnisku, czy nie? Co więcej: nie przychodzi mu do głowy, by „nawet to ustalić”.
I ciągnie: „Ale... bo też nie wydawało mi się to rzeczywiście jakąś sprawą szczególnie ważną, no bo jakby nie widziałem tutaj żadnej tajemnicy w tym... w tym wylocie. Wydawało mi się, że tutaj nie było żadnych takich sytuacji, które mogłyby mieć wpływ na to, co się potem stało.” To również brzmi dość dziwnie, skoro zmienił się podział delegacji właśnie na Okęciu, zaś tupolew – wedle oficjalnej narracji – miał wylecieć z opóźnieniem (tego typu opóźnieniem, że nie wiadomo, czy nie był potrzebny nowy plan lotu). Już sam ten ostatni fakt (opóźnienia) powinien dotrzeć do Sasina od kogoś z Okęcia, a już na pewno zainteresować głównego akustyka.
„Natomiast... co do... ochrony... tego lotu, no to oczywistym jest dla mnie, że przedey wszystkim Biuro Ochrony Rządu podejmuje taką ochronę, za taką ochronę odpowiada... I, a czy, powiem tak: czy jakieś inne służby... w tym SKW, które pan wymienił, zabezpieczały ten wylot, takiej wiedzy... takiej wiedzy nie posiadam, a nie chciałbym tutaj mówić o jakichś pogłoskach, które słyszałem. Nie posiadam takiej wiedzy, po prostu. Nie mam takiej wiedzy. Nie mam takiej wiedzy, wydaje mi się, że, jak mówię, jako laik, wydaje mi się, że... powinno to być oczywiste, natomiast ja takiej wiedzy nie mam.”
Tu znowu włącza się szef Zespołu, mówiąc, w nawiązaniu do instrukcji HEAD (z 9 czerwca 2009): „(...) ona zawiera w jednym z punktów polecenie, by taki lot był monitorowany przy pomocy specjalnej radiostacji, która jest tam wymieniona i opisana w tej instrukcji, więc obowiązek jest, za to jak był realizowany, to... to będzie... (ktoś się wtrąca w tle)... Ze strony pułku lotniczego i władz cywilnych, ale to pan minister niestety nie jest w tej sprawie kompetentny. Mogę tylko powiedzieć, że jeśli chodzi o SKW, to jego obowiązek jest związany z zabezpieczeniem bezpiecz... samolotu i funkcjonowania tego samolotu, zwłaszcza bezpieczeństwa elektronicznego tego samolotu, a inne kwestie wydaje mi się, że nie, ale to już jest osobna dyskusja.”
Zezorro w swej niedawnej rozmowie z J. Mieszko-Wiórkiewicz (do odsłuchania na stronie Radia Wnet http://www.radiownet.pl/#/publikacje/mielenie-zezorrem10-kwietnia-prawda-i-fikcja-ofiary-cz31) zwrócił uwagę na pewną „prawidłowość”: gdy blogerzy odkrywali jakieś białe plamy w historii smoleńskiej i uporczywie drążyli dany temat, to pojawiały się po jakimś czasie osoby, materiały, zeznania, które niejako „korespondowały” z tym, co wydrążyli blogerzy (zwykle, rzecz jasna, przecząc ustaleniom blogerów). Tak było choćby z mrocznymi tajemnicami Okęcia, kiedy to pojawił się któregoś dnia ni stąd ni zowąd A. Klarkowski, opowiadając (www.youtube.com/watch?v=EtLQViMwWC8; wywiad z lutego 2011),co widział i przeżywał na warszawskim lotnisku i zapewniając, że wszystko było tak, jak oficjalna narracja powiada. Przy okazji też zapewniał, tak się złożyło, iż nie widział Sasina na tymże Okęciu („Była też taka dezinformacja, że minister Sasin poleciał (...) jeżeliby był, to bym widział”), choć przecież (ów Klarkowski) nie był także przy odlocie jaka z dziennikarzami, więc nie widział wszystkiego, co się tamtego tragicznego poranka na stołecznym lotnisku działo. (Nawiasem mówiąc, podobnie jak z Okęciem było też z zagadką braku ciał na pobojowisku. Gdy blogerzy drążyli do upadłego tę mroczną tajemnicę (odwołując się do zeznań Bahra czy Wiśniewskiego), pojawiły się relacje np. M. Wierzchowskiego, który na własne oczy widzieć miał jakieś ciała na siewiernieńskiej polance, choć zrazu żadnego nie był w stanie zidentyfikować).
Klarkowski, przypomnijmy (nie wiem, czy w ogóle przesłuchiwany przez prokuraturę ws. smoleńskiej), miał przybyć „już o 6.10” na lotnisko (i miał być do godziny „7.25-7.27”, wyjątkowo więc dokładnie miał ustawiony zegarek; „samolot już się wzbijał”), skądś zatem musiał doradca Prezydenta wiedzieć – niestety tego akurat nie podaje w swych publicznych relacjach, że wylotu delegacji nie ma o 5-tej rano, na którą się nastawili przecież dziennikarze („Nasz samolot miał odlecieć o 5 rano. Rzadko mam okazję towarzyszyć Prezydentowi w czasie oficjalnych wizyt, tym razem, na wyjazd do Katynia zgłosiłem się na ochotnika. Dopiero na Okęciu okazało się, że dziennikarze mają lecieć Jakiem, a dopiero godzinę po nas wystartuje Tupolew”, jak to opowiadał P. Świąder (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/06/gdzie-jest-dyrygent-z-okecia.html)), ani też o 6-tej rano, jak to usłyszał choćby Świąder. Można by więc przypuszczać, chyba całkiem zasadnie, iż w przeciwieństwie do Sasina, który nic o Okęciu nie miał wiedzieć, Klarkowski posiadał wieści od kogoś tam będącego, kiedy należy przyjechać, by się z pożegnaniem Prezydenta zwyczajnie nie spóźnić. Trudno bowiem oczekiwać, by Klarkowski udawał się na lotnisko na godz. 6.10, jeśli prezydencka delegacja wylatywałaby o 5-tej.
Klarkowski miał oszacować, iż „z blisko 39 osobami” rozmawiał tamtego dnia, co na pewno stanowi sporą liczbę („zamieniłem zdanie, wiele zdań, umawiałem się z nimi na dalsze spotkania”), Klarkowski mówi też, że czasami słyszy głosy poszczególnych osób w snach, choć nie dodaje, czy to są głosy tych osób, z którymi rozmawiał, czy też tych, które leciały tragicznego dnia. Wróćmy jednak z tych snów na Okęcie. Doradca Prezydenta przypomina, że „to były dwa wyloty – najpierw dziennikarze”, lecz przecież miał być jakąś godzinę po wylocie dziennikarzy, to skąd ta opowieść? „Gdy przyjechałem był tłok, byłem zaskoczony. Nie zdawałem sobie sprawy, że tak dużo osób będzie leciało”. To nie wiedział o planach związanych z uroczystościami? Sam przecież opowiada potem w tymże wywiadzie dla TV Trwam, iż miał w planach wylot na uroczystości katyńskie jeszcze dwa tygodnie wcześniej, ale zrezygnował z powodu ilości przedstawicieli Rodzin Katyńskich, którzy mieli wziąć udział w delegacji (21'04''):
„Ja chciałem tam lecieć. Dwa tygodnie przed odlotem jakoś starałem się, żeby być w tej ekipie, ale zorientowałem się, że bardzo dużo osób chce lecieć, że właśnie jest dużo Rodzin Katyńskich, no i w zasadzie zrobiłem taki rachunek sumienia. Moje szczęście jest takie, że tam nie mam bliskich w Katyniu, natomiast gdybym ja się tam łokciami wepchnął, to po prostu bym zabrał miejsce komuś innemu, więc uznałem, że po prostu, no, kiedyś pewnie tam jeszcze będę. Nie muszę tym razem.”
I nadal jesteśmy na Okęciu:
„Ten dworzec mały lotniczy pękał w szwach. Także byłem zszokowany i ilością osób, i powiedzmy tą rozmaitością osób. (...) Była tam cała generalicja, wszystkie rodzaje broni, oficerowie, generałowie ubrani w mundurach galowych, duchowieństwo w strojach, osoby starsze, młodsze, wszyscy odświętnie ubrani... Pamiętam adwokata... jak się dowiedziałem adwokata, który właśnie był autorem książki o Katyniu, który właśnie rozdawał z walizki tą książkę. Tak nawiasem mówiąc ta książka miała tak duże wzięcie, że nawet ten egzemplarz, który ja dostałem, jak wróciłem na... to już go nie było, po prostu no.”
Chodzi zapewne o śp. mec. S. Mikke (http://www.rp.pl/artykul/466762.html:„– Staszek mówił, że leci samolotem o bardzo wczesnej godzinie, o 3 lub 4 rano– wspomina jego przyjaciółka, mecenas Ewa Stawicka. – Już po katastrofie dowiedziałam się, że poleciał później wraz z prezydentem. Staszek był zadowolony z tej zmiany, ponieważ stwarzała okazję do rozdania pasażerom egzemplarzy drugiego wydania książki „Śpij, mężny w Katyniu, Charkowie i Miednoje”. Pachniały drukarską farbą, bo odebrał je z drukarni w przeddzień wylotu.”). Klarkowski miał więc dostać książkę, ale ta gdzieś zaginęła. Podobnie inna rzecz pamiątkowa – rozetka, którą miał mieć Klarkowski wpiętą podczas przygotowań do wylotu na Okęciu, zaginęła: „w pewnym momencie biegnie minister Handzlik i mówi: słuchaj, musisz mi coś oddać, muszę ci coś zabrać – no więc nie wiedziałem, o co chodzi, zaskoczony. On złapał mnie za klapy płaszcza... zerwał, więc wyrwał mi rozetkę: słuchaj, właśnie ja tutaj nie zdążyłem, nie mam rozetki, a muszę mieć rozetkę, tobie tutaj niepotrzebna, oddaj mi swoją rozetkę, przypnij mi, bo chcę jechać do Smoleńska właśnie, tak jak wszyscy właśnie z tą rozetką. I właśnie oddałem mu swoją rozetkę, którą miałem. Zabrał właśnie, ucieszył się. No i zaczęliśmy właśnie luźne rozmowy, czekając na pana Prezydenta.”
Klarkowski miał być przy trapie ze śp. gen. A. Błasikiem i śp. min. M. Handzlikiem, zaś śp. mjr A. Protasiuk „kręcił się wokół samolotu” („został mi ten obraz kapitana, który pogodnie krząta się, idzie do swojego samolotu”). I później miały podjechać dwa samochody, w tym jeden z Parą Prezydencką (na słynnym zdjęciu z Okęcia aut jest nieco więcej (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/05/okecie-10-kwietnia.html)).
Natomiast inny okęcki świadek T. Szczegielniak (przesłuchiwany przez prokuraturę dopiero w październiku 2010) dopytywany o ostatnie osoby wsiadające przed Parą Prezydencką na pokład mówi o towarzyszących Prezydentowi borowcach i o śp. min. W. Stasiaku (16'48'' materiału sejmowego). Jest to o tyle może zastanawiające, iż Klarkowski nic nie wspomina o Stasiaku, a chyba powinien był go zauważyć, czekając przy samolocie na przybycie Prezydenta.
Klarkowski dowiaduje się o „katastrofie” po... przebudzeniu: „Wróciłem do domu (...) Położyłem się, żeby odpocząć, bo jak mówię, żeby wstać, no to musiałem tam przed tą piątą już być na nogach. Wcześniej też miałem jakieś prace, które musiałem wykonać. Tak że chciałem odpocząć i obudził mnie telefon, no.Dzwonił ktoś znajomy z lotniska i mówi: słuchaj, usłyszałem, że... coś są jakieś kłopoty z samolotem prezydenckim. Ja mówię: co? Przepraszam? Ja myślałem, że to jest sen, no, po prostu, no niemożliwe, no jak to, kłopoty z samolotem prezydenckim, przecież ja byłem przy odlocie i wszystko w porządku. No tak.” Na pytanie, która to mogła być godzina, Klarkowski odpowiada: „Przed 10-tą”, ale przed 10-tą, dokładnie o 9.56, to już podawano, iż „wsie pogibli”, a nie, że są „kłopoty”(http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/proste-pytania.html).
Szczegielniak, który miał być na Okęciu dużo wcześniej przed Klarkowskim, bo „po piątej” ewentualnie „między piątą a szóstą rano, bo od szóstej jakby miały się stawić osoby, które..., czy nawet przedstawiciele rodzin katyńskich nawet wcześniej, yyy, więc ja byłem między piątą a szóstą, przyjechałem na lotnisko z p. Katarzyną Doraczyńską (...) no nie wszystkie osoby wsiadające do samolotu obserwowałem, bo mieliśmy określone obowiązki podczas tego pobytu na lotnisku, więc trudno było każdą osobę, która wsiada do samolotu, obserwować i widzieć” (21'23'' materiału ssejmowego) (por. też http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/05/okecie-10-kwietnia.html), tak się jakoś składa, nie widział ani wsiadania dziennikarzy do jaka-40, ani startu jaka-40, ani też przesiadania się dziennikarzy z jednego jaka do drugiego. Szczegielniak nie widział też wyprowadzania tupolewa z hangaru (23'35'') ani próbnego rozruchu silników, lecz to akurat zrozumiałe, bo czynności te miały być przeprowadzone (wg oficjalnych danych) niedługo po 4-tej rano. Szczegielniak wyjaśnia: „Nie widziałem tego, no, z prostego powodu, że cały czas byłem wtedy w tym hanga... w termi... na terminalu i byliśmy zajęci obsługą tych wszystkich osób, które miały towarzyszyć panu Prezydentowi.”
Szczegielniak opowiada, że w ramach tejże obsługi (24'57''): „materiały, które miały być wręczone osobom towarzyszącym, do tych materiałów było dołączone również przesłanie pana Prezydenta do rodzin (...) musieliśmy te materiały jakby posortować, podzielić bezpośrednio, dać również identyfikatory, ponieważ to było 90 parę osób, a czasu nie było dużo (nie dużo? Między 5 a 7 rano? - przyp. F.Y.M.) więc te identyfikatory trzeba było podzielić na... z tego, co pamiętam, na identyfikatory VIP, identyfikatory dla rodzin, trzeba było wyjąć te materia... te identyfikatory, odpowiednio, odpowiednim osobom wręczyć. Również były wręczane takie rozetki, yyy, które były wpinane w klapę, a oddzielnie były posegregowane materiały, które nie były wręczane na terminalu, a miały być, z tego, co pamiętam, wręczone, załadowane do samolotu i wręczone w samolocie w jedną stronę albo w... po powrocie czy w drodze powrotnej już...”
Jakim więc sposobem Klarkowski dostał taką rozetkę, skoro nie leciał z delegacją? Czy poza nim na terminalu było więcej osób, którym wpinano rozetki, lecz nie leciały, czy tylko dla Klarkowskiego taki uczyniono wyjątek?
https://yurigagarinblog.wordpress.com/2014/02/03/komplet/ (pod tym adresem dostępne są moje przeróżne opracowania z "Czerwoną stroną Księżyca" i aneksami do niej włącznie); polecam jeszcze tę moją analizę z 2024 r. zamieszczoną gościnnie u prof. M. Dakowskiego: https://dakowski.pl/wokol-hipotezy-dwoch-miejsc-free-your-mind/ )
legendarne dialogi piwniczne ludzi zapiwniczonych
w Irlandii 2
(before you read me you gotta learn how to see me)
free your mind
and the rest will follow,
be colorblind,
don't be so shallow
"bot, który się postom nie kłania"
[Docent Stopczyk]
"FYM, to wesoły emeryt, który już nic, ale to absolutnie nic nie musi już robić" [partyzant]
"Bot FYM, tak jak kilka innych botów namierza posty i wpisy "z układu" i daje im odpór" [falstafik]
"Czy robi to w nocy? W takim razie – kiedy śpi? Bo jeśli FYM od rana do późnej nocy non-stop tkwi przy komputerze, a w godzinach ciszy nocnej zapewne przygotowuje sobie kolejne wpisy, to kiedy na przykład spożywa strawę?" [Sadurski] "Ale teraz zadam Sadurskiemu pytanie: Załóżmy, że "wyśledzi" pan w przyszłości jeszcze kilku FYM-ów, a któryś odpowie prostolinijnie, że jest inwalidą i jedyną jego radością (z przyczyn wiadomych) jest pisanie w S24, to czy pan będzie domagał się dowodów,czy uwierzy na słowo?" [osa 1230]
"Zagrożenia dla pluralizmu w ramach Salonu widzę w tym, że niektórzy blogerzy - w tym właśnie FYM - wypraszają ludzi, z którymi się nie zgadzają. A zatem dojdzie do "bałkanizacji" Salonu: każdy będzie otoczony swoją grupką zwolennikow, ale nie będzie realnej dyskusji w ramach poszczególnych blogów. Myślę, że nie daję przykładu takiego wykluczania." [Sadurski]
"Już nawet nie warto tego bełkotu czytać, spod jednego buta i z jednego biura. Na fanatyków i pałkarzy lekarstwa nie ma."[Igła]
"FYM już kupił S24 swoim pisaniem, jest teraz jego twarzą. Po okresie Galby i katatyny nastąpił czas dziennikarzy "Gazety Polskiej". Ten przechył i stalinopodobne teorie spiskowe, jakie się wylewają z jego bloga oraz innych mu podpbnych - przyciągają do Salonu nastepnych i następnych.
Tu już od dawna nie zależy nikomu na rzetelności i klasie pisania - lecz na tym, aby było klikanie, aby było głośno i kontrowejsyjnie. Promowanie takich ludzi jak FYM i Paliwoda - jest całkowicie jednoznaczne."[Azrael]
"Ale jaki jest problem?"[Kwaśniewski]
kwestia archiwów IPN-u
Janke: "Nigdy nie mówiliście o pełnym otwarciu?"
Komorowski: Co to znaczy otwarcie?"
"Trudno zrozumieć, jak można ogłupić społeczeństwo. Dlaczego tylu ludzi ośmiela się nazywać zdrajcą Wojciecha Jaruzelskiego. (Edmund Twardowski, Warszawa) "
[tzw. listy czytelników do "Trybuny"]
"Z przykrością stwierdzam, że prezydent nie przedstawił żadnych propozycji ws. służby zdrowia"
[Tusk]
"Niewidzialna ręka rynku, jak sama nazwa wskazuje, jest ślepa."
[ekspert w radiowej audycji prowadzonej przez R. Bugaja]
"Mamy otwarte granice, miejmy też otwarte umysły. Jasna Góra horyzontów rządowi i parlamentarzystom nie rozszerzy. (S. Barbarska, woj. wielkopolskie) "
[tzw. czytelniczka "Trybuny"]
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka