Jak pisał Stachura,
„Człowiek człowiekowi wilkiem
Człowiek człowiekowi strykiem
Lecz ty się nie daj zgnębić
Lecz ty się nie daj spętlić…”
Dla wielu z polskich emigrantów Polak jest nikim innym jak cwaniakiem, bandytą, złodziejem, prostakiem, etc. Wystarczy tylko odwiedzić jakąkolwiek stronę internetową z problemami polskiej emigracji w US czy w UK, aby kolokwialnie mówiąc, pospadały kapcie z nóg. Dla wielu z Was rzeczownik „Człowiek" w powyższym wierszu Stachury został zastąpiony rzeczownikiem „Polak”. A ja się pytam dlaczego?
Taki zabieg jest nie dość że przykry co zastanawiający ponieważ takie osoby plują we własne gniazdo. Dlaczego ja mam inne zdanie niż Ci wszyscy, którzy pomimo tego, że są Polakami cierpią na “Polakofobię” Ja od razu zadaję pytanie: z kim Ty się zadajesz?
Mieszkam w mieście nad Tamizą już od wielu lat. Jednak nigdy nie zdarzyło mi się, aby Polacy z którymi się „zadaję” byli cwaniakami, bandytami, złodziejami, prostakami, etc. Wszyscy z moich dobrych znajomych (emigrantów z Polski) są osobami wykształconymi na uniwersytetach w Wielkiej Brytanii. Wszyscy z moich znajomych mają dobre prace - na odpowiedzialnym, wysokim stanowisku. Przede wszystkim, wszyscy jesteśmy szczęśliwi. Większość z nich przywiozła ze sobą ogromne przywiązanie do kultury i tradycji naszego rodzimego kraju, nie mówiąc o pielęgnowaniu słowiańskich tradycji takich jak chociażby lany poniedziałek czy symboliczne topienie Marzanny. Ktoś powiedziałby, że to dziecinne, ale moi znajomi (ja również) uważamy, że nie ma w tym nic głupiego czy niedorzecznego. Pielęgnujemy nasze korzenie czy przywiązanie do kraju naszych rodziców, dziadków, pradziadków.
Idąc dalej. Część z moich znajomych jest akademikami, którzy od kilku dobrych lat kontynuują naukę na najlepszych uniwersytetach w Wielkiej Brytanii, które znajdują się w światowej czołówce. Oni wszyscy są przywiązani zarówno do kultury polskiej jak i szukania horacjańskiego złotego środka, który starają się odnaleźć w innych kulturach - bardzo często z powodzeniem.
Czy zatem byłbym w stanie powiedzieć, że Polacy za granicą są „chamami”, albo „pustakami” ? Na pewno nie! W życiu nie przyszłoby mi do głowy, aby wrzucać wszystkich do jednego worka. Choć spotkała mnie raz w życiu przykra rzecz.
Studiując na jednym z uniwersytetów angielskich miałem okazję poznać Brytyjkę, której rodzice wyemigrowali do Anglii z Ukrainy. Ona z kolei, przedstawiła mnie w grupie studentów swojej koleżance, która przyjechała do Anglii właśnie z Polski. Na pewno przyjechała ona po 5-6 roku życia (bądź należała do fali emigracji z Polski po wejściu Polski do Unii Europejskiej) ponieważ jej polski akcent był bardzo wyraźny. Gdy dowiedziała się, że ja również jestem z Polski wyskoczyła przy wszystkich jak Filip z konopi:
„Nie będziemy rozmawiać po polsku!” - wyrzuciła z nerwami. „Polacy to chory naród, złodzieje i nie mam ochoty się z nimi socjalizować! Jesteśmy w Anglii i rozmawiamy po angielsku!”
I powiedziała to bez ogródek przy grupie studentów z różnych zakątków świata. Jak zareagowałem? Ciszą i zadumą. Kiedy wróciłem do akademika zacząłem się zastawiać nad jej losami, ale niczym nie umiałem usprawiedliwić jej ignorancji. Twoja wola kochana - pomyślałem - Twój polski akcent zawsze zdradzi skąd jesteś. I to dla Ciebie będzie największą karą. Od tamtej pory nie miałem z nią styczności. Nie dlatego, że byłem na nią obrażony, ale dlatego, że nic sobą nie reprezentowała… Prócz nienawiści do własnych przodków, wstydu i zapewne nienawiści do siebie samej kiedy Anglicy pytali się jej od razu sugerując odpowiedź na podstawie jej polskiego (dla mnie jakże uroczego) akcentu: „You from Poland, ei?”
W trakcie studiów okazało się, że jeden z moich wykładowców choć urodził się w Anglii, tutaj wychował, wykształcił i założył rodzinę aż lgnął do swoich polskich studentów. Jego język polski był bardzo słaby i trudno się dziwić gdyż po polsku rozmawiał tylko w domu z ukochanymi rodzicami, którzy wyemigrowali do Anglii zaraz po II wojnie światowej. „Moi rodzice tu przyjechali po drugiej wojnie światowej” - zaznaczył na wstępie. „Nie mam już rodziny w Polsce. Po śmierci rodziców straciłem kontakt z językiem polskim. Dlatego przepraszam jak coś poprzekręcam.” Zamilkł by po chwili się skromnie uśmiechnąć: „Ale cieszę się, że mam kontakt z moimi polskimi studentami. Jaka jest teraz Polska?” I Przez godzinę opowiadałem mu o kraju nad Wisłą. Wspominałem o naszych tradycjach, o tym co nas Polaków łączy, o lipie Kochanowskiego, płaczących wierzbach, zapachu polskiego lasu, dorzeczu Pisy. O Mazurach też wspomniałem. Moje wspominki, a jego wyobrażenia przerwał telefon w jego gabinecie: „I’m sorry but I need to go”, ale za chwilę dodał: „Coffee next week?”.
Po latach pobytu w Londynie wraz ze znajomymi udało mi się zasmakować polskiej kuchni w polskiej restauracji w Polskim Ośrodku Społeczno Kulturalnym na Hammersmith. Nigdy nie miałem czasu, aby się tam udać, ale w końcu nam się udało. Po obiedzie udaliśmy się do kawiarenki, gdzie spotkaliśmy mnóstwo polskich seniorów. To oni o naszym kraju wypowiadali się najcieplej. Pomimo osobistych tragedii, pomimo wojny czy naszej splamionej krwią polskiej flagi bił od nich prawdziwy patriotyzm. Ta aura patriotyzmu sprawiła, że czułem się dumny. Dumny bycia Polakiem. Niektórzy z nich przyjechali do Anglii w bardzo młodym wieku, ale ciągle mówili o sobie „My - Polacy”.
I jak to jest, że młoda Polka, która przyjechała do Anglii niemalże pluła na swoje własne gniazdo. A wy plujecie razem z nią. Poza jedynym przypadkiem polskiej ignorancji i samo-znienawidzenia, nikt nie wyrządził mi krzywdy. Nikt mnie nie okradł. Nikt mnie nie wykorzystał. Nikt mnie nie pobił. Żaden z moich polskich znajomych nie upił jak przysłowiowa świnia. Nie wpadł w białą gorączkę. Być może zadajecie się ze złymi ludźmi?
A jedyne co ja mam do powiedzenia w tym temacie to zgodzić się ze Stachurą i nie partaczyć w jego wierszach. To, że jesteśmy Polakami o niczym nie świadczy. Każdy ma swoje demony bez względu na narodowość. Nie partacz zatem w jego twórczości. Bo jakby sam Stachura mógł wstał z grobu to by Was tym złotym piórem artysty zasztyletował.
Zatem wara od twórczości bożyszcza ówczesnych młódek, trzpiotek i białogłowych.

Inne tematy w dziale Rozmaitości