Opinię taką, formułowaną przez kanclerz Niemiec mogliśmy poznać dzięki
doniesieniom agencyjnym. Wpisuje się ona dokładnie w proces, o którym wspomniałem w
poprzedniej notce.
W komentarzach do sytuacji na Bliskim Wschodzie zwraca uwagę "zapomnienie" o kwietniowej propozycji Hamasu dot.
rozejmu, którą Izrael odrzucił. Dlaczego? Dzisiejsze słowa izraelskiego ministra obrony Ehuda Baraka wygłoszone w Knesecie ("
Będziemy walczyć z Hamasem do ostatniej kropli krwi") jasno wskazują na podejście władz tego państwa do sprawy.
Zwraca uwagę retoryka żydowskich polityków - zaskakująco szybko "podchwycona" również przez polskie media. "Walka z Hamasem". Tzn. stosowanie odpowiedzialności zbiorowej i ostrzał meczetów, czy szpitali. Przez państwo mające dzięki amerykańskiej pomocy dostęp do najnowszych technologii oraz słynące z doskonałego wyszkolenia swojego legendarnego wywiadu.
Cóż państwo to robi? Buduje mur, tworzący ze Strefy Gazy getto. Odrzuca proponowany przez Hamas rozejm, bo... jednym z jego warunków było
zniesienie blokady Strefy. Od tamtej pory minęło osiem miesięcy - ludzie mieszkający w getcie, zamiast przestać popierać radykałów z Hamasu - którzy wygrali demokratyczne wybory (!) - uznali, że stanowią oni praktycznie ich jedyną szansę. I co się dzieje? Głównymi drogami zaopatrzenia dla Strefy Gazy - począwszy od żywności i lekarstw, a na broni skończywszy - stały się tunele przekopane z/do Egiptu. Terroryści z Hamasu jesienią nasilili rakietowy ostrzał celów w Izraelu. Patrzcie Państwo, stanowiska terrorystów z pewnością zostały namierzone satelitarnie w kilkadziesiąt sekund. Wytypowanie prawdopodobnych miejsc, z których ostrzał taki może być w przyszłości prowadzony nie przekracza możliwości ucznia szkoły podstawowej, grywającego w komputerowe gry strategiczne. Punktowe uderzenie, czy desant, słynących z profesjonalizmu, komandosów - stanowiłyby formalność. Gdyby celem była "walka z Hamasem". Cel jest jednak zupełnie inny. Eksterminacja Palestyńczyków, którzy nie godzą się na okupację swojego kraju przyniesioną na brytyjskich bagnetach. I "klepniętą" przez ONZ oczywiście. Wszak ten teren przestał należeć do Żydów (na rzecz Rzymian) ok. 70 roku naszej ery, niecałe 2000 lat wcześniej!
Ciekawe, kto poważnie traktowałby pomysł, by tereny obecnej Ukrainy podzielić np. na trzy części: ukraińską, szwedzką i fińską, bo wikingowie odegrali fundamentalną rolę w powstaniu państwa kijowskiego, a sama nazwa Ruś jest pochodzenia szwedzko-fińskiego? (
ciekawy wywiad na ten temat). A rzecz dotyczy wszak wydarzeń znacznie późniejszych. Raczej nikt.
Tymczasem cały świat serio dywaguje na temat propagandy w rodzaju:
No biedactwa, naprawdę. Przypomnijmy - mamy do czynienia z najnowocześniejszą armią świata atakującą ludzi zamkniętych w otoczonym przez dysponujące nią państwo getcie, w którym najlepiej uzbrojeni radykałowie używają ręcznych wyrzutni rakietowych, liczonych na dziesiątki sztuk. Z armią, którą jako okupanta alianci - za pośrednictwem bezwolnej ONZ - zainstalowali na terenach przez wieki zamieszkiwanych przez kogoś zupełnie innego. Czy gdyby po drugiej wojnie światowej potomkowie
Maurów wystąpiliby w zorganizowanej formie o odszkodowania, ONZ patronowałaby programowi "reprywatyzacji" Barcelony? Obawiam się, że wątpię.
Na koniec - obie strony tego konfliktu są mi równie obce, a - na dzień dzisiejszy - większe zagrożenie dla tzw. "kultury anglosaskiej" postrzegam w nie asymilujących się i podatnych na radykalny populizm muzułmanach, niż w państwie Izrael. Nie wpływa to jednak na postrzeganie całej tej sytuacji.
Izrael przeprowadza spójny program "ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej". Przeszły kogoś dreszcze? To dobrze, najwyższy czas.
Grafiki pobrałem z
tej strony