Przypomniał mi się stary dowcip, z czasów przed komputerami i rzutnikami cyfrowymi.
Spotyka się dwu profesorów udających się na wykłady. Jeden z książkami i plikiem wykresów pod pachą, drugi z rękami w kieszeniach.
- Jak ja Panu zadroszczę, Panie kolego - zaczyna ten obładowany. - Pan to ma to wszystko w głowie!
- Ależ myli się Pan, szanowny Panie kolego. Ja tego nie mam w głowie, ja to mam w całkiem innej części ciała!
To tak w związku z ostatnimi stwierdzeniami, iż nie trzeba robić notatek, bo ma się wszystko w głowie. Albo gdzie indziej. A swoją drogą, gdy pracowałem w porządnych firmach, to nawet nie próbowałem przedstawiać do rozliczenia delegacji, dopóki nie przedstawiłem notatek z odbytych na niej spotkań. Wiele szanujących się firm ma wręcz szablony notatek, kiedyś drukowane formularze z obowiązkowymi polami, dzisiaj pliki cyfrowe z programowanymi odsyłaczami do odpowiednich komórek w firmowej bazie danych. Każda wpisana informacja jest automatycznie sortowana i umieszczana w zbiorach.
I kiedy odwiedzony klient dzwoni do takiej poważnej firmy z numeru telefonu podanego w notatce służbowej, to odbierający telefon konsultant natychmiast widzi jego dane na ekranie sprzężonym w telefonem i bazą danych. Ma pod ręką całą historię (o ile oczywiście jego ranga na to pozwala), wzajemne relacje, osoby powiązane, złożone i/lub otrzymane zobowiązanaia itp. itd. To znakomicie oszczędza czas i pozwala uniknąć wielokrotnego powtarzania jałowych rozmów nie prowadzących do niczego.
Bo żyjemy w Anno Domini 2015, w epocie informacji. Dzisiaj podstawowym bogactwem, surowcem naturalnym jest informacja. I nie ma błahych informacji, tylko są ludzie niedbali. No, chyba że ktoś wyjazdy na czyjś koszt traktuje jak prywatne wycieczki.
Inne tematy w dziale Polityka