W wywiadzie z M. Bonim opublikowanym dzisiaj na portalu rp.pl pojawiła się następująca wymiana zdań:
"Rz" - Godzina „zero” dla sprawniejszych inwestycji publicznych i systemu poręczeń wybije, jak zapewnia rząd, w kwietniu. A kwestie związane z bezpieczeństwem zawodowym i społecznym?
M.B. - To mniej więcej ten sam czas. Tylko, że my chcemy rozwiązań nie tylko dotyczących zatrudnienia, czy bezpieczeństwa dochodowego. Dla nas równie ważne są inne kwestie, choćby na przykład możliwość wyjazdu dzieci na wakacje.
Chce pan reaktywować Fundusz Wczasów Pracowniczych?
Nie, ale myślimy o tym, jak w ramach Funduszu Rezerwy Solidarności Społecznej pomóc bezrobotnym rodzicom w tym, by ich dzieci mogły gdzieś wyjechać na wakacje. Proszę zrozumieć: nie chcemy zmieniać całego modelu polityki społecznej, tylko reagować tam, gdzie to niezbędne. Przygotowujemy geograficzną mapę zagrożeń, gdzie badamy wpływy podatków, trwałość bezrobocia nawet w czasie wzrostu gospodarczego, słabość instrumentów aktywnej polityki rynku pracy, słabości lub siłę organizacji pozarządowych, czy samorządów lokalnych. Ta mapa jest nam potrzebna po to, byśmy traktowali kryzys nie tylko jako wyzwanie dla całej gospodarki, ale też pomagali przezwyciężyć go człowiekowi, rodzinom, społecznościom lokalnym. Trzeba stworzyć warunki dla odpowiadania na zagrożenia kryzysowe na poziomie lokalnym.
Ale czy teraz nie powinniście przeprowadzić gruntownej reformy finansów publicznych, przeorganizowania wydatków sztywnych, zmniejszenia nieracjonalnych transferów socjalnych. Czy to nie przyniosłoby lepszych efektów niż diagnoza zagrożeń lokalnych?
Państwo nie doceniacie napięć lokalnych. Stalowa Wola staje się pewnego rodzaju poligonem. Nagle okazuje się, że istnieje tam np. poważny problem z odlesieniem części terenów. My nie chcemy wszystkiego załatwiać centralnie, ale to po, by wiedzieć jak pomagać z pozycji rządu, musimy mieć taką mapę.
Pan jest bardziej politykiem społecznym, niż ekonomistą. Patrzy Pan na kryzys z perspektywy społecznej?
Patrzę na kryzys jak na wyzwanie ekonomiczne i społeczne. Ważne jest nie tylko jak sobie poradzimy z kryzysem, ale jacy z niego wyjdziemy. I to jest po części odpowiedź na państwa pytanie. Przekonanie, że kryzys jest dobrym momentem na reformy transferów społecznych jest poglądem sprzed kilkunastu lat, chodzi o taką wersję reform, gdzie mówi się tylko o cięciach. Natomiast warto zobaczyć – właśnie teraz – czy państwo dobrze, efektywnie adresuje swoje zadania. Kryzys jest dobrym testem, żeby bezużyteczne narzędzia polityki publicznej w różnych dziedzinach, w tym i w obszarze społecznym – zmienić, nadać im inny charakter. (...)
źródło i całość
Nie wiem, jak to odbiorą inni - mi rzucają się w oczy dwie kwestie - funkcjonalna i wizerunkowa. Pierwszą z nich stanowi, co wprost wynika z wypowiedzi rządowej "szarej eminencji" absolutny brak prac nad reformą finansów publicznych - choćby jako zakładanym wcześniej "odradykalizowaniem" projektów Z. Gilowskiej z 2007, złożonych do Sejmu przez poprzedni rząd. Dzieje się tak, mimo końcowej delaracji związanej wprost z proponowanym przez autorkę pakietu tzw. budżetem zadaniowym. Tyle, że tamte projekty ustaw zakładały jego wdrożenie, a aktualny rząd - dla odmiany - zamierza całej sprawie się przyglądać. Tyż dobrze.
Nie mniej ciekawy jest aspekt wizerunkowy. Otóż pierwszy raz przedstawiciel środowisk "liberalnych" stwierdza, że balcerowiczowska wersja reform, gdzie mówi się tylko o cięciach nie była najlepszym pomysłem. Dowiadujemy się, że zamiast zmiany systemu finansów publicznych należy myśleć np. o finansowaniu przez państwo wakacji dla dzieci z ubogich rodzin. Sprawa bez wątpienia istotna, chociaż mam wrażenie, że jest to gospodarcza filozofia, której wyznawanie ziejący miłością komentatorzy zarzucali "solidarystycznemu" PiS , określając ją "lewicowością pobożną".
Tymczasem, dzisiaj - widać to już zupełnie wyraźnie - w zakresie konstrukcji finansów publicznych oraz systemu fiskalnego centrowe gospodarczo Prawo i Sprawiedliwość proponowało (i proponuje) rozwiązania znacznie bardziej liberalne, niż... obserwacje planowane przez Platformę, ze względów wizerunkowych zdającą się skupiać na solidarystycznej redystrybucji. Przynajmniej w prasowych wywiadach - wszak realnie w sprawie kryzysu rząd nie zrobił literalnie nic. Choć mógł np. wejść w 2009 z budżetem zbudowanym w oparciu o projekty Z. Gilowskiej opracowywane przez prof. Gomułkę. Solidaryzm PiS dotyczył wyłącznie redystrybucji środków budżetowych.
Zresztą cały czas obserwowujemy serię działań i zaniechań uczestników sceny politycznej w tej sprawie. Wczoraj mogliśmy np. przeczytać:
Banki nie będą zajmować kont i majątków przedsiębiorców do czasu rozstrzygnięcia spraw przed sądem dotyczących opcji walutowych - to główne założenie projektu ustawy o opcjach, do którego dotarła TVN24. Dokument przygotował razem ze Stowarzyszeniem Przedsiębiorców klub parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości.
źródło i całość projekt ustawy
A co na to strona rządowa?
Adam Szejnfeld, wiceminister gospodarki przypomina, że rząd pracuje nad uruchomieniem bezpłatnej pomocny prawnej dla przedsiębiorców, którzy chcą rozwiązać problem opcji walutowych negocjując z bankami, ale nie potrafią znaleźć porozumienia. Z doradztwa korzystać będa mogły również banki. W związku z opcjami powstanie też projekt ustawy o postępowaniu grupowym.
źródło i całość
Jako współwłaściciel niewielkiej firmy muszę szczerze napisać, że jestem pod wrażeniem. Legislacyjnej sprawności i ogólnej pracowitości rządu oczywiście. Chociaż same pomysły na rozwiązywanie problemów - wyglądają również niczego sobie. Budzą podobne wrażenie, jak serwowana przez jednego z ubezpieczycieli samochodowych "pomoc prawna" dorzucona do pakietu OC - akurat w tamtym przypadku za 150 zł.
Inne tematy w dziale Polityka