Czesi sprawili mega sensację w ME w siatkówce

pokonując mistrzów olimpijskich Francuzów 3:0 ( 25:22, 25:19, 34:32 ) w Ostrawie, dziękując swym kibicom za wspaniały doping i wsparcie.

          Oglądałem ten mecz od drugiego seta i przecierałem oczy ze zdumienia, że w czeskiej lidze tak można grać ( sam Hadrava meczu by nie wygrał ;-) choć prezentował się w tym meczu przyzwoicie ).

           Czesi trzymali porządny  odbiór i wygrywali w zdecydowany sposób swój pierwszy atak. Pojawiały się nazwiska siatkarzy czeskich, o których ja nie słyszałem, a nie jestem w tym zapewne odosobniony. Jednak paru już zagości na stałe  w mym hipokampie jak chociażby: Vasina, Polak, Bartos ( o Hadravę zna większość bo występował w naszej lidze między innymi  w AZS Olsztyn ) czy Zajicek, który dał blokiem Czechom zwycięstwo w ostatnim secie.

           Francuzi dziś grali jakby mecz odbywał się na Jowiszu, sam N'Gapeth zawodził na całej linii, jedynym który trzymał poziom był Patry, ale tylko jemu można postawić dobrą notę, reszta zawiodła. Czesi natomiast grali jak z nut i ciekawe, że rozkład ataku był równomierny, nie grano wyłącznie przez Hadravę, co pewnie wybiło Francuzów. Dziś głównym rozgrywającym był u nich Brizard, ale nie udało mu się skutecznie gubić czeskiego bloku w ważnych chwilach, kulało także przyjęcie, w sumie przegrali zasłużenie i nie podlega to dyskusji.

           Szkoda, że na IO w Tokio Francuzi nie mieli takiego kiepskiego dnia ;(  , ale to jest właśnie sport,  a tu oprócz sprawności fizycznej, wolicjonalnej bardzo ważna jest ta mentalna, nam w Tokio chyba jej zabrakło. Dziś Czesi pod tym względem byli lepsi od Francuzów ( zwłaszcza w ostatnim secie ). Jeszcze na koniec jedna ciekawostka, ten blamaż francuskiej drużyny poprowadził ich  nowy, acz znany selekcjoner brazylijski Bernardo Rezende - należy Brazylijczykowi  jedynie współczuć takiej inauguracji...