Wspomniany komentarz, przytoczę go niżej, jest bardzo dobrą okazją do powtórzenia omawianych wielokrotnie mechanizmów demokracji liberalnej. Warto też przypomnieć, że ofiarami każdej rewolucji ostatecznie są ci, o których dobro walczą ideolodzy. No i chyba najbanalniejsze - akcja rodzi reakcję.
Od dłuższego czasu liberalna część sceny politycznej stara się na reszcie społeczeństwa egzekwować "agendę" typową dla swoich sojuszników z Europy zachodniej powielając mechanizmy presji. Otrzymasz kasę, jeżeli przyzwyczaisz się, że dotychczasowa Twoja przestrzeń zostaje skolonizowana przez ideolo.
[pełna szacunku dłoń wyciągnięta do reszty społeczeństwa]
Liberałowie "nie zauważają" np., że odmowa druku agitek LGBT nie ma nic wspólnego z dyskryminacją ze względu na orientację seksualną - jest po prostu odmową świadczenia usług na rzecz chorej propagandy. Bez znaczenia, jakiej orientacji jest zleceniodawca. "W odpowiedzi" czytamy i słyszymy, że to identyczna sytuacja, jakby ktoś żył z filozofią "katolików/konserwatystów/pisowców - nie obsługujemy". Po pierwsze oczywiście nie jest to to samo, bo chodzi o merytoryczną treść zlecanych materiałów, po drugie zaś... Akurat tak się składa, że liberalni demokraci stosują wszelkie możliwe sposoby uniemożliwiając np. wynajmowanie sal na wykłady prowadzone przez konserwatystów. Oczywiście w ramach pluralizmu debaty publicznej i szeroko pojętej wolności słowa. Uniwersytety są apolityczne, ale na eventy LGBT... zawsze otwarte.
Odkąd, zgodnie z nakreślonym wyżej mechanizmem, decyzją G. Schetyny pusta PO dała się ideologicznie skolonizować zupełnie marginalnemu liczebnie, ale bardzo wpływowemu środowisku, presja na pozostałą część społeczeństwa na rozmaitych szczeblach instytucjonalnego życia społecznego w coraz szybszym tempie rośnie. Znanych wypowiedzi w rodzaju tej z warszawskiej Parady Równości - "Czekam, aż wszystkie stare k***y głosujące na PiS wymrą" (jedno ze źródeł) jest coraz więcej. Taką właśnie wersję "inteligenckości" od dawna forsuje np. "G.W", m.in. w publikacji, hmm, przemyśleń M. Gretkowskiej. W tym kontekście możemy wrócić do komentarza R. Biedronia.
Wobec sytuacji zaprezentowanej wyżej trudno się nie zgodzić. Trudno też mieć wątpliwości, że rzecz jest raczej nieuchronna. Gdy R. Trzaskowski wyjechał z "kartą LGBT", mówiłem swoim liberalnym znajomym, że najbardziej w tym wszystkim mi szkoda zwykłych homoseksualistów. "Dla własnego dobra" zostali objęci segregacją ze względu na intymną sferę swojego życia. W imię ideolo mają budować swoją tożsamość nie na tym, kim są, czy jakie wartości reprezentują. Do tego dzieci o plastycznej jeszcze osobowości maja być indoktrynowane w tej d...., przepraszam - w tym duchu oczywiście. Ktoś za szkody wynikające z próby narzucenia większości społeczeństwa dehumanizacji i reductio ad pupum zdecydowanie powinien odpowiedzieć.
W tym miejscu pojawia się kwestia agresji i przemocy, które miały miejsce w Białymstoku. Rozumiem, że osoby wyznające heterosceptyczne ideolo mogą mieć problem ze zrozumieniem powiedzenia "trudno być trochę w dobrze rokującej ciąży, a trochę nieżywym". Skąd zdziwienie, że narastająca agresja, rugowanie ze sfery publicznej i forsowanie wykluczania... większości... spotkają się z reakcją? Tym ostrzejszą, im umowna sprężyna mocniej będzie dociskana.
Wyraźnie nikt nie wyciągnął wniosków z próby fizycznej blokady Marszu Niepodległości, gdy skupiał kilkaset osób. Po przepędzeniu szczutych na demonstrantów antyfaszystów tłukących ludzi za posiadanie biało-czerwonej flagi, czy rzucających na Marszałkowskiej w ludzi udających się często rodzinami na Marsz słoikami z uryną*... Efektem inicjatywy jednego z dziennikarzy "G.W." była kreacja jednego z największych wydarzeń roku dla konserwatywnej części społeczeństwa skupiającego po ponad 100 tys. uczestników. "Wiatr", "burza" i takie tam...
Można było z Pl. Zbawiciela zrobić "Zbawix" rozkoszując się sojowym latte w tęczowej atmosferze. Ulica zawsze jednak odpowie. Często nie jest to wysokich lotów, ale zwyczajnie szczere. Znalezione w sieci: Biało-czerwonych kwiatów niosąc naręcze, chłopcy z Warszawy spalili tęczę.
Co sądzę o przemocy jako takiej? Life is brutal and full of zasadzkas. Czyli jednak mądrość ulicy. Żadne strzeliste akty pacyfizmu tego nie zmienią. "Walka o Pokój" ma wszak długą tradycję.
* Byłem, widziałem.
Inne tematy w dziale Polityka