Udawane zdziwienie dobrze myślących na brak odniesień do Rzeczypospolitej.
Gdzie ? Jak to gdzie! Oczywiście w ogłoszeniu kandydatury Erica Zemmoura na prezydenta Republiki Francuskiej. Tego tylko zabrakło. W komentarzach tuż po udostępnieniu w sieci nagranego przekazu, wyczuwam trochę paniki. Na pewno nie mam całości obrazu, bo nie byłem w jaskiniach lewicowych dobrzemyślicieli. Znaleziono poważne wady w przekazie:
• inscenizacja de-gaullowska z mikrofonem po prawej stronie (co za tupet!)
• nie patrzy Francuzom w oczy gdy się do nich zwraca
• odniesienia od Ludwika XIV poprzez Victora Hugo do de Gaulle'a, ale nie do Republiki!
Że nie przytoczę innych, ale czy potrzeba więcej? (aby wyciągnąć gilotynę, rozumie się). W wiadomościach o 20:00 Zemmour potwierdza, że to przekaz wyreżyserowany. Tak, sfilmowana wypowiedź to inscenizacja. Tak, nie wszystkie podobieństwa zdarzają się przypadkiem. Inscenizacja bywa inscenizowana. Pytają go o bzdury aby nie wystarczyło czasu na sedno, więc wezmę pozostałe „wady” na siebie.
Oświadczenie, które ma zachować rygor zamierzonego przekazu trzeba napisać i przeczytać (zgoda, krótsze można też wygłosić z pamięci). Kiedy czytamy, musimy patrzeć lub spoglądać na tekst, spróbujcie inaczej. Swoją drogą ci wszyscy, którzy udają, że patrzą w obiektyw kamery podczas czytania na teleprompterze, to właśnie oni nie patrzą widzom prosto w oczy. Od dziesięcioleci mamy tylko zezowatych prezydentów! Czy to ma odzwierciedlać szczerość ich przemówień? Mamy przeto z Zemmourem zapowiedź obiecującej zmiany!
Ale nieobecność Republiki to poważna sprawa. Mamy tę Francję, którą kochamy i której już nie ma i o której Zemmour napisał książkę, w tytule której twierdzi, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa (niewtajemniczonych odsyłam do teorii wielkiej wymiany, fr. grand remplacement będącej głównym tematem kampanii Zemmoura). Właściwie to nieprawda, że zupełnie jej już nie ma tej Francji jak niegdyś. Wystarczy jakaś głęboka prowincja czy wieś i przy odrobinie szczęścia można sobie wyobrazić tę utraconą Francję na czas poranka, popołudnia, weekendu dla szczęśliwców. A w nocy to właściwie wszędzie. Są tacy, którzy zostają pustelnikami, aby oglądać tylko Francję, której już nie ma. Ja sam o niej marzę. Od lat 80tych. Szukam jej, płaczę za nią. Kocham ją. Ja, obcokrajowiec, nie sierota wewnętrzny po odchodzącej Francji, prawdziwy obcokrajowiec pochodzący z „Europy Wschodniej”. Ja, który uważam się za patriotę polskiego, kocham tę Francję, której już nie ma i rozumiem tę nostalgię za "Słodką Francją". O la la! Jeśli wypowiem imię piosenkarza, który śpiewał „Douce France” - koniec ze mną! Na zawsze przykleją mi etykietę vichisty! Milczę więc i wracam do Rzeczypospolitej, znaczy się do Republiki, chciałem powiedzieć. Cóż, szczerze mówiąc, ja w tym ogłoszeniu też bym sobie próbował poradzić bez Republiki. Czy to nie Rewolucji Francuskiej zawdzięczamy Republikę? Tej samej, która pokazała czym może smakować egalitaryzm i inne politycznie urządzone bezbożności? No więc ta Republika niczego nie musi się obawiać ze strony Erica Zemmoura, bo to z odchodzącą Francją Republika Francuska ginie.
Dlaczego ja w ogóle o tym piszę? Czy powinniśmy wyjaśniać rzeczy oczywiste? Chyba boję się, że tak. Jest wielu ludzi, którzy oglądają i nie przeskakują pilotem. Wielość mediów nie jest dobrodziejstwem, gdy każda leniwa istota może znaleźć swój kanał i stopniowo wyłączyć swój mózg na dobre. Do tego stopnia, że nie może już oglądać „wiadomości” gdzie indziej. Jakie potworności są w stanie przełknąć ludzie, gdy czują się jak u siebie! W otwartym miejscu musieliby zachować czujność choćby po to, by rozpoznać między gadającymi głowami „swoje”. No to doigraliśmy się z tym pluralizmem medialnym! Mówię „wiadomości”, ponieważ informacje już nie istnieją. Wektory wpływów zastąpiły je wieki temu. Współczesne media nie ukrywają tego. Tych, którym przyznają miejsce, nazywają „influencerami” i „influencerkami”. Wiem, zaraz powiecie, że zawsze tak było. Więc nie. Wolę myśleć, że nie. Jestem pewien, że tak nie było zawsze. Pierwsze informacje świata (choć może nie w „Le Monde”) były czyste i jasne, niezinterpretowane, pozbawione manipulacji, bez jakiegokolwiek ukrytego celu.
I tak zostałem adwokatem Zemmoura. Ja, który wiem, że granice muszą zniknąć tak samo jak powstały. Wraz z końcem życia plemiennego, z powodu wzrostu liczby ludności na świecie, granice zastąpiły naturalną odległość. Ale ziemia nie zna bezruchu, podobnie jak kontynenty. Ludzie wędrowali po lądach i zawsze będą przemieszczać się w poszukiwaniu schronienia i pożywienia, wraz ze zmianami klimatu i z powodu ruchu płyt tektonicznych. O wojnach nie wspominam. Każda granica jest więc daremna, prędzej czy później. Nie przeszkadza to ludziom szukać komfortu w domu za ogrodzeniem. Byle tylko pamiętali o jego tymczasowości. Francja nie tylko może „przyjąć wszystkie nieszczęścia świata”, ale musi się kiedyś w nich rozpuścić. Gdyby tymczasem jeszcze udało się odzyskać tę Francję, której już nie ma, nie będzie to na zawsze.
Życzę powodzenia Erykowi. Naprawdę.
PS Zdaję sobie sprawę, że ten fragment o daremności granic niektórym może wydawać się defetystycznym w kontekście Polski. Ale to tylko efekt fałszywej perspektywy czasowej. Choć każdy płot powstaje po to aby kiedyś zniknąć (nawet Mur Chiński kiedyś się całkiem rozpadnie a dziś oddziela już tylko Chiny od Chin i stanowi turystyczną przynętę), nie oznacza to, że nie powinniśmy budować ogrodzenia tam, gdzie nam jest potrzebne. A nie później niż pod naporem lodowca czyż nie opuścimy ukochanej ojczystej ziemi ? Gdy zaś lodowiec ustąpi, czy nie znajdą tu ojczyzny inni ? Oczywiście, jeśli jakiś człowiek dożyje następnego zlodowacenia.
Inne tematy w dziale Polityka