W sumie nie miałem specjalnej ochoty, by zabierać głos w sprawie - domniemanego jeszcze - losu polskiego geologa uprowadzonego we wrześniu przez terrorystów z Tehrik-e-Taliban. Dzisiejszy wysyp rozmaitych komentarzy, sprowadzających się - być może z wyjątkiem głosu
Galby oraz
J.K. Mikke - do ataku na przeciwników politycznych. Dotyczy to zarówno przeciwników rządu D. Tuska, jak i... przeciwników PiS - zwolennicy PO jakoś "rozpłynęli się w eterze", ginąc pośród tych ostatnich. Od dość dawna zresztą.
Po kolei. Uważam, że sprawą powinna jak najszybciej zająć się sejmowa komisja ds. służb specjalnych. Na dzisiaj praktycznie nic nie wiemy o działaniach podejmowanych przez rząd, by P. Stańczaka wydobyć z rąk porywaczy. Tzn. - mogliśmy obejrzeć dzisiejszą konferencję prasową, z której np. się dowiedzieliśmy, że - mimo iż MSZ zlikwidowało na tamtych terenach "zbędny" konsulat - do sprawy porwania przydzieliło więcej urzędników konsularnych, niż np. w przypadkach utraty paszportu przez obywatela Rzeczypospolitej (zwyczajowo sztuk: 1). W przypadku, o którym piszę chodziło raczej o potencjalną - wciąż mam nadzieję - utratę przez rzeczonego obywatela głowy, a nie paszportu - ale być może z perspektywy MSZ jest to różnica kosmetyczna. Na dobrą sprawę jedyną ciekawą informacją z tej konferencji było podanie przez wiceministra spraw zagranicznych, byłego ambasadora RP w Afganistanie, J. Najdera do publicznej wiadomości, że Tehrik-e-Taliban współpracuje z
Dżalaluddinem Hakkanim, słynnym komendantem mudżahedinów, który wcześniej korzystając ze wsparcia USA walnie przyczynił się do wyrzucenia Rosjan z Afganistanu, by w 2001 uratować O. Bin Ladena przed... amerykańską ofensywą oraz akcjami Sojuszu Północnego. Informacje te korespondują z wcześniejszymi doniesieniami, że lider Tehrik-e-Taliban,
Bejatullah Mehsud, chwalił się, iż "wojenne ostrogi" zdobywał właśnie pod komendą Hakkaniego. Tak to, dość zmiennie, toczą się losy zarówno stron zaangażowanych w globalną konkurencję między mocarstwami, jak i poszczególnych osób, będących - by przytoczyć tytuł wspomnień J. Kurdwanowskiego z Powstania Warszawskiego - "mrówkami na szachownicy". Chociaż, w odróżnieniu od cywilnych uczestników wydarzeń z okresu jakiejkolwiek wojny światowej, udają się w miejsca tzw. "misji stabilizacyjnych" dobrowolnie - głównie z przyczyn ekonomicznych.
Pozostaje jednak pytanie, jakie działania podjęły władze państwa polskiego, by "zawalczyć" o jego obywatela.
Wszak w kilka dni po porwaniu, po wystąpieniu prezydenta, MSZ informowało, że "trzyma rękę na pulsie". Co głowa państwa brała za dobrą monetę. W ocenie tego, jak te działania wyglądać powinny,
zgadzam się z gen. R. Polko. Rejestrując publicznie jawną część ww. działań rzeczywiście trudno mieć inne skojarzenia, niż "reakcja" rządu na postępujący kryzys gospodarczy. Głównie konferencje prasowe. Niestety.
Uważam jednak, że nie należy mieszać do bieżącej polityki ofiar w ludziach. Jest to standard wykuty przez stawiających ołtarzyki B. Blidzie, którzy jednocześnie ignorują
niedawne samobójstwo oficer ABW zaszczutej przez aktualnych zwierzchników w ramach akcji szukania haków na poprzednie kierownictwo oraz liczne ofiary, za które odpowiedzialność ponosi aparat SB z oberubekiem, "człowiekiem honoru" na czele. Nie przeszkadza im to obrzucać błotem każdego, kto nie przyjmuje za dobrą monetę faktu, że rząd aktywne działania dyplomatyczne podjął w ok. dwa miesiące po porwaniu. Nie chciałem w ogóle o tym pisać, bo na myśl o takim prowadzeniu "debaty politycznej" przez autorów, którym z klawiatur B. Blida nie schodziła przez liczne miesiące, przychodzą mi do głowy wszystkie te słowa, którymi określają swoich dzisiejszych adwersarzy: "pajace", "hieny", "gnidy".
Jak już pisałem, z oceną działań/zaniechań rządu wstrzymam się do chwili ujawnienia większej ilości informacji na ten temat. Na dzisiaj trudno jednak oceniać je przesadnie pozytywnie. Mimo wszystko zostawmy wirtualną nekrofilię pajacom, hienom i gnidom. Cierpliwości, życie i śmierć są sprawami zbyt poważnymi, by stawiać je obok wirtualnych ołtarzyków serwowanych na poziomie przedszkolaka.
To nie bajka.