W sieci przewija się coraz więcej komentarzy dot. niezdementowanej informacji, że dr M. Migalski otrzymał - i przyjął - propozycję startu z listy PiS w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Dość powszechny jest odbiór tego faktu, jako podważenia wiarygodności politologa komentującego bieżące wydarzenia polityczne.
Mnie w tym wszystkim zastanawia, że nie przypominam sobie podobnych wątpliwości, gdy A. Łaszyn, "ekspert od wizerunku medialnego", jednocześnie prowadził szkolenia dla ludzi z PO oraz występował jako "niezależny komentator" "analizując" w mediach wydarzenia polityczne oraz politykę wizerunkową Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości. O pierwszym z tych faktów nie zdecydował się poinformować tzw. "opinii publicznej" - więcej na ten temat. Praktyka w oryginalnej III RP nie nowa - wszak "ekspertami" ekonomicznymi są u nas L. Balcerowicz (były szef UW), czy H. Bochniarz - kandydatka tego samego środowiska na urząd prezydenta Rzeczpospolitej.
Podobnie, choć na zupełnie innej płaszczyźnie, wygląda zaproszenie na listy Platformy Obywatelskiej L. Kieresa, który bardzo wiele zrobił, by kierowany wtedy przez niego IPN wydał status pokrzywdzonego mocno popierającemu tą partię L. Wałęsie (dwa zupełnie różne podejścia do tej kwesti: "G.W.": Kieres: powtarzam, dam Wałęsie status pokrzywdzonego; K. Wyszkowski: Czy Kieres zgwałci IPN w sprawie Wałęsy?) wbrew procedurom Instytutu. Bo akurat zbliżała się kolejna rocznica powstania "Solidarności".
M. Migalski tymczasem ani nie wziął od PiS grosza, ani nie świadczył tej partii zakulisowych usług, ani nie naginał w partyjnych celach procedur związanych z funkcjami, które sprawował. Zrobił tylko jedno - sprzeciwił się, by dawny TW prof. J. Iwanek (dyrektor Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa na Uniwersytecie Śląskim) jako... naukowiec krytykował lustrację z przyczyn dokładnie takich, jak L. Maleszka - "merytorycznych", nie informując opinii publicznej o własnej współpracy. Czyli wyłącznie z troski o swoją pozycję społeczną, prawdopodobniee uzyskaną w jakimś stopniu właśnie dzięki "pełnemu zrozumieniu" dla informacyjnych potrzeb funkcjonariuszy SB. Dalej "już poszło" (wywiad M. Migalskiego dla "Dziennika").
Spełniają się żądania tzw. "profesury" artykułowane przed wyborami pod adresem PO - Cień sierpa nad wykształciuchem - mamy obecnie klimat taki, w którym na uczelni nie może wystąpić ks. Isakowicz-Zaleski, ale może W. Jaruzelski. Pierwsze z tych wystąpień byłoby wszak "polityczne", a drugie - wręcz przeciwnie. Byli TW mogą być "szarymi eminencjami" w rządzie, "mędrcami Europy", czy szefami uniwersyteckich instytutów. "Oryginalna III RP" w pełnej krasie.
W takich warunkach oficjalnie pada informacja, że M. Migalski będzie startował z listy PiS do europarlamentu - podobnie jak wcześniej np. prof. W. Roszkowski, z tej samej śląskiej listy zresztą. Zaiste skandal - i "polityczna kołupcja" oczywiście.
Inne tematy w dziale Polityka