Moje wspomnienia ze Stanu Wojennego zamykam dwoma zdarzeniami, które najbardziej utkwiły mi w pamięci.
Pierwsze z nich, to patrole w lutym w mieście N. Nazwa jest nieistotna, mogło to być wszędzie. Razem z dwoma żołnierzami służby zasadniczej, tej przedłużonej, miałem patrolować (na zmianę z innymi trójkami, w tym podoficerów zawodowych) kilkanaście ulic. Celem patrolu była "ochrona" mieszkających w tym rejonie żołnierzy zawodowych, a właściwie to ich rodzin. Nikt tych patroli nie traktował na serio, szczególnie podoficerowie zawodowi, którzy po kilku dniach zaczęli mi przekazywać dziennik patrolu w koszarach, zamiast czekać na ulicy w rejonie patrolowania na moje przybycie.. Łaziliśmy w kółko, umilając sobie czas zaglądaniem do jedynej w okolicy restauracji. Raz by się ogrzać, dwa - skorzystać z toalety, trzy ... darujmy sobie szczegóły. Personel witał nas bardzo chętnie, bywalcy nieco mniej. Każdy siedział ze wzrokiem wlepionym w dno swego kufla, w ciszy kontemplując smak "Popularnych" (to były takie papierosy bez filtra) na kartki. Było to bodaj 10 paczek na miesiąc. W wojsku przydział wynosił 2 paczki na 3 dni.
Pewnego wieczoru, gdzieś tak około 21:30 ujrzeliśmy idącą naprzeciwko parę ludzi w wieku około sześćdziesiątki, małżeństwo. Na nasz widok wyraźnie zaczęli się trzęść, nie z zimna, chociaż nieźle szczypał mróz, ale ze strachu. Ze strachu na widok młodych ludzi w wojskowych mundurach, z bronią. Nie wiedzieli, ze wszystkie magazynki były schowane po kieszeniach moich spodni. Mąż podbiegł do mnie, jako idącego w środku i mające kolorowe obszywki na pagonach, i łamiącym się głosem zaczął się tłumaczyć, że byli u rodziny, autobus nie przyjechał, taksówki w ogóle nie jeżdża, więc wracają na piechotę, ale wiedzą, ze zaraz godzina milicyjna. Ja nigdy wcześniej w moim życiu, ani później, przez dziesiątki lat od owego momentu nie czułem się tak podle. Nie zakłopotany, nie zmieszany, ale właśnie podle. Ludzie, którzy na pewno pamiętali okropności wojny, którzy byli moimi rodakami, którzy mogli być moimi rodzicami, a może i dziadkami, bali się. Panicznie bali się w środku swojego miasta, swojego ojczystego kraju, na widok swojego rodaka! W polskim mundurze, nie niemieckiego gestapowca czy esessmana. Dzisiaj dziesiątki, setki wypasionych, z wypchanymi portfelami, ludzi lamentuje nad "łamaniem" demokracji w Polsce, wieszczy faszyzm, nazizm i co tylko jeszcze ślina im na język przyniesie. Nikomu nie życzę źle, ale sądzę, że tak twórcom Stanu Wojennego, jak i dzisiejszym krzykaczom przydałoby się kilka godzin (albo i cała Wieczność) takiego strachu, jaki widziałem w oczach tych nieszczęsnych, niewinnych ludzi. Będę to pamiętał chyba do końca mojego życia.
Zakończyłem dyskusję krótkim stwierdzeniem: "Szanowni Państwo, odprowadzimy Was do domu, pod same drzwi. I proszę bardzo niczym się nie przejmować!". I zostawiliśmy trasę patrolową i odprowadziliśmy ich do domu. Na koniec życzyliśmy im spokojnej nocy. Wróciłem z tego patrolu do koszar w poczuciu, że ten dzień nie został tak do końca zmarnowany...
Inne zdarzenie, inny czas. Marzec 1982. Już wiedzieliśmy, że najgorsze za nami. Że na Wielkanoc wrócimy do domów. I wtedy w Jednostce zamknięto Salę Gimnastyczną. Przez kilka dni coś tam zwożono, a potem otwarto swego rodzaju kiermasz dla kadry zawodowej. Były tam różne towary, od agd, przez dywany, meble po ubrania. Wszystkie towary miały dwie wspólne cechy: były wówczas niedostępne w sklepach oraz miały stare ceny. W międzyczasie bowiem Partia, w trosce o "równowagę rynkową" (jakby to ujął każdy Wybitny Ekonomista) podniosło ceny na szereg towarów o 100 i więcej procent. Przykładowo pralka automatyczna Polar Bio kosztowała tam 9500,00 złotych, a na mieście (jeśli przypadkiem komuś udało się coś takiego zobaczyć) kosztowała już 23000,00. Pamiętam doskonale te ceny, bo mój dowódca kompanii, Porucznik Ludowego Wojska Polskiego i członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, właśnie kupił taką pralkę za 9,5 tysiąca, aby po 5 minutach sprzedać ją mojemu koledze, podchorążemu za 23 tysiące. Inni kupowali i sprzedawali inne towary, z podobnym przebiciem. Jak widać, już wtedy bywali Wielcy Wizjonerzy... I tak za jednym zamachem Państwo Jaruzelskiego wypłacilo z pieniędzy obywateli premie swoim urzędnikom, a przy okazji skorumpowało ich i zeświniło.
I w ten sposób kadra Jednostki Wojskowej XXX, konkretnie N-tego Pułku Czołgów Średnich opanowała lekcję ekonomii, którą nieco później upowszechniono na całą Polskę w ramach budowania "wolnego, kapitalistycznego rynku". Kilka dni później wróciłem do domu, do Żony i moich dzieci...
Inne tematy w dziale Polityka