Zanim odpowiem na to pytanie, dowcip o policjantach (w oryginale to nie był dowcip o polskich policjantach).
Sierżant wchodzi na posterunek i widzi, jak dwu jego podwładnych skacze sobie do oczu, wymyślając wzajemnie od durniów i idiotów.
- Co jest?!
- A bo ten kretyn twierdzi, że woda wrze w 90 stopniach Celsjusza, a przecież woda wrze w 100!
- W jakich 100? Przecież wszyscy wiedzą, że w 90!
- I po co ta awantura - przerywa sierżant. - Rok temu przysłano nam specjalny komputer z bazami danych, encyklopedią i co tam jeszcze, a w dodatku podpięty pod ogromne zewnętrzne bazy danych, po to, abyśmy w każdej chwili mieli dostęp do potrzebnych informacji. I zamiast się kłócić, należy sprawdzić w komputerze i koniec sprawy.
Siadamy, wstukujemy w klawiaturę "temperatura wrzenia wody" i "enter" i już mamy odpowiedź...
Woda w normalnych warunkach wrze w temperaturze stu stopni ...
- No to co wrze w temperaturze dziewięćdziesięciu stopni ... - smutno pyta przegrany.
- Zaraz wpiszę "90 stopni" i "enter" ... i jest odpowiedź: "kąt prosty"! Czyli w 90 stopniach wrze kąt prosty!
Ten dowcip ma jednak bardzo ważne przesłanie: aby znaleźć poszukiwaną informację, trzeba najpierw dokładnie wiedzieć, czego się szuka. Jak piszą różni mądrzy ludzie to nie jest tak, że MY znajdujemy jakąś informację w Internecie. Ta informacja jest nam PODSYŁANA! Ona czeka na serwerach, aby zostać nam przesłana, gdy tylko zainteresujemy się podobnym tematem. Coraz więcej ludzi szukając ważnych dla siebie informacji, np. gdzie kupić uszczelkę do nietypowego złącza, ale nie zna nazwy producenta, musi przebić się przez wiele stron, bo dostał pół miliona wyników, w nieskończoność wyrażać (albo i nie) zgodę na "ciasteczka", kasować reklamy, cofać się, bo wyszukiwarka skierowała go na płatny serwis (albo przynajmniej wymagający zarejestrowania się) itd. itp. Internet coraz bardziej przypomina Demona Drugiego Rodzaju stworzonego przez genialnego Stanisława Lema.
Ale koniec końców, jeżeli dana uszczelka jest gdzieś przez kogoś oferowana, to na podstawie zdjęcia i/lub wymiarów, możemy się domyśleć, że jest to akurat ta, której szukamy. Ale jeśli nie jesteśmy specjalistą materiałoznawcą to ktoś może nam wcisnąć towar, który nie będzie spełniał naszych oczekiwań. Podobnie pewna moja znajoma podesłała mi tekst o "ukrywanej prawdzie" o sposobach leczenia zarażonych Covid19. Przeczytałem. Tekst proponował leczenie poprzez odkwaszanie organizmu (czego ten wirus nie lubi) i podawał tabelę różnych produktów spożywczych wg pH. W pewnym miejscu jak byk stało "awokado pH 15,6", a obok "mniszek lekarski pH 22,7"! Od razu wykasowałem tekst - chociaż wzywał do jego upowszechniania. Pytanie: ilu potencjalnych czytelników wykuło kiedyś na blachę definicję pH, aby wiedzieć, że podana wartość jest absurdalna? Raczej niewielu, reszta będzie łykać podawane tam treści jako 'prawdy objawione'. A co dopiero z tematami bardziej ogólnymi? Filozofia, sztuka, literatura, muzyka. Czy kwestiami tak fundamentalnymi jak wiara i światopogląd. Jeśli za młodu nie "wkujemy" zespołu bazowych wiadomości, w każdej chwili możemy znaleźć się na manowcach. Jak to onegdaj usłyszałem w wystąpieniu arcybiskupa Stanisława Gądeckiego, który zwrócił uwagę na bardzo istotne zagrożenie dla młodego pokolenia: są dosłownie zanurzeni w Internecie, zalewani przez tysiące informacji, które są im w najlepszym wypadku całkowicie zbędne, a często gęsto nieprawdziwe i/lub szkodliwe. I ten stan powoduje totalny brak zrozumienia między młodymi ludźmi, a ich rodzicami czy nauczycielami. Jest to dokładnie sytuacja opisana w powieści "Rok 1984". Brak wspólnych definicji pojęć (te definicje przez starsze pokolenia zostały "wykute na blachę", a pokolenie młode ich nie zna) utrudnia lub wręcz uniemożliwia porozumienie. Jeśli młodzież nie uczy się religii katolickiej, to nie rozumie sensu takich pojęć, jak jabłko Ewy, uczta Baltazara czy syn marnotrawny. I wątpliwe, czy zechce tego szukać w google'ach. Raczej wzruszy ramionami i dalej będzie się emocjonować hashtagami dnia ...
Jakiś czas temu w pociągu słuchałem rozmowy licealistów. Zastanawiali się, po co nauczyciel każe im wkuwać nazwy stolic państw europejskich. Przecież można je znaleźć w internecie. A jak się znajdą w kinie na seansie filmu szpiegowskiego i będą słyszeć taki dialog:
- Jestem już w Lubljanie, a ty gdzie jesteś?
- W Helsinkach, Andrzej ponoć już czeka na kontakt w Kłajpedzie...
To co? Będą szukać na smartfonach gdzie leżą te miasta, aby zrozumieć, którzy z bohaterów filmu mogą się nazajutrz spotkać podróżując samochodem, a którzy będą musieli podróżować samolotem?
Po co przytaczam te oczywiste (mam nadzieję!) prawdy? Bo otóż jeden z poważniejszych kandydatów na urząd prezydencki powiedział (cytuję za Salonem24):
Trzy filary programu Hołowni to: Po pierwsze - edukacja na miarę XXI, a nie XIX wieku. Szkoła, która zauważa, że żyjemy w dobie internetu. Która uczy rozumieć dane, a nie zmusza do zakuwania tego, co każdy znajdzie w internecie w pięć minut".
Czyżby szanowny Kandydat nie rozumiał, iż ludzie żyją na tym świecie tylko i wyłącznie dlatego, że posługiwali się pamięcią? Że rodzice przekazywali dzieciom, zwłaszcza wtedy, kiedy nie znali jeszcze pisma (zwanego skądinąd trafnie zbiorczą pamięcią danego narodu) jak postępować, aby przeżyć i wydać na świat kolejne pokolenie? Nawet najsilniejszy czy najszybszy człowiek nigdy nie dorówna najsilniejszym czy najszybszym zwierzętom. Nie mówiąc o tych drobnych żywych organizmach, przed którymi nauczyliśmy się bronić dzięki pamiętaniu pewnych wzorców zachowań. Internet to taka dzisiejsza szybsza wersja ogromnej biblioteki, ale nawet korzystania z biblioteki też się kiedyś trzeba nauczyć, i to najlepiej na pamięć. I zawsze najłatwiej znaleźć w internecie te rzeczy, których człowiek kiedyś się uczył, ale zapomniał. Np. jaki zakres fal nazywamy UV. Słowem potrzebuje kontekstu dla danego słowa. W przeciwnym razie w jego głowie tworzy się coś, w rodzaju tłumaczenia tekstu przez tłumacza Google. Niby po polsku, ale zrozumieć się nie da. I w dodatku nie znając tekstu w oryginale (albo przynajmniej budowy i zasad składni języka oryginału - znowu na pamięć) nawet nie da się połapać, co konkretnie jest źle przetłumaczone.
Jeśli młody Polak nie "wykuje na blachę" przynajmniej po kilka wierszy najważniejszych poetów dla kolejnych okresów w dziejach naszego kraju, jeśli nie będzie odpytywany z treści kluczowych powieści czy sztuk, będzie po prostu ślepy i głuchy na polską kulturę. Nie będzie rozumiał najprostszych nawiązań do wcześniejszych epok! Tak samo musi poznać i zapamiętać kluczowe dzieła światowe, aby słysząc np. zwrot "reszta jest milczeniem" nie wiązał tego z niewydawaniem reszty w kasie supermarketu!
Na obronę p. Hołowni można przytoczyć fakt, iż w dzisiejszym świecie niestety często mówi się o konieczności utrzymania dobrej formy fizycznej, konieczności ruchu, gimnastyki na siłowniach itp. I odnosząc się do siłowni proszę wyobrazić sobie kandydata mówiącego: Jestem za zlikwidowaniem siłowni. Żyjemy w świecie robotów, które mogą za nas podnosić i opuszczać sztangę czy podciągać ciężarki. Po co się pocić, męczyć, aż do bólu mięśni, skoro wystarczy nauczyć się naciskać odpowiednie klawisze na pilocie. Czyż taki kandydat nie zostałby wręcz wyszydzony?
Pamięć jest równie ważna, jak kondycja fizyczna. "Poprawianie" kondycji fizycznej różnego rodzaju preparatami, jest tylko pozornie prostym i wygodnym sposobem na zdobycie upragnionego wyglądu, w rzeczywistości prowadzi do poważnych zaburzeń (np. bezpłodności), a niekiedy wręcz zgonu. Tak samo "uzupełnianie" pamięci przy pomocy zawsze i wszędzie noszonego w kieszeni smartfona prowadzi wprost do niedorozwoju umysłowego. Uniwersytety III wieku powstały jako skuteczna recepta na pohamowanie rozwoju demencji starczej. Udowodniono, iż np. nauka języka obcego w starszym wieku może nawet cofnąć zmiany! A młodym ludziom proponuje się całkowitą eliminację gimnastyki swego umysłu! Może by tak p. Hołownia zaproponował, aby w TVN w programie "Milionerzy" uczestnicy mogli korzystać z internetu? Ciekawe, kto by to chciał oglądać? A swoją drogą, miliony ludzi z napięciem obserwują, kto najszybciej z całego świata przebiegnie 100 metrów przez płotki, a nikt jakoś nie wpadł na pomysł, aby zorganizować podobne zawody np. kto w czasie 1 minuty bezbłędnie poda najwięcej wzorów odnoszących się do funkcji trygonometrycznych? Pewną namiastką tego typu zawodów są mistrzostwa w brydżu sportowym - wygrywa para cechująca się dobrą pamięcią i spostrzegawczością. Niestety, tego typu zawody rzadko trafiają na ekrany telewizorów. Powód jest prosty: nawet 3 piwa nie wykluczają świadomego oglądania meczu piłki nożnej (czyli zrozumienia kto strzelił gola, nasi czy oni), ale już po jednym piwie (przynajmniej ja tak mam) trudno w lot zrozumieć, dlaczego wistowano tą, a nie inną kartą.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo