Zacznijmy od razu. Portal https://tradingeconomics.com/china/wages zawiera wiele interesujących danych, np. na temat wysokości średniej płacy w Chinach (brutto) w różnych latach. Przeliczyłem juany (renminbi) na złote po dzisiejszym kursie i mamy tabelkę.
Rok Płaca minimalna w Polsce Średnia płaca w Chinach polska / chińska
2010 15804 20640 75,60%
2012 18000 26400 68,07%
2014 20160 31870 63,26%
2016 22200 38331 57,92%
2018 25200 45810 55,00%
2020 31200 51500 60,58%
2023 48000 61300 78,30%
Wszystkie wartości płac w ujęciu rocznym. Lata 2020 i 2023 dla Chin to oczywiście projekcja trendów z ostatnich 10 lat. Dla ścisłości średnia pensja w Chinach to wartość bardzo uśredniona, różnice między regionami są ogromne. Chińskie pensje podane brutto, obciążenia pracowników są już podobne do polskich, chociaż zmienne zależnie od regionu. Patrząc na tabelę należy pamiętać, że w zgodnej opinii prawie wszystkich ekonomistów kurs juana jest wyraźnie i sztucznie zaniżony. Kurs złotego natomiast jest w zasadzie niezależny od polskich władz. Tym gorzej prezentujemy się w tym zestawieniu.
Jak łatwo zauważyć, chińska dynamika średniej płacy jest silniejsza, niż w Polsce. Na szczęście dla Polaków w roku 2016 zainicjowano szereg programów socjalnych określanych przez opozycję jako "rozdawnictwo". Gdyby nie to "rozdawnictwo", to znacznie więcej polskich rodzin żyłoby w warunkach odpowiadających chińskim realiom.
Ostatnie decyzje PiS to nie "tani populizm" czy "kiełbasa wyborcza", lecz zdecydowane działania na rzecz wymuszenia zmiany w gospodarce, zwiększenia udziału płac pracowników w PKB. W roku 2018 polski PKB liczony na mieszkańca wart był 15431 USD (56 pozycja) podczas gdy chiński zaledwie 9608 USD (69 pozycja). Czy doprawdy próba ucieczki przed Chinami to mrzonka? Czy doprawdy Polski i Polaków nie stać na większy dobrobyt, niż ten chiński. Chińska Partia Komunistyczna już kilka lat temu ogłosiła koniec konkurowania niskimi płacami. Nasz rząd ogłasza to kilka lat później i ... spotyka się z totalną krytyką totalnej opozycji!!! Miała być druga Polska, druga Japonia, a teraz nie możemy ambicją dorównywać nawet Chinom, bo straszy się nas drugą Wenezuelą?
I jeszcze parę uwag dla ekonomicznych ignorantów.
Sfera pracowników dzieli się na dwa główne podzbiory określane w ekonomii jako "traded" i "non-traded". Pierwsza grupa są to zatrudnieni w przedsiębiorstwach wystawionych na szeroką konkurencję jak produkcja samochodów czy telewizorów (ogólnie produkcja na eksport), produkcja żywności, branża IT (chociaż nie zawsze), usługi bankowe itd.itp. Tu crème de la crème są firmy innowacyjne, tzw. hi-tech. Tam są najwyższe zarobki. Przykładowo w USA istnieją miasta, gdzie średnia płaca ledwo ledwo sięga kilkunastu tysięcy USD rocznie. A w sławnej Krzemowej Dolinie stażysta może liczyć nawet na 50 - 60 tys. USD (na początek, przez kilka miesięcy, potem albo odchodzi, albo dostaje podwyżkę!). I rozwój takich firm marzy się dzisiaj premierowi Morawieckiemu, marzy się Jarosławowi Kaczyńskiemu. I marzy się także mnie, chociaż z uwagi na wiek nie mam najmniejszych szans, aby w takiej firmie się znaleźć. Drugi sektor "non-traded" to usługi o lokalnym znaczeniu, sklepy, ślusarze, dentyści, kancelarie prawnicze, biura księgowe, fryzjerzy itp.itd. Słowem działalność nastawiona na rynek lokalny, gdzie z rzadka tylko może trafić się ktoś z zewnątrz. Poziom płac w tym sektorze jest zależny od poziomu płac w lokalnych firmach z sektora "traded". Wyjaśnienie (doskonale udokumentowane!) jest proste. Firmy takie jak np. Apple też potrzebują księgowych, prawników, fryzjerów, sprzątaczek. Gdy potrzebuje wybitnego inżyniera, to go sobie sprowadzi z dowolnego miejsca na świecie oferują pensję kilka milionów USD rocznie i opłaca czynsz za mieszkanie. Gdy potrzebuje sprzątaczki, to szuka jej w najbliższym otoczeniu. Ale i Twitter i Google też potrzebują sprzątaczek, więc zaczynają oferować zwykłym sprzątaczkom więcej i więcej. W dodatku napływ wysoko opłacanych pracowników na lokalny rynek powoduje szaleńczy wzrost czynszów. Sprzątaczce trzeba więc zapłacić więcej, niż niejednemu inżynierowi w bardziej zacofanych regionach USA (są takie). A inżynier zarabiający 2 mln USD rocznie nie będzie się przecież szukał fryzjera tylko dlatego, że pierwszy z brzegu zażądał 50,- USD za zwykłe strzyżenie. Ani analizował drobiazgowo rachunku w restauracji (płatnego służbową kartą!), jeśli dania były smaczne, a obsługa bez zarzutu. I tak dzięki gwałtownemu wzrostowi płac w sektorze IT wszyscy mieszkańcy Krzemowej Doliny i jej okolic cieszą się ogromnymi pensjami. Oczywiście lokalne koszty też mogą przyprawić o zawrót głowy, ale po przeliczeniu lokalnej pensji na lokalne koszty wychodzi się i tak na plus. Część towarów masowych jest bowiem sprowadzana z innych terenów i kosztuje niewiele więcej, niż w biednych krajach. Słowem: za obiad w dobrej restauracji w centrum San Francisco inżynier IT musi zapłacić tyle, co w Polsce za żywność dla 4-osobowej rodziny miesięcznie, ale samochód Tesla model X to tylko jedna miesięczna pensja. I dlatego zdolni, wybitni młodzi z całego świata marzą o wyjeździe do Kalifornii, gdzie za pokój będą płacić 2 tys. USD miesięcznie. Raju na tej Ziemi nigdzie nie ma, ale są kraje biedne i zacofane. Dlaczego Polska ma do nich należeć???
Inne tematy w dziale Gospodarka