W dzisiejszej „Rzeczpospolitej” (nr 40(9160)/2012) napisali, że Fundacja Ośrodka Karta otrzyma pieniądze z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i skądś jeszcze, łącznie 700 tysięcy złotych, i na razie jest uratowana. Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych ma również w bliżej niesprecyzowany sposób zająć się zbiorami archiwalnymi Karty. Wiadomości o odłożeniu kresu Karty poprzedził poniedziałkowy wywiad Zbigniewa Gluzy udzielony „Uważam Rze” (nr 7(54)/2012), w którym opowiedział on, jakto w wyniku zmiany ustawy o IPN Karta straciła coroczną dotację z Instytutu, i jeszcze kilka innych rzeczy o pożałowania godnej i co roku pogarszającej się sytuacji Karty, w tym o milionie (!) złotych długu (głównie wobec ZUS).
Fakt, iż Zbigniew Gluza udzielił owego „interwencyjnego” wywiadu „URz” świadczy o jego desperacji – dalej na prawo mógłby pójść chyba już tylko do „Gazety Polskiej”. Czy to właśnie podziałało? Raczej jako dodatkowy argument, ale kto wie?
W wywiadzie Z. Gluza napomykał coś o „upaństwowieniu” zbiorów, a trzeba brać pod uwagę okoliczność, że część Karty została parę lat temu skomunalizowana przez władze m. st. Warszawy jako „Dom Spotkań z Historią” (w dawnej siedzibie Banku Gdańskiego, a później Millenium na ul. Karowej). Najwyraźniej współpraca z NDAP jest właśnie formą owego upaństwowienia archiwum Karty.
Z utworzeniem i działaniem DSH wiąże się niezręczny passus wspomnianego wywiadu w „URz”, gdzie Zbigniew Gluza mówi o doświadczeniach wspólpracy z władzami tak: Doświadczenia »oswajające« przyniósł nam już warszawski Dom Spotkań z Historią, który stworzyliśmy na mocy decyzji Lecha Kaczyńskiego. Gdy władzę w mieście przejęła Hanna Gronkiewicz-Waltz, sprawdzano, na ile jesteśmy »PiS-owscy« i czy gotowi jesteśmy »nadal« realizować politykę historyczną PiS. W końcu przekonaliśmy wszystkich, że potrafimy zachować nautralność polityczną. Oprócz uszczypliwości wobec inkwizytorskich praktyk bliżej niesprecyzowanych czynników z kręgu władz miejskich, w tej wypowiedzi pobrzmiewa zdystansowanie wobec „polityki historycznej PiS” (tak, jakby powołanie DSH nie było częścią tej polityki) – do tego stopnia, że DSH musiał wywieść swą naganioną „neutralność polityczną” (w domyśle: jako coś przeciwnego „polityce historycznej PiS”). Wypowiedź, zapewne niewinna w intencjach, sprawia jednak niesmaczne wrażenie.
Karta postrzegana jest od dawna, głównie z powodu swoich polityczno-towarzyskich koneksji, jako część układu post-udeckiego, jest jednak ośrodkiem rzetelnej pracy historycznej. Oczywiście, zdarzały się Karcie wpadki, z których największą (i dotąd skutkującą) była publikacja pamiętnika Calka Perechodnika, dokonana w sprzeczności z zasadami warsztatu historycznego i edytorskiego (Calel Perechodnik, Czy ja jestem mordercą? ŻIH, Karta, I wyd. Warszawa 1993, II wyd. Warszawa 1995). Książka ta miała duży „odgłos”, nie tylko merytoryczny, ukazały się jej dwa wydania, a także przekłady na języki obce, gdy w 1999 r. jeden z amerykańskich badaczy, prof. David Engel, podważył jej wiarygodność. Okazało się, że wydanie opierało się o kopię pamiętnika, podczas gdy zachowany był (w Yad Vashem) jego rękopis, różniący się w wielu miejscach od tej kopii. Jak Zbigniew Gluza napisał w przedmowie do nowego wydania: Nie wiadomo, dlaczego tylko ten drugi maszynopis został wykorzystany przez historyka podającego tekst do druku na rzecz naszego wydania, poza tym poczynione został przezeń dalsze naruszenia tekstu, m.in. zmieniano czas teraźniejszy na przeszły, bezpośrednie cytaty stawały się relacjami z wypowiedzi, łagodzono »antypolską« wymowę. Niestety, nie porównaliśmy otrzymanego wydruku z podstawą w archiwum. Historykiem, którego nazwisko Z. Gluza miłosiernie pominął, był, jak można dowiedzieć się z internetowego katalogu Biblioteki Narodowej, Paweł Szapiro. Chwalebny wysiłek, którego Karta dołożyła, by usunąć skutki nierzetelnego wydania pamiętnika Perechodnika (wydano książkę od nowa; por. Calek Perechodnik, Spowiedź. Dzieje rodziny żydowskiej podczas okupacji hitlerowskiej w Polsce, opr. David Engel, Karta, Warszawa 2004), niestety w pewnej mierze został roztrwoniony przez jej własną akcję wymiany starych egzemplarzy wydania na nowe, co wyglądało na próbę usunięcia tych pierwszych z obiegu. Inną wpadką, tym razem głównie redakcyjnego charakteru, było wydanie albumu Wokół pałacu i dworu. Z kolekcji Janusza Przewłockiego (red. Agnieszka Knyt, współpraca i indeks osób Mikołaj Radziwiłł, Karta, DSH, Warszxawa 2009) – szczegóły pretensyj można znaleźć w recenzji Tomasza Lenczewskiego, Album zaprzepaszczonej szansy ( http://www.lenczewski.com.pl/album.html ).
Ale już dość wymieniania wad w stylu prof. Pimki – zasługi Karty są nieocenione. Wydanie kolejnych tomów Indeksu Represjonowanych, zgromadzenie istotnych zbiorów w Archiwum Opozycji, wreszcie powiększające się Archiwum Historii Mówionej, położone na szali, z pewnością ją przeważa.
Dlaczego Karta ma kłopoty? (oprócz długu w ZUSie, to odrębna kwestia, związana chyba raczej z zarządzaniem) – otóż jest to tylko organizacja społeczna, w dodatku starająca się zachować rzetelność swych działań (co widać właśnie na przykładzie wpadki z Perechodnikiem). Nie jest to instytucja dysponująca „zasobem” – czy to wiedzy o obywatelach, czy to kawałkiem budżetu do podziału. Nie jest to z pewnością komórka z synekurami. I co ciekawe – właśnie upadek państwowej „polityki historycznej”, promowanej przez środowiska nie obce, lecz oddalone od naturalnego zaplecza Karty, przyczynił się do jej kłopotów. Obecna akcja ratunkowa MKiDN i NDAP wygląda, no właśnie, na akcję – podjętą w dodatku w wyniku wyrzutów sumienia. Czy tak trudno zrozumieć, że „polityka historyczna”, jeśli już ją chcemy prowadzić, winna polegać również na wspieraniu niezależnych organizacji społecznych?
Inne tematy w dziale Kultura