Na 16 listopada jest planowana kolejna próba startu rakiety zwanej SLS (Space Launch System) z kapsułą Orion na szczycie w misji Artemis 1. Okno startowe (czyli korzystna energetycznie konfiguracja Ziemi i Księżyca) w Polsce wypada wczesnym rankiem, ale mieszkańcy zachodniej części USA będą mogli oglądać transmisję wieczorem (na Florydzie około północy).
Jest to kolejne podejście, ale na szczęście okna startowe w misjach okołoksiężycowych są dosyć częste. Odraczanie startu, wbrew krzykliwym tytułom medialnym typu "katastrofa programu Artemis!!!", nie czyni praktycznie żadnej różnicy i nie ma większego znaczenia dla realizacji całego programu. To nie lot na Marsa, gdzie korzystne konfiguracje planet zdarzają się raz na około 2 lata i przepuszczenie okna startowego można nazwać co najmniej poważną porażką.
Wracając do misji Artemis 1 to jej opóźnienia wynikają z całego szeregu przyczyn. Od strony technicznej poważnym wyzwaniem jest zastosowanie wodoru jako paliwa. Podstawową zaletą wodoru jest duża energia spalania względem jego masy. Zarazem jednak cząsteczki wodoru są najmniejszymi ze wszystkich substancji, więc uszczelnienie zbiorników, rur przesyłowych i zaworów stanowi nie lada wyzwanie dla techniki. Ponadto wodór musi być magazynowany w zbiornikach rakiety w stanie ciekłym w temperaturze rzędu 20 K! Tak więc zawory na liniach zasilania muszą poprawnie pracować w przedziale temperatur rzędu 300 stopni! Jak to słusznie zauważył amerykański dziennikarz "kosmiczny" Tim Fernholz w przypadku promów kosmicznych używających wodoru i tych samych silników RS-25 co pierwszy stopień SLS prawie zawsze dochodziło do opóźnień w startach powodowanych wyciekiem wodoru. Stąd też wiele zespołów na świecie niezależnie pracuje nad stworzeniem i wysłaniem na orbitę rakiety z silnikami na metan. Przytoczę najbardziej znane jak SpaceX i silnik Raptor, Blue Origin z silnikiem BE-4 (rakiety New Glenn oraz Vulcan Centaur firmy ULA0, Relatitity Space i rakieta Terran z silnikiem Aeon - debiut planowany na ostatni dzień listopada.
Część problemów generuje też sama lokalizacja kosmodromu na przylądku Canaveral na Florydzie, gdzie warunki klimatyczne (duża wilgotność, wysokie temperatury, częste występowanie silnych wiatrów aż do huraganów) są niezbyt korzystne dla wszelkich skomplikowanych urządzeń technicznych. Ale leży na wschodnim wybrzeżu możliwie blisko równika i umożliwia starty na wschód (ruch obrotowy Ziemi pomaga osiągnąć odpowiednią prędkość), a strefa potencjalnego upadku w razie katastrofy nie jest zamieszkała.
Sam pojazd stanowi niezwykłe i skomplikowane dzieło tysięcy wybitnych inżynierów. A skądinąd wiadomo, że im więcej elementów posiada dana konstrukcja, tym więcej potencjalnych miejsc, w których coś pójdzie nie tak. W tego rodzaju przedsięwzięciach potrzebne są pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. A tych niestety zawsze na coś brakuje. Część malkontentów podkreśla, że w grudniu minie 50 lat od ostatniego lądowania na Księżycu w ramach programu Apollo. Ale ten program w sumie kosztował na dzisiejsze pieniądze prawie 300 mld USD i w porywach NASA dostawała 4,5% amerykańskiego budżetu, głównie na realizację programu Apollo. Ostatnimi laty musiała zadowalać się funduszami rzędu 0,3% na wszystkie wydatki. Inna sprawa, że wiele niezależnych ośrodków ustaliło, że każdy dolar wydany na program Apollo przyniósł gospodarce amerykańskiej kilka do kilkunastu dolarów dochodów. Ale na razie NASA musi sobie radzić w ramach skromniejszego budżetu. Tak więc, jeśli nawet ta rakieta nie wystartuje pojutrze rankiem, to program się nie zawali. Kolejna misja - Artemis 2 - jest przewidywana na 2024, więc czas akurat nie pogania. A podstawowym celem misji Artemis 1 jest dokładne sprawdzenie poprawności przyjętej koncepcji. Przesuwanie startu i kolejne rewizje projektu jest więc sensu lato niczym innym jak realizacją planu. Nie ma też większego sensu popędzanie programu, skoro obecnie brakuje nawet lądownika księżycowego. Projekt Blue Moon autorstwa Blue Origin nie został zaakceptowany (głównie z powodu braku pieniędzy), a jedyny (teoretycznie) realizowany czyli księżycowa wersja Starshipa też prędko nie zostanie zbudowany i przetestowany. Na razie ciągle czekamy na pierwszy start pierwszej wersji Starshipa. I w tym roku raczej się nie odbędzie. A niedawno słyszałem poważne zastrzeżenia co do samej idei lądowania Starshipa na Księżycu. Tak duża rakieta o takiej masie musi przy lądowaniu (nawet w warunkach niskiej księżycowej grawitacji) użyć sporej mocy silników rakietowych, co może spowodować podniesienie dużych ilości regolitu, aż do utworzenia leja na powierzchni Księżyca! Nie trzeba dużej wyobraźni, aby przewidzieć skutki lądowania w księżycowej dziurze i chmurze pyłu. Być może NASA będzie jednak musiała powrócić do koncepcji mniejszych lądowników podobnych do tych z programu Apollo.
Inne tematy w dziale Technologie